Opuszczona baza rakietowa i schron z mroczną historią. "Wchodzisz na własne ryzyko"

Opuszczone szpitale, domy, fabryki, a także miejsca o charakterze militarnym przyciągają pasjonatów urbexu i rozpalają wyobraźnię miłośników tajemniczych miejsc. Pokazujemy, jak wygląda wizyta w bazie rakietowej 11 Dywizjonu Rakietowego Obrony Powietrznej oraz w bunkrze, który jest elementem rejonu umocnień "Szyb Artura" i miejscem wielkiej tragedii. Jakie historie kryją te miejsca?

W Polsce znaleźć można wiele ciekawych, opuszczonych obiektów. Niektóre z nich kryją fascynujące lub mrożące krew w żyłach historie.
W Polsce znaleźć można wiele ciekawych, opuszczonych obiektów. Niektóre z nich kryją fascynujące lub mrożące krew w żyłach historie.Facebook: Sassy Silesianarchiwum prywatne

Polska pełna jest pasjonatów urbexu. Jakie tajemnice kryją opuszczone obiekty?

Zwiedzanie opuszczonych miejsc, które kryją w sobie tajemnice minionych wydarzeń, to dla wielu osób sposób na poszerzanie wiedzy historycznej lub zapewnianie sobie dawki emocji. Nie inaczej jest z Joanną Stebel, promotorką historii i kultury śląskiej, która swoimi przygodami i wiedzą dzieli się w sieci pod pseudonimem Sassy Silesian. Opowiedziała Geekweekowi o swojej pasji i paru ciekawych miejscach na Śląsku.

- Wychowałam się w dzielnicy, której matką była katowicka kopalnia "Wujek". Za jej oficjalną, poważną otoczką szło coś tajemniczego, do czego nie było dostępu. Czasami po cichu chodziliśmy oglądać np. pociągi kopalniane, mieliśmy też inne głupie pomysły. I gdzieś w tym dziecku wychowanym na osiedlu kopalnianym urodziło się takie poczucie, że te miejsca nie tylko dają adrenalinę, ale do tego są też po prostu ciekawe - mówi Geekweekowi Joanna.

Wiele z odwiedzonych przez Joannę miejsc to obiekty militarne. Rozmawiałyśmy o dwóch z nich, które są dowodem na to, że podczas urbexu trzeba być przygotowanym na wszystko.

Urbex na Śląsku. Pośród lasu stoi opuszczona baza rakietowa

Opuszczone miejsca to swego rodzaju siedlisko rozmaitych historii, nie tylko tych związanych z powstaniem danego obiektu i jego pierwotnym przeznaczeniem.

- Jednym z takich ciekawych miejsc są pozostałości starej bazy rakietowej, zlokalizowanej w lasach w pobliżu Kuźni Raciborskiej. To miejsce wydaje się teraz niepozorne, ale jeszcze na przełomie lat 80. i 90. stacjonował tam 11 Dywizjon Rakietowy Obrony Powietrznej. Była to jednostka uformowana w 1962 r., czyli jeszcze w poprzednim ustroju - pozostały po tym charakterystyczne napisy na ścianach - mówi autorka profilu sassy.silesian na Instagramie.

W opuszczonej bazie rakietowej można znaleźć wiele napisów, charakterystycznych dla czasów PRL.Facebook: Sassy Silesianarchiwum prywatne

- Jeśli chodzi o to miejsce, to był taki plan, by utworzyć całą dywizję śląską, natomiast wszystko się zmieniło kiedy nastąpiła transformacja polityczna i teren ostatecznie został wyłączony z użytkowania przez wojsko. Przestał być pilnie strzeżony. Dawniej miejsce to wyróżniał sprzęt bojowy jednostki - rakietowy system przeciwlotniczy (ziemia-powietrze) PZR SA-75 Dźwina. W Polsce rakiety tego typu w pełni z użytku wycofano dopiero w 2001 roku, a w historii świata zapisały się szczególnie podczas wojny w Wietnamie. Wietnam wykorzystywał tego typu rakiety przeciwko USA i na Bliskim Wschodzie przeciwko Izraelowi. I właśnie takie uzbrojenie można było znaleźć kiedyś w lasach Kuźni Raciborskiej.

"Całość wygląda jak pozostałości po wymarłej cywilizacji"

Przechadzając się po lesie, można odczuć niepokój, gdy natrafi się na ten obiekt.

