Nadchodzą superpojemne dyski twarde
Naukowcy z uniwersytetu stanowego w Teksasie pracują nad nową technologią, która pozwoli na pięciokrotne powiększenie pojemności dysków twardych dostępnych w powszechnej sprzedaży. Wynalazek robi wrażenie, ale czy na pewno się nam przyda?
Dyski twarde stają się coraz większe i tańsze. W 1998 r. miałem w pececie HDD o pojemności 4 GB. Kosztował ok. 500 zł. Dziś za dużo mniejszą kwotę można mieć dysk, który zmieści terabajt danych. Przewiduje się, że za kilka lat będziemy mogli za ok. 100-200 zł kupić HDD o pojemności 10-20 TB.
Na drodze rozwoju stoją jednak pewne ograniczenia, podobne do tych, które niedługo zaczną trapić producentów procesorów. Chodzi o zagęszczenie magnetycznych punktów umieszczonych na talerzach dysku twardego. Obecnie jesteśmy w stanie zapisać 128 GB na calu kwadratowym (ok. 2,5 na 2,5 cm) metalowego podłoża.
Dalsze zagęszczanie punktów doprowadziłoby jednak do zakłóceń. Poszczególne bity wymieniałyby się między sobą, a to z kolei uszkadzałoby zawarte na dysku dane. Naukowcy z Teksasu uważają, że uda im się obejść ten problem dzięki samoszeregującym się nanopunktom zbudowanym z kopolimerów.
W uproszczeniu można więc powiedzieć, że udało się opracować mniejszy proces technologiczny produkcji dysków twardych - tak samo jak ma to regularnie miejsce w przypadku procesorów.
Wszystko to oczywiście robi duże wrażenie, ale mam wątpliwości, czy przeciętnemu konsumentowi naprawdę jest to potrzebne. Obecnie mam w laptopie dysk o pojemności 750 GB i nie wykorzystuję go nawet w jednej trzeciej. Wraz z rozwojem cyfrowej dystrybucji treści i streamingu muzyki czy filmów (a nawet gier!) duży HDD przestaje być po prostu potrzebny.
Druga wątpliwość dotyczy samej technologii. Dyski HDD są stopniowo zastępowane przez coraz tańsze pamięci SSD. Oferują one większą wydajność i mniejszą awaryjność niż tradycyjne talerze. Za kilka lat ich ceny i pojemności zrównają się z dyskami twardymi. Czy okaże się wtedy, że prace nad nową generacją twardzieli były po prostu zbędne?
Wojtek Wowra