Dlaczego mieszkańcy miast się stresują?
Człowiek to istota społeczna i życie w izolacji niewątpliwie mu nie służy. Równie niekorzystnie działa też jednak na nas druga skrajność - mieszkanie w środowisku, w którym ludzie dosłownie wchodzą sobie na głowy. Wśród mieszkańców miast coraz częściej obserwuje się występowanie niektórych chorób psychicznych, na przykład depresji, stanów lękowych czy schizofrenii.
Przyspiesz! Jesteś powolny!
Ochotnicy mieli na uszach słuchawki, w których słyszeli polecenia osoby kierującej badaniami. Bez względu na to, jak im szło, spotykali się z komentarzem: - Jesteś powolny! Twój wynik jest poniżej przeciętnej! Musisz się poprawić!
Szef eksperymentu postarał się, by jego głos brzmiał jak poirytowany. W ten sposób naukowcy wywołali u ochotników dość silny stres. W odpowiedzi na niego w mózgu studentów aktywował się szereg ośrodków nerwowych. Stwierdzili, że reakcja dwóch z nich zależała od tego, czy dany student został wychowany i mieszkał w metropolii, czy też w małym mieście bądź na wsi.
Mózg "miastowych" nie współpracuje
Wcześniejsze badania dowiodły, że zarówno ciało migdałowate, jaki i zakręt obręczy pośredniczą sterowaniu reakcjami emocjonalnymi. Obserwacje pacjentów po operacjach neurochirurgicznych obejmujących zakręt obręczy świadczyły o tym, że rola tej struktury steruje emocjami z silnym komponentem lękowym. Potwierdziły to również badania Meyer-Lindenberga.
W czasie eksperymentu właśnie ta część mózgu aktywowała się u wszystkich zestresowanych ochotników. Jednakże wśród studentów wychowanych w metropoliach uaktywniła się znacznie wyraźniej niż u badanych z mniejszych miast. U studentów wychowanych na wsi gyrus cinguli wykazywał jeszcze mniejszą aktywność.
Tym razem zamiast słuchania nieprzychylnych komentarzy, ochotnicy mieli możliwość zobaczenia, jak na ich działania reaguje osoba prowadząca eksperyment, która, zgodnie ze wskazówkami, robiła grymasy twarzy świadczące o niezadowoleniu. Wyniki eksperymentu były dokładnie takie same jak w pierwszym przypadku.
Meyer-Lindenberg wykazał również, że gdy studenci z metropolii bądź mniejszych miast i wsi rozwiązywali zadania bez werbalizowanego popędzania i bez widoku twarzy z grymasem niezadowolenia, aktywność ich mózgów w analizowanych obszarach nie wykazywała znaczących różnic.
Miasto rozżarza ośrodek strachu
Także zmiany funkcji "centrum strachu", którym w dużym uproszczeniu można nazwać ciało migdałowate, wiążą się z dalekosiężnymi konsekwencjami. Struktura ta jest niezwykle ważna z punktu widzenia ustalania więzi społecznych. Badania elektrofizjologiczne przeprowadzone na małpach wykazały, że aktywność pojedynczych neuronów ciała migdałowatego nasila się pod wpływem oglądania wizerunków twarzy osobników tego samego gatunku. Potwierdzają to najnowsze doniesienia naukowców, którzy wykazali, że ludzie, u których ta struktura mózgu lepiej się rozwinęła, mają zazwyczaj szerszy krąg przyjaciół (patrz akapit: Kontakty społeczne są różne).
Każdy z nas ma określoną granicę prywatności fizycznej, która szczególnie daje o sobie znać w miejscach publicznych. Dystans, do którego mogą zbliżyć się inni bez wywoływania u nas poczucia dyskomfortu, to tzw. bańka prywatności. Otacza ona nasze ciało na dystans ok. 45-60 cm.
Przekroczenie tej granicy wywołuje stres, czy napięcie. Nie ma wątpliwości co do tego, że wspomniana przestrzeń osobista mieszkańców metropolii jest stale narażana na ataki. Ekstremalnym przykładem naruszenia bańki prywatności jest zatłoczenie w tramwajach i autobusach podczas szczytu komunikacyjnego. Sytuację pogarsza fakt, iż zaistniałej sytuacji nie da się rozwiązać poprzez odsunięcie się w dalsze miejsce. Pasażerowie po prostu godzą się z zaistniałą sytuacją, jednak częstą konsekwencją naruszenia tego fizycznego dystansu może być wrogość podróżnych wobec siebie.
Jak to wygląda u imigrantów?
Andreas Meyer-Lindenberg przypuszcza, że ludzie ci są narażeni na jeszcze większy stres niż przeciętni mieszkańcy miast. Czy odzwierciedla się to w pracy ich mózgu? Można założyć, że bardziej szczegółowe badania odkryją indywidualne skłonności poszczególnych osób. Nie jest tajemnicą, że niektóre osoby w zgiełku dużego miasta czują się jak ryby w wodzie i nigdy nie zdecydowałyby się na przeprowadzkę do leśnej głuszy, podczas gdy u innych ludzi jest dokładnie na odwrót.
O zadowoleniu z życia na wsi czy mieście w znaczący sposób decyduje poczucie, czy i w jakim stopniu mamy pod kontrolą warunki, w których żyjemy. Gdy ludzie czują się zagrożeni, na siłę podporządkowywani zaistniałym okolicznościom i mają poczucie, że nie są w stanie zmienić swojej sytuacji, to z pewnością w tej grupie osób odczuwalny poziom stresu będzie wyższy.
Swą rolę odgrywają tu również kontakty międzyludzkie. Wielu ludzi wprawdzie żyje w dużych miastach, ale spotykają się ze stosunkowo wyraźnie wyodrębnionym stałym kręgiem osób z pracy lub sąsiedztwa. Do ciekawych wniosków doszła dr Lisa Feldman Barrett z Northeastern University, która wykazała ona, że objętość ciała migdałowatego dodatnio koreluje z rozmiarem i złożonością sieci społecznych dorosłych ludzi.
Nawet miasta mają zalety
Od naukowców wymagałoby to zebrania bardzo dużej grupy osób badanych. Pewnym uproszczeniem jest z pewnością badanie mniejszych grup osób pod względem oddziaływania na nich czynników, które nie są bez wpływu na występowanie zaburzeń psychicznych, np. hałas, zatłoczenie, anonimowość w tłumie. Wyniki tych badań dałyby z pewnością urbanistom wiele cennych wskazówek do stworzenia z miast bardziej przyjaznych miejsc do życia.
Alicja Czyrska