- Ta duża hala pełna jest mniej lub bardziej szumnych napisów. Jest też kilka boksów kabinowych stacji naprowadzania rakiet i ruiny innych obiektów. Całość wygląda jak pozostałości po wymarłej cywilizacji - mówi Joanna i dodaje:

Emocje podczas eksploracji tego miejsca były spore - przede wszystkim dlatego, że zbliżał się wieczór, ale też poniekąd dlatego, że mimo że wyprawa była zaplanowana i wiedziałam mniej więcej, co to za miejsce, to specjalnie nie doczytywałam o szczegółach. Nie do końca miałam więc świadomość tego, co rzeczywiście tam zastanę. Dało mi to też dodatkową przyjemność ze zwiedzania i późniejszego poszukiwania informacji.

Baza rakietowa stoi w lesie. Kiedyś teren ten był pilnie strzeżony.Facebook: Sassy Silesianarchiwum prywatne

Bunkier numer 44. Kawał historii i świadectwo makabrycznej zbrodni

Kolejne miejsce to jeden z górnośląskich bunkrów - schron numer 44 w lasach Rudy Śląskiej. Miejsce to związane jest nie tylko z fortyfikacjami, ale i makabrycznymi wydarzeniami, które rozegrały się tam w 1999 r.

- To jest bunkier, który znajduje się w dość dużym zagęszczeniu tego typu obiektów, ale jako jeden z nielicznych nie jest zalany. Do tego symboliki dodaje mu numer - 44 oraz właśnie fakt tragedii, jaka się tam rozegrała. Bunkier ten to element rejonu umocnień, który nazwano "Szyb Artura". Rok budowy bunkra to przełom 1937/38, więc wkrótce skończy 100 lat. Umiejscowienie bunkrów jest nieprzypadkowe - całość rozciąga się od Kochłówki - Potoku Bielszowickiego i z racji uformowania terenu taka, a nie inna lokalizacja ciągu umocnień była bardzo korzystna - wyjaśnia Joanna i dodaje:

Jednocześnie ten właśnie schron numer 44 zapisał się w historii jako najcięższy schron bojowy artylerii przeciwpancernej i broni maszynowej. To duży obiekt. Jeśli chodzi o teren, ochrona obejmowała całą dolinę wspomnianego potoku i tzw. Mrówczej Górki i to był o tyle strategiczny obszar, że znajdował się w rejonie kopalni, które przecież wymagała szczególnej ochrony. Był też bardzo dobrze wyposażony - znajdował się tam nie tylko ckm, ale i ręczny karabin maszynowy i nawet armata przeciwpancerna. Po wojnie całość linii straciła jednak na znaczeniu. Z czasem miejsce stało się punktem spotkań młodzieży - w tym tego tragicznego z 1999 r. - wspomina rozmówczyni.

Bunkier numer 44 wiąże się nie tylko z historią fortyfikacji, ale i makabryczną zbrodnią. Ściany schronu były świadkami strasznych scen.Facebook: Sassy Silesianarchiwum prywatne

Tragedia w schronie numer 44. Pozbawili życia w imię swojej wiary

Tomasz i Robert z Rudy Śląskiej, którzy uznawali się za satanistów, wybrali ten właśnie bunkier jako miejsce dokonania rytualnego zabójstwa i samobójstwa w ofierze dla Szatana. Długo planowali te drastyczne kroki w imię swojej wiary. Ostatecznie do schronu zabrali Anię - dziewczynę Tomasza (była wtedy w ciąży) oraz znajomego - Kamila. Dołączyła do nich koleżanka z Londynu, Karina. Wszyscy dobrze się znali.

Tomasz i Robert wymalowali na ścianach i ziemi symbole. W pentagramie kazali uklęknąć Kamilowi i Karinie - pierwotnie chcieli złożyć w ofierze Anię, jednak zmienili plany. Znajomi nie byli zdziwieni sytuacją - brali już udział w takich organizowanych przez chłopaków akcjach, więc się zgodzili. Tym razem było inaczej - Tomasz i Robert zadźgali znajomych. Kamil miał 18, a Karina 19 lat. Tomasz (21 lat) i Robert (20 lat) ostatecznie nie zdecydowali się popełnić planowanego samobójstwa. Zostali skazani - tylko Tomasz otrzymał wyrok dożywocia. Schron okrzyknięto jako "bunkier satanistów".

