Spektakl na Marsie. Łazik uchwycił zderzenie dwóch diabłów pyłowych

Łazik Perseverance był świadkiem wyjątkowego spektaklu na Czerwonej Planecie - nagrał, jak większy diabeł pyłowy pochłania swojego mniejszego odpowiednika, zmieniając się w jedno większe zjawisko.

Zarówno Perseverance, jak i Curiosity były świadkami wielu marsjańskich diabłów pyłowych (zdj. poglądowe)
Zarówno Perseverance, jak i Curiosity były świadkami wielu marsjańskich diabłów pyłowych (zdj. poglądowe)materiały prasowe

No dobrze, ale czym w ogóle są marsjańskie diabły? To wiry piaskowe/pyłowe, czyli zjawisko atmosferyczne typu wiru powietrznego, obecne także na na naszej planecie, które wizualnie przypominają trąby powietrzne, ale w odróżnieniu od nich nie towarzyszą burzom i powstają zazwyczaj przy pogodnym niebie.

Wiry pyłowe na Ziemi i Marsie formują się w taki sam sposób, a mianowicie ciepło z silnie nagrzanej przez słońce powierzchni jest przekazywane do atmosfery, przez co w pobliżu powierzchni gruntu tworzy się wysoce niestabilna warstwa powietrza. Uwolnienie zmagazynowanej w tej warstwie energii prowadzi do powstawania pióropuszy termicznych szybko wznoszącego się powietrza, a słaby wiatr sprzyja zainicjowaniu w takich miejscach rotacji, co prowadzi do powstania wiru.

Zjawisko uchwycone na Witch Hazel Hill

Podczas eksperymentu mającego na celu lepsze zrozumienie atmosfery Marsa, nawigacyjna kamera Perseverance zarejestrowała kilka diabelskich wirów na zachodnim skraju krateru Jezero, w rejonie zwanym Witch Hazel Hill. Nagranie zmontowane z wykonanych zdjęć pokazuje, jak mniejszy diabeł pyłowy o szerokości ok. 5 m wpadł prosto w paszczę swojego większego odpowiednika (ok. 65 m szerokości), który go pochłonął (w tle widać dwa kolejne wiry).

Diabły pyłowe wędrują po powierzchni Marsa, zbierając pył i ograniczając widoczność. Gdy dwa takie wiry się spotkają, mogą się wzajemnie zniszczyć lub połączyć, a silniejszy z nich pochłania słabszego
wyjaśnia Mark Lemmon z Instytutu Nauk Kosmicznych w Boulder.

Pierwsze diabły pyłowe zostały zauważone jeszcze w latach 70. przez misję Viking, a później sfotografowane przez Pathfinder w latach 90. W przeciwieństwie do Ziemi, gdzie mogą powstawać tornada, atmosfera Marsa jest zbyt rzadka, by je podtrzymać. Jeśli komuś zrobiło się żal mniejszego wiru, to Mark Lemmon ma dla niego pocieszenie - większy wir zapewne również zniknął po kilku minutach, bo diabły pyłowe na Marsie "żyją" zaledwie około 10 minut.

Przypomnijmy, że Perseverance już wcześniej rejestrował podobne zjawiska. We wrześniu 2021 roku uchwycił całą chmarę tańczących diabłów pyłowych, a dzięki SuperCam, jako pierwszy łazik na Marsie, nagrał dźwięk wiru pyłowego.

Jowita Michalska: AI zamiast przyjaciela. Duży światowy biznesINTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?