Rosja do 2030 roku zbuduje własną stację kosmiczną ROSS
O planach budowy rosyjskiej stacji kosmicznej słyszymy od lat, ale wydaje się, że inwazja na Ukrainę i związane z tym sankcje gospodarczo-polityczne znacznie przyspieszyły plany Roskosmosu w zakresie umieszczenia ROSS na orbicie.
Po nałożeniu na Rosję sankcji w związku z inwazją na Ukrainę, szef Roskosmosu, Dmitrij Rogozin, straszył, że jego astronauci opuszczą Międzynarodową Stację Kosmiczną, co skończy się jej upadkiem na Ziemię. Kiedy jednak okazało się, że NASA wcale nie potrzebuje już Kremla i jest w stanie samodzielnie kontrolować orbitę ISS za pomocą ulepszonej wersji statku kosmicznego Cygnus od Northrop Grumman, rosyjska agencja kosmiczna wyraźnie spuściła z tonu, a jej astronauci kontynuowali zaplanowane prace u boku zachodnich kolegów.
Rosja przedstawia plany budowy ROSS
Warto też zaznaczyć, że w połowie lipca Putin "zdymisjonował" Rogozina, a jego miejsce zajął Jurij Borysow, który zdaje się mieć jednak podobne poglądy w zakresie zakończenia współpracy z Zachodem w ramach ISS. Tyle że przyjął zdecydowanie inną taktykę i zamiast straszyć, po prostu poinformował, że Rosja opuści Międzynarodową Stację Kosmiczną do 2024 roku, ale do tego czasu utrzymywać będzie kosmiczny dom razem z partnerami. Nie będzie jednak lotu rosyjskiego kosmonauty na pokładzie kapsuły SpaceX, nowych rosyjskich modułów ISS, a także eksperymentów i badań prowadzonych z myślą o wspólnej kolonizacji Księżyca.
Są jednak plany budowy własnej stacji kosmicznej Russian Orbital Service Station (ROSS), która rozpocząć ma się już w 2028 roku i osiągnąć pełną zdolność operacyjną w 2030 roku.
Warto jednak pamiętać, że choć konflikt z Zachodem nieco przyspieszy opuszczenie ISS przez rosyjskich astronautów, to nie jest to wielkie zaskoczenie, bo ISS ma już swoje lata i zaczyna się po prostu sypać. Część rosyjskich modułów ma już 25 lat, pomimo że była zaplanowana na 15 lat pracy, co oznacza, że ich utrzymanie wymaga mnóstwo wysiłku i nakładów finansowych, więc astronauci zamiast na badaniach, skupiają się na ich naprawie.
W związku z tym Rosja odkrywa pierwsze karty na temat nowej stacji, która zostanie umieszczona w dogodniejszym dla Moskwy miejscu, tzn. zapewni widoczność na całe terytorium kraju, a nie tylko na jego 10% jak w przypadku ISS, a także oba bieguny Ziemi. Rozważana jest tu orbita o nachyleniu 97 stopni i wysokości 372 km - dlaczego akurat taka? Jak dowiadujemy się z wypowiedzi odpowiedzialnego za projekt Władimira Sołowiowa:
Orbita umożliwi badanie nie tylko całego terytorium naszego kraju, ale także obu biegunów Ziemi za pomocą detektorów optycznych, podczerwonych, ultrafioletowych i innych, a także obiektów radarowych, co półtorej godziny, co jest bardzo ważne. Ta cecha orbity umożliwi śledzenie i przemieszczanie różnych obiektów w rejonach biegunów Ziemi, co daje zupełnie nową jakość badaniom kosmosu.
Przy okazji dowiadujemy się, że ROSS będzie działał w trybie automatycznym i będzie odwiedzany w razie potrzeby, tzn. astronauci nie będą tu przebywać na stałe, ale dosłownie wpadać na chwilę 2 razy w roku, dzięki czemu ma być efektywniej wykorzystywany (odpadają kosztowne loty załogowe i zaopatrzeniowe).
Budowa odbędzie się zaś w dwóch etapach, w 2028 roku na orbitę trafi moduł podstawowy, który przez kilka lat będzie służył jako moduł główny, statek dostawczy oraz statek transportowy, a w 2030 roku dołączą dwa duże moduły naukowe - pod koniec tego etapu masa stacji osiągnie około 122 ton, a objętość pod ciśnieniem 505 metrów sześciennych, czyli znacznie przekroczy rosyjski segment ISS. Czy Rosji uda się zrealizować ten ambitny plan? Wielu ekspertów wyraża wątpliwości, szczególnie biorąc pod uwagę obecną kondycję rosyjskiej gospodarki, ale czas pokaże.