Ponure czasy komunistycznych państw bloku wschodniego już dawno za nami, ale nadal są rzeczy z minionych lat, które powodują przyspieszone bicie serca u ojców i ich synów. Dziecięcy samochodzik na pedały Moskwicz AZLK (w Polsce znany jako AZAK) to jeden z reliktów demoludu, będących dziś przedmiotem pożądania i ozdobą wielu kolekcji.
Produkował je Avtomobilny Zavod imeni Leninskogo Komsomola, czyli ta sama fabryka, w której montowano "dorosłe" Moskwicze. Samochodzik nosił nazwę AZLK i w zależności od modelu posiadał dodatkowe oznaczenie określające szczególną wersję. Rok produkcji łatwo rozpoznać po tablicy rejestracyjnej na tyle pojazdu.
Pierwsze samochodziki na pedały z "taśmy" schodziły już w latach 60., a ich pierwowzorem był włoski Giordani Packard. Dziwnym trafem radziecki projekt jest do niego bliźniaczo podobny. Na rynku wtórym pozostało ich już bardzo niewiele. Jeśli się pojawiają, to przeważnie modele bardzo wysłużone. Dziś najbardziej rozpoznawalnym modelem jest jednak troszkę młodszy, bo produkowany od około 1973 aż do połowy lat 90. model bazujący na dorosłym Mokswiczu 408 i 412 nazywany AZLK, a w Polsce po prostu - AZAK.
Wyposażenie było skromne. Napęd na pedały, skręcana kierownica i niewielka owiewka udająca szybę czołową. Do bajerów należy z pewnością zaliczyć klakson i świecące przednie światła zasilane z małego akumulatora, bądź baterii. Galanteria to ozdobne kołpaki, opony z białym paskiem, listwy wzdłuż nadwozia oraz zderzaki. W zależności od roku produkcji modelu - chromowane, bądź plastikowe. Modele z końcówki produkcji posiadały też plastikowy fotel - wcześniej pokryty był on skajowym obiciem.
Małe Moskwicze dostępne były w Rosji, ale także i wielu krajach bloku wschodniego. Przeczesując fora miłośników staroci natkniemy się na nie między innymi w Polsce, Bułgarii, Rumunii, czy na Węgrzech. Dla wielu, dorosłych dziś mężczyzn, to właśnie AZAK był pierwszym samochodem w życiu.
Zgodnie z podstawową zasadą radzieckiej produkcji "gniotsa, nie łamiotsa", napędzane siłą nóg AZAKi są dosyć trwałe, co paradoksalnie sprawia, że wiele z nich nadaje się dziś do remontu. Wysłużone, używane przez wiele pokoleń kilkulatków w rodzinie Moskwicze często trafiają zatem do renowacji w domowych warsztatach. Często dostają nowy lakier, kierownicę, instalację elektryczną. Zdarza się nawet, że podwozie zabezpiecza się... powłoką antykorozyjną.
Miłośnicy miniaturowych czterech kółek często spotykają się na plenerowych imprezach. W 2014 roku wiele Moskwiczów brało udział w zlocie dziecięcych autek i innych pojazdów na pedały w Kudowie Zdroju. Od kilku lat cykliczną imprezę organizują Czesi ze strony "Slapacimoskvice.cz". 17 czerwca odbędzie się już szóste spotkanie fanów tych zabawek.
Nie brakuje entuzjastów i kolekcjonerów AZAK-ów. Jednym z nich jest Maciej z Białegostoku, prowadzący facebookowego bloga "Moskwicz na pedały - pierwsze auto z dzieciństwa", który te radzieckie zabawki zbiera od czterech lat. Obecnie ma ich szesnaście, a jak twierdzi - przez jego ręce przewinęło się na pewno ponad dwa razy tyle egzemplarzy.
"Kiedyś można było kupować je tanio - nawet po sto złotych. Potem ceny poszły w górę. Są tacy, którzy sprzedając, wystawiają po kilka ogłoszeń, sztucznie zawyżając cenę. Te autka są teraz na topie, bo pokolenie trzydziestolatków, które pamięta je z dzieciństwa ma swoje rodziny i szuka prezentów dla dzieci" - mówi.
Przejrzeliśmy lokalne ogłoszenia i faktycznie - okazji brak. Najtańsze, zdezelowane i wybrakowane egzemplarze do remontu to koszt około 500-700 złotych. Za kompletne, ale w średnim stanie zapłacimy około tysiąca. Dosyć ładne samochodziki kosztują nawet do dwóch tysięcy. Najdroższy, jakiego znaleźliśmy w Polsce kosztował 3500 złotych. Warto zatem uczulić rodzinę i sąsiadów, by przeczesali swoje pawlacze, strychy i piwnice i pod żadnym pozorem nie oddawali tych małych samochodowych dzieł sztuki złomiarzom!
Nie polecamy za to poszukiwań na zagranicznych serwisach aukcyjnych. Na amerykańskim eBay ceny radzieckich miniaturek Moskwiczów oscylują od kilkuset do tysiąca dolarów. Odrestaurowane egzemplarze dysponujące kompletną galanterią to koszt powyżej półtora tysiąca "zielonych".
Podobnie jak w wypadku prawdziwych samochodów, popyt i modę dyktują tutaj sentyment i nostalgia. Dlatego jeśli gdzieś na strychu, w piwnicy potkniesz się o małe, blaszane autko "Zdiełano w CCCP" - nie wyrzucaj! Ten relikt demoludu dla wielu jest spełnieniem dziecięcych marzeń, które po latach wreszcie można zrealizować.