Konfiskata za ściąganie z sieci
Walka z piractwem wchodzi w nowy etap - policja ściga już nie tylko "piratów", ale i przeciętnych internautów.
Z dostawą do domu
Polska organizacja ZPAV (Związek Producentów Audio-Video) w październiku tego roku zapowiedziała, że z pomocą prokuratury zacznie walkę z polskimi serwerami, które obsługują protokoły peer-to-peer (P2P) umożliwiające nielegalną wymianę plików między użytkownikami internetu, stwarzając ogromny problemem dla firm fonograficznych oraz wytwórni filmowych. Ich kampania miała być także skierowana wobec użytkowników sieci, którzy nielegalnie ściągają filmy, muzykę i gry.
Nie tylko w Jastrzębiu, ale i w Stalowej Woli zatrzymywano komputery internautów, którzy masowo ściągali pliki z sieci. Policja zapewnia jednak, że nie są to losowe inspekcje, tylko precyzyjnie przygotowane akcje - pukający do mieszkania policjanci wiedzą, że w środku ktoś korzysta z "dobrodziejstw" P2P. Skąd policjanci mają taką wiedzę? Źródło nie jest znane - informacje mogą pochodzić od samego dostarczyciela internetu, który boi się reperkusji prawnych. Drugą możliwością jest wyśledzenie numerów IP użytkowników. Chociaż zdobycie samego adresu internauty nie jest możliwe bez pomocy dostarczyciela.
Dowody zbrodni
Zarekwirowany komputer staje się dowodem przestępstwa, co w praktyce oznacza, że o jego losach decyduje sąd. A na jego odzyskanie można czekać długo.
Na całym świecie widać wyraźną tendencję do walki nie tylko ze zorganizowanym piractwem, ale i z pojedynczymi użytkownikami. W USA 12-latka musi zapłacić kilkutysięczne odszkodowanie za ściąganie plików MP3 z sieci. Także w USA zasądzono wyrok 7 lat za sprzedawanie w internecie ściągniętych programów.
Rozstrzygnięcie sporu o P2P i ściąganie z internetu nie jest jednak takie łatwe. W takich krajach jak Szwecja stało się to nawet elementem narodowej debaty, a do życia powołano Partię Piratów. Obrońcy wolności w sieci powołują się na zasadę "dozwolonego użytku" - jeśli ktoś wykorzystuje ściągnięte pliki do użytku własnego, nie mając z tego korzyści majątkowych, to nie można go nazwać piratem. Jednak nie jest to takie łatwe. Bo P2P opiera się na masowej wymianie plików, a udostępniając film innym internautom, w zamian otrzymujemy inne filmy. Nie jest to korzyć majątkowa, ale dana osoba staje się trybikiem w gigantycznej maszynie, która rocznie przynosi miliardy strat. A jeśli weźmiemy pod uwagę, że niektóre filmy czy gry dostają się do sieci przed premierą (często za sprawą "prawdziwej" kradzieży) - sprawa komplikuje się jeszcze bardziej.
Nadkom. Piotr Bieniak podsumowuje: - Dzisiaj Jastrzębie, jutro być może inne miasto. Ktoś, kto ma w domu nielegalne oprogramowanie, musi się liczyć z tym, że pewnego dnia policjant zapuka do jego drzwi.
Łukasz Kujawa