Misja DART okiem Webba i Hubble’a. Kolizja okazała się dużo potężniejsza!

Historyczna misja wymaga historycznej oprawy - kosmiczną kolizję sondy DART z Dimorphosem najpierw mogliśmy podziwiać na nagraniu z pokładowej kamery DRACO, później także zdjęciach z naziemnych teleskopów ATLAS i satelity LICIACube, a teraz przyszedł czas na kosmiczne teleskopy Hubble’a i Webba.

Tak wyglądają skutki uderzenia DART w obiektywach Hubble'a i Webba
Tak wyglądają skutki uderzenia DART w obiektywach Hubble'a i WebbaNASAdomena publiczna

Blisko rok czekaliśmy na moment, kiedy sonda DART doleci do celu, czyli niewielkiego 160-metrowego naturalnego satelity asteroidy Didymos, oddalonego od naszej planety o 10,8 mln kilometrów, by rozbić się o jego powierzchnię z prędkością 22 530 km/h. I stało się, kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że pierwszy test systemu planetarnej obrony Ziemi zakończył się sukcesem, bo sonda zgodnie z planem uderzyła w asteroidę Dimorphos.

Tak wyglądała kolizja DART okiem Hubble’a i Webba

Naukowcy zadbali jednak o to, by wydarzenie zostało udokumentowane na wszystkie możliwe sposoby, dostarczając materiałów do analiz, które pomogą w lepszym poznaniu kosmicznych obiektów, a także podobnych testach w przyszłości. Za sprawą kamery pokładowej DRACO najpierw mogliśmy oglądać moment zbliżania się sondy DART do celu, a także zobaczyć szczegółowy obraz powierzchni Dimorphos na chwilę przed kolizją, a później zaczęły spływać kolejne materiały.

Zderzenie uważnie śledziły m.in. teleskopy projektu ATLAS (Asteroid Terrestrial-impact Last Alert System) prowadzonego wspólnie przez NASA i Uniwersytet Hawajski, dostarczając ujęć z Ziemi, mały włoski satelita LICIACube, który poleciał w kosmos na pokładzie sondy DART i został uwolniony dwa tygodnie przed kolizją, a także kosmiczne teleskopy Hubble’a i Jamesa Webba - to pierwszy raz, kiedy oba instrumenty obserwowały jednocześnie ten sam obiekt.

Materiały z tych ostatnich właśnie zaczęły spływać, sugerując, że uderzenie i jego skutki były w rzeczywistości dużo większe niż się spodziewaliśmy. Już obrazy dostarczone przez ziemskie teleskopy pokazywały ogromną chmurę materiału uwolnioną z powierzchni Dimorphosa na skutek uderzenia sondy DART i rozlewającą się na tysiące kilometrów, ale jak tłumaczy astronom projektu ATLAS, Alan Fitzsimmons, dopiero zdjęcia z Hubble’a i Webba ilustrują prawdziwą skalę zjawiska, bo teleskopy mogą pokazać wydarzenie "w większym przybliżeniu".

Jak możemy przeczytać w oświadczeniu ESA, zdjęcie wykonane przez kamerę bliskiej podczerwieni (NIRCam) Jamesa Webba cztery godziny po uderzeniu pokazuje "pióropusze materii wyglądające jak kosmyki oddalające się od środka miejsca uderzenia". Jeśli zaś chodzi o Hubble’a, to wykonał on zdjęcia 22 minuty, pięć i osiem godzin po uderzeniu, a w kolejnych tygodniach wykona jeszcze kilka dodatkowych. To dane bezcenne z punktu widzenia analiz ilości i szybkości rozprzestrzeniania się wyrzuconego materiału.

Co ciekawe, jak komentuje Ian Carnelli z Europejskiej Agencji Kosmicznej, początkowo obawiali się, że z Dimorphosa nic nie zostało, bo uderzenie było dużo większe, niż się spodziewali. Pełna ocena "zniszczeń" będzie możliwa jednak dopiero w 2026 roku, kiedy to misja Hera (start w 2024 roku) doleci na miejsce i dokładnie przyjrzy się kraterowi uderzeniowemu - według pierwotnych obliczeń miał on mieć 10 metrów średnicy, ale najpewniej okaże się większy.

Może to oznaczać, że uderzenie DART skróciło orbitę Dimorphosa bardziej niż o 1 planowany procent, co zdaniem ekspertów byłoby bardzo dobrą wiadomością, sugerującą, że w ramach systemu planetarnej obrony Ziemi jesteśmy w stanie zneutralizować zagrożenie ze strony dużo większych asteroid, ale tego dowiemy się najpewniej za 3-4 tygodnie, kiedy uda się ustalić, czy i ewentualnie jak bardzo DART wpłynął na orbitę celu.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas