Jak przetrwać wojnę? "Musimy mieć podręczną przezorność" [WYWIAD]

Jak przygotować się na kataklizm, wojnę czy nagłą ekstremalną sytuację? Dla GeekWeeka opowiada o tym Piotr Czuryłło, jeden z pierwszych polskich preppersów i prezes fundacji Polish Preppers Network. Zdradza, dlaczego w czasie wojny, pozostanie w domu może uratować życie, czym jest filozofia preppersa oraz jak zwykła refleksja może pomóc w przetrwaniu trudnej sytuacji, zanim w ogóle nadejdzie.

Marcin Jabłoński: Jaka jest różnica między surwiwalowcem a preppersem?

Piotr Czuryłło: Surwiwalowiec to osoba, która przygotowuje się do sytuacji ekstremalnych. Sytuacji życia i śmierci. To ktoś, kto zdobywa wiedzę i umiejętności specyficzne z myślą o tym konkretnym momencie.

Natomiast definicja preppersa jest znacznie szersza. Powiedziałbym, że to osoba, która oprócz przygotowywania się na wspomniane sytuacje życia i śmierci, cechuje się też ogromnym pragmatyzmem i doświadczeniem życiowym, napędzanymi zapobiegliwością. Preppers przygotowuje się w taki sposób, aby mieć po prostu łatwiej, nieważne, w jakiej znajdzie się sytuacji.

Reklama

Czyli gdy surwiwal jest nastawiony na praktyczne umiejętności, tak preppering to wręcz filozofia życia?

Bez wątpienia. Jednak ośmielę się powiedzieć, że w obecnych czasach to także pewien proces ewolucyjny. Zobaczmy, jak teraz wygląda nasz świat. Ostatnie dekady okraszone są różnymi problemami i zagrożeniami. Niektórzy twierdzą, że zawsze tak było, a obecny przesyt takimi wydarzeniami to wynik dostępności do informacji. Pewnie wiele w tym racji, niemniej sprowadza się to do poziomu naszej świadomości tego co się dzieje na świecie, a nie tylko blisko nas. 

Ta świadomość występowania dookoła sytuacji złych, trudnych i ekstremalnych, wywołuje przede wszystkim refleksję. Zaczynamy sobie zadawać pytanie, co my zrobilibyśmy w danej sytuacji. I zdajemy sobie sprawę, że jeśli nawet w małym stopniu jesteśmy do tego przygotowani, to zwiększa się nasze fundamentalne poczucie bezpieczeństwa.

Można postawić tezę, że aby zostać preppersem, wystarczy nawet jedna chwila refleksji?

Absolutnie. Jedna z dewiz, którą uwielbiam, głosi, że lepiej wiedzieć niż mieć. Więc nawet jeżeli rozważamy pewne sytuacje czysto teoretycznie, to budujemy tym taką przezorność w pamięci podręcznej. Taką, która w sytuacji kryzysowej, kiedy będziemy w stresie a nasz sposób myślenia i działania będą mocno ograniczone, to pozwoli nam szybciej się odnaleźć. Dzięki niej możemy szybciej podjąć decyzję i uratować cenny czas. A tym samym być może uratować życie.

Co jest jeszcze potrzebne, aby zbudować taką filozofię preppersa?

Na pewno to po prostu praca nad samym sobą i poznanie swoich możliwości. To może pomóc nam określić pewien proces działania w przyszłości np. w takiej sytuacji kryzysowej. Dzięki temu wiemy, jak opanować rosnący stres, uniknąć paniki i podjąć taki ciąg działań, aby nasz plan zafunkcjonował. Preppersi to osoby, które tak naprawdę uczą się zaradności. I to takiej, która przydaje się nie tylko w nagłych i trudnych sytuacjach, ale i w codziennym życiu.

A jeśli mówimy o przygotowaniu sprzętu, to czy jest jakiś zestaw rzeczy, który przyda się bez względu na sytuację?

