Cała prawda o mięsie z kurczaka
„Produkcja” kurczaka trwa około miesiąca. Jego mięso jest zdrowsze i tańsze od wołowiny czy wieprzowiny. Wielu z nas jednak nie wie, w jakich warunkach hoduje się 2,1 miliona ton polskiego drobiu...
Popyt jest ogromny i wciąż rośnie: statystyczny Polak spożył w 2006 roku 23,7 kg drobiu, a dziesięć lat później już o 3 kilogramy więcej. Dlaczego?
Mięso kurczaka jest tańsze od wieprzowego czy wołowego, a na dodatek zdrowsze. Zawiera niewiele tłuszczu, ale za to dużo białka - substancji, która odbudowuje mięśnie, skórę oraz włosy, a także wzmacnia układ immunologiczny do walki z wirusami i bakteriami.
W przeciwieństwie do czerwonego mięsa drób ma mało cholesterolu, dzięki czemu zmniejsza ryzyko wystąpienia zawału serca.
Ponadto piersi z kurczaka wpływają korzystnie na nasz wygląd: zawierają około 30% mniej kalorii od wieprzowiny, napędzają przemianę materii i dostarczają składników służących do budowy nowych komórek. Skąd jednak bierze się 1,5 miliona ton polskiego drobiu rocznie? Eksperci Świata Wiedzy dotarli do zakładów, w których każdego dnia powstają tysiące istnień - w maszynie.
Drzwi wylęgarni otwierają się. Kilkanaście tysięcy dopiero co wyklutych i stłoczonych na kilku piętrach kurcząt popiskuje w otoczeniu potłuczonych skorupek. Dokładnie przez 21 dni funkcję ich matki pełniła maszyna: wciąż obracając jaja, utrzymując temperaturę na poziomie 37,5 stopnia Celsjusza oraz wilgotność powietrza rzędu 50 procent.
Hodowca ma 30 dni na to, żeby z ważącego 40 gramów „surowca” zrobić korpulentne, półtorakilogramowe egzemplarze...
Na przenośniku taśmowym ważące 40 gramów zwierzęta oddzielane są od skorupek, sortowane i pakowane dokładnie po 100 sztuk do skrzynek. Palety z "żywym towarem" transportuje się następnie samochodami ciężarowymi do tuczarni drobiu. Zwierzęta tworzą tam coś na wzór żółtego, puszystego dywanu na podłodze mierzącego 90 na 20 metrów, w pełni zautomatyzowanego kurnika.
Hodowca ma 30 dni na to, żeby z ważącego 40 gramów "surowca" zrobić korpulentne, półtorakilogramowe egzemplarze, a więc utuczyć pisklaki 38-krotnie. Dla porównania: aby osiągnąć podobny wynik, niemowlę musiałoby każdego dnia przybierać na wadze 4 kilogramy.
Przedsiębiorca zapłacił 1,25 zł za pisklę, na którym zarobi od 50 do 75 procent. Zysk jest najważniejszy, więc w trakcie tuczenia nic nie dzieje się przypadkowo, a efekt masowej hodowli "chodzącego mięsa" ląduje potem w naszych garnkach...