Mordercy pozostawili ślady na ścianach schronu. Z czasem specjaliści wskazali, że zbrodniarze nawet nie rozumieli symboliki, której użyli.Facebook: Sassy Silesianarchiwum prywatne

- Ogólnie nie zachęcam do odwiedzin w tym bunkrze. Podczas mojej pierwszej wizyty działy się rzeczy, które choć wiem, że można naukowo wytłumaczyć, to jednak wywoływały ciarki na plecach. Na przykład pies bardzo nie chciał tam przebywać, źle reagował, ciągle się cofał. Ale wiadomo - miejsce nie jest zachęcające - ciemne, wilgotne. Wejście przez długi czas było zabezpieczone pustakami. Ktoś jednak je regularnie wybijał i zrezygnowano z dalszej ochrony i miejsce jest dostępne - jest także zdewastowane. Podczas drugiej wizyty chcieliśmy zobaczyć, czy doszło do dalszych zniszczeń. Obecnie napisy, które porobili na ścianach mordercy, zostały pozamazywane - mówi Joanna i dodaje:

Wcześniej, gdy wchodziło się do tego bunkra i widziało te napisy, to jednak działało jak jakaś przestroga. W końcu nie były to często spotykane ślady po tragicznych wydarzeniach. Teraz jednak widać, że bunkier zamienił się w imprezownię.

Jak wygląda obecnie urbex na Śląsku? Zainteresowanie jest duże

Skąd wynika rosnąca popularność eksploracji opuszczonych miejsc?

- Zainteresowanie na Śląsku jest spore, w znacznej mierze wydaje mi się, to wynika po prostu z pewnego trendu, który też jest łatwo zauważalny w internecie. To było kiedyś hobby niszowe, nawet nie wiedzieliśmy, jak to w zasadzie nazywać. Dzisiaj staje się bardzo popularne i niestety idzie także w złym kierunku, bo ludzie niekiedy na siłę starają się dostać do obiektów czynnych, albo częściowo tylko wyłączonych z eksploatacji. Można tym też narazić się na wysokie kary, zwłaszcza gdy są to miejsca strategiczne czy obiekty militarne - wskazała rozmówczyni.

Joanna podkreśla przy tym, że przecież na Śląsku jest dużo ciekawych miejsc, które są łatwo dostępne. Przetrwało bowiem sporo schronów i struktur, które - choć bez znajomości kontekstu mogą wydawać się np. tylko betonowymi klockami w lesie - związane są z bardzo ciekawymi historiami. Jak zwraca uwagę nasza rozmówczyni, wiele osób, szczególnie tych, którym zależy bardziej na efektownych zdjęciach i filmach na profile internetowe, pomija jednak takie miejsca i skupia się na innych, które wygrywają z nimi w kwestii wizualnej.

Eksploracja opuszczonych obiektów. Warto o tym pamiętać

Zdarza się ponadto, iż osoby szukające tego typu wrażeń i rozpoczynające przygodę z urbexem, nie zwracają za bardzo uwagi na odpowiednie wyposażenie.

- Najważniejsze jest bezpieczeństwo. Jeśli choćby przypuszczamy, że w jakimś obiekcie może nam coś zagrażać, na przykład może być tam rozlana jakaś toksyczna substancja, czy znajdować się tam osoba pod wpływem używek, albo nieprzychylna nam z jakiegokolwiek innego powodu, to po prostu się wycofajmy z eksploracji. Jeżeli interesują nas obiekty, gdzie są jakieś podziemia, tunele, to upewnijmy się, że mamy odpowiedni sprzęt, że mamy tlenomierz, wszystko, co umożliwi nam zapewnienie sobie bezpieczeństwa. Na pewno warto też zwrócić uwagę na dobre buty. Poruszanie się po terenie choćby dawnych placówek militarnych w obuwiu sportowym czy klapkach jest nieporozumieniem, tam mogą być groźne elementy. Ludzie często pchają się w różne miejsca militarne czy też przemysłowe, będąc kompletnie nieprzygotowanym, co może źle się skończyć. No i miejmy głowę na karku. Odrobina adrenaliny nie jest warta tego, aby zniszczyć sobie życie.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 88 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Tańczące konie z Portugalii. Sztuka jeździecka na liście UNESCO© 2025 Associated Press