Jest duży, czarny i płonie. Z nieba spadło coś dziwnego
Na pustyni w regionie Pilbara w zachodniej Australii odkryto duży, czarny i wciąż tlący się fragment obiektu, który - jak wynika z pierwszych ustaleń - pochodzi z kosmosu. Pracownicy kopalni natknęli się na niego 18 października, ok. 30 kilometrów na wschód od miasta Newman, w jednym z najbardziej odległych rejonów kontynentu i natychmiast zaalarmowali odpowiednie służby. Co niemal spadło im na głowy?

Większość satelitów i rakiet powinna ulegać całkowitemu spaleniu w atmosferze, a starannie planowane deorbitacje nad oceanami mają minimalizować ryzyko, że większe fragmenty dotrą do Ziemi (zadanie tym łatwiejsze, że większość naszej planety to przecież woda). Niestety w ostatnich latach - wraz ze wzrostem liczby misji kosmicznych - obserwujemy coraz więcej niebezpiecznych incydentów z udziałem obiektów spadających z nieba.
Tajemniczy przybysz z kosmosu
I przykładów nie trzeba szukać daleko, wystarczy tylko przypomnieć sprawę, o której na początku tego roku pisali moi redakcyjni koledzy Dawid Długosz i Daniel Górecki, a mowa o szczątkach rakiety Falcon 9, jakie spadły pod Poznaniem. Nie dalej jak w zeszłym tygodniu "coś dziwnego" wielkości samochodu spadło zaś na miasteczko Edmonson w zachodnim Teksasie - jak się okazało był to sprzęt badawczy NASA, który zbierał bardzo ważne dane i miał zostać odzyskany w kontrolowany sposób.
Co spadło z nieba w Australii?
Czy tak samo było w Australii? Najprawdopodobniej, bo choć dokładne pochodzenie obiektu nie zostało jeszcze potwierdzone, Australijskie Biuro Bezpieczeństwa Transportu (ATSB) wykluczyło, by mógł to być element samolotu pasażerskiego. Co więcej, pierwsze analizy wskazują, że "znalezisko" wykonane jest z włókna węglowego, a jego struktura odpowiada wcześniej identyfikowanym szczątkom kosmicznym, jak zbiorniki ciśnieniowe lub elementy rakiet.
Zaangażowane w akcję Policja Stanu Australia Zachodnia (WA Police Force), Australijska Agencja Kosmiczna oraz Departament Pożarów i Służb Ratunkowych poinformowały też w oficjalnym komunikacie, że "obiekt został zabezpieczony i obecnie nie stwarza żadnego zagrożenia dla ludności". Jednocześnie przypominają jednak, że znalezionych obiektów tego typu nie wolno dotykać, ponieważ mogą zawierać toksyczne lub radioaktywne materiały. W razie podejrzenia, że to kosmiczne odpady, należy powiadomić lokalne służby.
Chiny na celowniku świata
Australijska archeolożka kosmiczna dr Alice Gorman zasugerowała w rozmowie z The Guardian, że może to być czwarty stopień chińskiej rakiety Jielong-3, wystrzelonej we wrześniu. To czterostopniowa rakieta na paliwo stałe o wysokości 31 m i średnicy 2,65 m, opracowana przez China Rocket, spółkę zależną China Academy of Launch Vehicle Technology (CALT), której zadaniem jest wynoszenie satelitów o łącznej masie do 1,5 tony (trwają już prace nad zwiększeniem ładowaności do 2 ton) na orbitę heliosynchroniczną (SSO) o wysokości 500 kilometrów.
Czy tak faktycznie jest? Australijska Agencja Kosmiczna prowadzi szczegółową analizę techniczną, która ma odpowiedzieć na wszystkie pytania i ustalić, z jakiego statku lub rakiety pochodzi znalezisko. Tak czy inaczej, jedno jest pewne - dostaliśmy kolejny dowód na to, że kosmiczne śmieci nie są już odległym hipotetycznym problemem, ale takim coraz bardziej namacalnym, które dosłownie spada nam na głowy.