Uporządkujmy, że za taki "zestaw" możemy uznać swoisty symbol prepperingu - czyli plecak ucieczkowy. Taki który po prostu możemy wziąć z miejsca. W nim są rzeczy, bez których nieważne gdzie jesteśmy, po prostu nie przetrwamy dłużej. Oczywiście absolutną podstawą jest tu woda, zapas jedzenia czy zestaw narzędzi jak nóż, nożyce czy ogólnie taki multitiool, mapa i kompas. Oczywiście tu należy także uwzględnić lekarstwa, które bierzemy na co dzień, ale też te, które są nam niezbędne do przetrwania niespodziewanych sytuacji. Nasz organizm będzie przecież narażony na wiele negatywnych czynników.

Jest wiele rozpisek, co należy zabrać do takiego plecaka ucieczkowego i to zależy także od terenu, przez który planujemy uciekać. Ale myślę, że planując jego zawartość, należy uwzględnić dwie rzeczy: przewidywanie i komfort. Zawartość plecaka ucieczkowego powinna pozwolić przetrwać jak najdłuższy okres. Stąd trzeba pamiętać o zabraniu elementów, które pozwolą nam utrzymać podstawowe zasoby. Na przykład filtr do wody, czy urządzenia, dzięki którym ją ugotujemy, przyszykujemy jedzenie lub odkazimy jedno i drugie.

Jednak to wszystko zajmuje dodatkowe miejsce i nie zabierzemy tak wszystkiego.

Właśnie o to chodzi w pomyśleniu o komforcie. Musimy pamiętać, aby taki plecak nie stanowił dość uciążliwego bagażu. Są na to różne sposoby. Chociażby właśnie w książce "Survival. Oficjalna instrukcja Armii Amerykańskiej" jest dobrze wytłumaczone, że 11 kilogramów mięsa po procesie wysuszenia nie tylko dłużej wytrzymuje, ale i zajmuje już tylko 1 kilogram, nie tracąc na wartościach odżywczych.

Nagle bagaż staje się mniejszy, a ma tyle samo jedzenia...

I to jest właśnie clue takiego plecaka ucieczkowego - aby był wystarczający i wygodny. Bo właśnie wygoda jest jedną z najważniejszych rzeczy w przetrwaniu trudnej sytuacji. Wiadomo, że wtedy będziemy pod wpływem stresu i zdenerwowania. A jeśli taka sytuacja się przedłuża, to naturalnie wzrastają negatywne emocje. Wtedy nawet mając wszystkie rzeczy potrzebne do przetrwania, zwyczajnie możemy zacząć "pękać".

Więc naprawdę ważne jest zadbanie o to, abyśmy nawet w tak trudnych sytuacjach, mogli czuć się komfortowo. Abyśmy mieli taki plecak, który nas nie uwiera. Abyśmy mieli jedzenie, które nam smakuje. Albo zapewnili sobie źródła dopaminy jak tabliczka naszej ulubionej czekolady. Wszystko to dostosowujemy pod siebie, tworząc bodaj najważniejszą rzecz w prepperingu.

Jaką?

Doktrynę działania. Cała w ogóle idea prepperingu czy surwiwalu opiera się na pewnej wybranej przez nas doktrynie, którą konsekwentnie będziemy się kierować w zmaganiach z trudną sytuacją. Na przykład istnieje taka doktryna STOP, czyli Stay, Observe, Think, Plan. Zakłada ona, aby przemyśleć swoje działanie, co jest niezwykle istotne. A taką doktrynę możemy nawet stosować na co dzień do swoich obowiązków.

Jeżeli zwykle mówi się o prepperingu czy surwiwalu, to porusza się kwestie działania w pojedynkę, albo z bliskimi. Ale czy nie chodzi w tym także o ogólną współpracę z innymi?

Absolutna większość preppersów zakłada, że w trudnych sytuacjach należy działać kolektywnie. Tacy ludzie już z natury są otwarci i utrzymują kontakty z otoczeniem. Bo wiedzą, że w grupie jest łatwiej przetrwać.

Oczywiście zawsze znajdzie się ktoś, kto zakłada, że jak jest silny, wysportowany i ogólnie przygotowany, to nie potrzebuje takiej grupy. Ale sam mogę powiedzieć, że w znacznej większości preppersi sami budują społeczności, w których pomagają i edukują innych na rzecz zdrowej zaradności i przygotowania. Może tak być, że nasz sąsiad nie jest preppersem, ale zawsze jest naszym potencjalnym sojusznikiem. Należy też pamiętać, że nie każdy z nas jest klonem Chucka Norrisa i mamy swoje słabości. Działając w grupie, można uzupełniać swoje słabości. Tu należy złotymi literami podkreślić, że preppering i surwiwal to z natury prospołeczne działania.

I warto dodać, że tę prospołeczność preppersów pokazujesz w fundacji Polish Preppers Network, która zajmuje się edukacją z zakresu prepperingu, ale także pomocą społeczną. Jak wygląda dokładnie działanie waszej fundacji?

Jej założeniem jest właśnie pomoc i edukowanie. Trochę też odczarowanie tego wizerunku preppersa jako kogoś, kto trzyma 1000 konserw w piwnicy i w kółko powtarza "zaraz to wszystko walnie". I dlatego skupiamy się na tej działalności prospołecznej, która także rozszerza się na inicjatywy poza naszą fundacją. Widać bowiem, że coraz więcej preppersów w lokalnych społecznościach prowadzi własne inicjatywy edukacyjne, aktywizując swoją społeczność. 

W naszej fundacji współpracujemy z wieloma inicjatywami jak Bank Żywności. Uczestniczymy także w projektach edukacyjnych, które pomagają nabrać trochę zaradności życiowej, wykonując czynności surwiwalowe. W fundacji sami też organizujemy spotkania i eventy, w których opowiadamy o prepperingu i uczymy podstawowych umiejętności surwiwalu. I dzięki temu ludzie nabierają takiego bakcyla. I to daje nam ogromną satysfakcję, że ludzie mogą zrozumieć dzięki nam istotę prepperingu i często wykorzystać ją do swojego życia. Bo naprawdę chcę podkreślić, że właśnie to jest też ideą preppersów. Kształtowanie zaradności i odpowiedzialności. Bowiem to także pokazuje, że preppers to nie osoba, która ma w głowie tylko, że zaraz przyjdzie najgorsze.

Chyba za słowem preppers przez lata ciągnął się pewien stygmat, że to człowiek, który tylko myśli o tym "najgorszym" i całe życie podporządkowuje jego nadejściu.

I to jest bardzo nieprawdziwe i szkodliwe. Preppersi to nie są ludzie, którzy są ponurzy i świadomość różnych zagrożeń dała im poczucie, że na pewno spotka ich coś złego. To normalni ludzie, którzy nie zamartwiają się wszystkim dookoła. Też nie chodzimy do innych i mówimy, że świat jest straszny.

Preppers po prostu ma z tyłu głowy, że jeżeli jest szansa takiego zagrożenia, to powinien być przygotowany, aby samemu przynajmniej przez jakiś czas mu sprostać. Nie neguje działalności służb np. wojska czy policji. Ale zakłada, że może przez jakiś czas te służby będą na tyle zajęte, że po prostu fizycznie nie uda im się dotrzeć natychmiast z pomocą. I do tego czasu trzeba działać we własnym zakresie.

Czy ludzie już inaczej podchodzą do prepperingu i słowa preppers?

Tak i sam to obserwuję. Zajmuje się preppreingiem od kilkudziesięciu lat, zanim to słowo w ogóle przywędrowało do Polski i pamiętam, że kiedyś takie działania uznawało się za dziwne. Spotykałem się często nawet z docinkami i żartami. Ale chciałbym zauważyć coś ciekawego. Że jak preppering mógł być wcześniej negatywnie kojarzony, to tak naprawdę jego idea jest mocno zakorzeniona w naszej kulturze. I widać, jak to przechodziło z pokolenia na pokolenie. Każdy chyba miał babcię i dziadka, którzy robili większe zapasy np. w słoikach. To właśnie te pozostałości prepperingu w naszej kulturze, które wiązały się z założeniem, że w naszym kraju zawsze trzeba być przygotowanym.

A czy widzisz wśród Polaków ogólne zwiększenie zainteresowania prepperingiem i surwiwalem?

Do tego zmierzam. Zawsze jakieś głośne wydarzenia, które pobudzają poczucie osobistego zagrożenia, zmieniają podejście. A od ostatniej dekady mieliśmy dużo takich wydarzeń. Nasze badania pokazują, że na zwiększenie zainteresowania prepperingiem najmocniej wpływają konflikty zbrojne. Dużo ludzi zaczęła inaczej patrzeć na preppering, gdy w 2014 roku wojska rosyjskie weszły na Ukrainę. Nie muszę chyba mówić, że po 2022 preppering i surwiwal już w ogóle nie są tematem do żartów.

A pandemia też wpłynęła na odbiór perpperingu i surwiwalu?

To był okres, gdy w społeczeństwie wzrosła świadomość potrzeby bycia przygotowanym na trudne i niespodziewane sytuacje. Jednak był to także okres, który ukazał wiele błędów w podejściu do takiego przygotowania, jak i ogólnego zarządzania trudnymi sytuacjami.

Proszę sobie przypomnieć, co się działo już na samym początku. Gdy się okazało, że nie ma maseczek, rękawiczek, respiratorów czy środków dezynfekujących. A to są rzeczy potrzebne w sytuacji nie tylko chorób, ale także kataklizmów. One powinny być w rządowych magazynach, przygotowane do wydania.

Czy oprócz tego nieprzygotowania rządu, nie była to także oblana lekcja świadomości informacyjnej w czasach zagrożenia?

Właśnie te czasy są olbrzymim materiałem do nauki, czego nie robić w przestrzeni informacyjnej i jak ludzie potrafią w ogóle nie zdawać sobie sprawy z zagrożenia. Brak jakiejkolwiek wiedzy i świadomości zachowania się w takich sytuacjach kryzysowych był przerażający. Wystarczy sobie przypomnieć puste półki sklepowe na samym początku.

Nie pomagało też przekazywanie sprzecznych informacji przez organy, którymi naturalnie mamy ufać. Nie mówiąc o decyzjach, jak zakaz wstępu do lasu. A to także niszczyło ludzką psychikę i sprawiało, że byliśmy łatwo podatni na dezinformację. A właśnie umiejętne rozpoznanie tej dezinformacji czy manipulacji jest jednym z elementów prepperingu, bo od tego może zależeć przetrwanie. W sytuacji pandemii ten brak umiejętności doprowadził do swoistej walki pomiędzy różnymi obozami, gdzie nie było pola do żadnej dyskusji. Tylko ludzie zebrani dookoła jakichś autorytetów, czy w sumie lepiej można to określić "proroków"  konfrontujący się w sytuacji, gdy wokół jest zagrożenie. A często dla najlepszego wyjścia z sytuacji lepiej jest zastosować ten STOP, o którym było wcześniej, czyli zatrzymać się i rozważyć sytuację.

Wspominałeś, że największe zwiększenie świadomości zagrożenia przynoszą konflikty zbrojne. Jak według Ciebie każdy z nas może się przygotować na potencjalną sytuację wybuch wojny?

W pierwszej kolejności należy zrozumieć i zaakceptować co się wydarzyło. Może to brzmieć banalnie, ale naprawdę czasem w sytuacji nagłego wywrócenia naszego życia do góry nogami, możemy chcieć się od tego odciąć. Po prostu odwracamy się i myślimy, że jak my nie widzimy zagrożenia, to ono nas też nie widzi. Niestety w ten sposób czołgi przejeżdżające obok nas nie zniknął.

Należy mieć też rozplanowanie działanie, na podstawie naszej sytuacji. Na przykład uciekać czy nie. Bo jeśli mieszkamy w rejonie bardzo blisko pierwszego ataku, można zadać sobie pytanie, czy naprawdę warto. Przemieszczanie się w aktywnej strefie walk może być wielkim błędem. Pamiętajmy o tym, że nasz dom jest zawsze naszą twierdzą. To jest miejsce, gdzie mamy najwięcej zgromadzonych zapasów, narzędzi, sprzętu. Znamy okolicę, znamy ludzi, więc tak długo, jak tylko możemy, jak tylko jest to bezpieczne, powinniśmy zostać w domu i go zabezpieczyć na tyle ile możemy.

Niemniej jeśli mamy czas i ocenimy, że pozostanie w miejscu, jest dużym ryzykiem, należy uciekać z uprzednio przygotowanym plecakiem czy zapasami, w zależności czym chcemy uciec. Tu jednak należy mieć też ściśle rozrysowany plan. Gdzie uciekamy, dokąd, kto nas może przyjąć, jakimi ścieżkami najbezpieczniej uciec, jak zapewnić dostęp do komunikacji, bo służby na pewno będą przekazywały informacje.

Ale to także jest chyba ważny czas, aby zadbać o najbliższych, prawda?

Tak i z tym wiąże się też element rozproszenia. Bo jeżeli chcemy uciec z rodziną, to jej poszczególni członkowie mogą być w różnych miejscach podczas nagłego ataku. Dzieci w szkole czy w przedszkolu, a partnerka/partner w pracy. I wtedy w sytuacji nagłego ataku trzeba mieć przygotowany plan jak zebrać wszystkich.

A czy nie uważasz, że jak takie liczenie na siebie jest ważne, to w sytuacji wojnay jednak państwo nie powinno być tak przygotowane, aby ograniczyć zdawanie się obywateli na samych siebie. Na przykład zapewniając taką liczbę bunkrów, aby nie trzeba było myśleć o dalekiej ucieczce?

Właśnie z niepokojem patrzę na wygaszanie tematu rozbudowy czy renowacji sieci schronów i bunkrów, które mogłyby pozwolić na uratowanie większej liczby ludzi w momencie konfliktu. I myślę, że gdy władza jest skupiona na wydatkach na zbrojenia, i chwała jej za to, to oprócz rozwoju wojska trzeba w ogóle przywrócić ideę obrony cywilnej. Myślę, że jako społeczeństwo nie powinniśmy o tym zapominać i należy przypominać politykom i samorządom, że na wypadek wojny trzeba zadbać nie tylko o siłę armii, ale i o to, aby cywile byli jak najmniej narażeni na atak.

Czy powinniśmy przyjąć jakiś model rozbudowy schronów z innych państw?

Dobrym wzorem może być Finlandia, gdzie nawet budynki użyteczności publicznej, potrafią być budowane w formie schronu. I potrafią to być obiekty z np. stadionami, które służą ludziom na co dzień. Więc takie schrony nie muszą być tylko wielkimi molochami, które będą nam przypominać o zagrożeniu.

Taka sieć schronów to nie tylko osobne kompleksy, ale także elementy infrastruktury. Na przykład w Izraelu pomiędzy dwoma pasami jezdni budowane są często przegrody ze specjalną komórką w środku, do której można wskoczyć. Budowanie zabezpieczeń na wypadek wojny może także uwzględniać rzeczy nie tak kosztowne. Ale to wymaga odpowiedniego myślenia i podejścia. A jeśli słyszy się takie historie jak z Olsztyna, że przy budowie dworca pozbyto się kilku schronów, które tam były, to zaczynasz sobie uświadamiać, że i z tym jest problem. I dlatego nie można o tym zapominać i musimy naciskać.

Jesteś patronem książki "Survival. Oficjalna instrukcja Armii Amerykańskiej". Dlaczego w gąszczu wielu pozycji na rynku akurat ta książka jest warta wyboru?

Przede wszystkim pozwala poznać nową perspektywę na sztukę przetrwania w Ameryce Północnej. Książka ta została napisana na podstawie doświadczenie żołnierzy amerykańskiej armii, którzy nawet stacjonując w kraju mają, na ten temat dużą wiedzę. USA to region, gdzie regularnie dochodzi do różnych kataklizmów, a środowisko jest na tyle zróżnicowane, że pozwala zdobywać doświadczenie w przetrwaniu w różnych warunkach. Amerykańscy żołnierze przejmują także cenne doświadczenie nt. przetrwania od plemion Indian. Od zarania armii USA, wykorzystywała cenne doświadczenie plemion indiańskich w szkoleniu surwiwalu i dalej to robi. Ta książka pozwala pozyskać właśnie to cenne doświadczenie.

To także swoista piguła wiedzy dla osób, które chcą się zaznajomić ze sztuką przetrwania, napisana czysto pragmatycznym językiem. Z niej można się np. dowiedzieć, jak skutecznie zatrzeć swoje ślady, czy zamaskować się przed zauważeniem. To książka także dla doświadczonych osób, które dzięki zastosowaniu perspektywy amerykańskich żołnierzy, mogą inaczej spojrzeć na praktyki surwiwalu, które są popularne w Polsce.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

***

Co myślisz o pracy redakcji Geekweeka? Oceń nas! Twoje zdanie ma dla nas znaczenie. 

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Polacy | Polska | survival | preppers
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy