Piotr Cyrwus: Każdy z nas jest fanatykiem
W to nie uwierzą nawet najwięksi fani Ryśka z "Klanu". Najnowsza rola Piotra Cyrwusa to nie kolejny serial, czy wielka kinowa produkcja, a niezależny, niskobudżetowy projekt nakręcony na podstawie historii znanej wcześniej tylko i wyłącznie na internetowych forach. Co urzekło go w "Fanatyku"? Z kim rozmawiał o tym przedsięwzięciu? Jakie miał obawy? I czy miał okazję spotkać się z legendarnym Malcolmem XD? O tym znany aktor mówi w rozmowie z Łukaszem Piątkiem.
Jaka była pana pierwsza myśli, kiedy otrzymał pan propozycję zagrania w "Fanatyku"?
Piotr Cyrwus: - Ten scenariusz od razu napawał mnie emocją, a to było dla mnie bardzo istotne. Ciężko pracuję zawodowo, więc jeśli decyduję się na jakąś współpracę, szukam przede wszystkim wartości. I u Michała Tylki te wartości znalazłem. Cieszę się, że mogłem pomóc tak młodemu reżyserowi spełnić jego marzenie. Ponadto, chciałem się z czymś zmierzyć, włożyć coś od siebie, nie robić czegoś sztampowo. Jestem takim aktorem, który przeważnie stara się zgubić w filmie Piotra Cyrwusa, niż uwypuklić go na pierwszy plan. Emocjonalność - to mnie najbardziej pociągało w tym projekcie. Dziś pierwszy raz widziałem "Fanatyka" i przyznam, że ta emocjonalność we mnie została. To niesamowite, dlatego dziękuję Michałowi, że właśnie pod tym względem potrafiliśmy się dogadać.
Od razu entuzjastycznie podszedł pan do propozycji Michała Tylki?
- Nie potrzebowałem zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji. Jak już ją podjąłem, to spotykaliśmy się z Michałem w Warszawie, żeby porozmawiać o filmie. Jak to się mówi językiem Internetu - rozkminialiśmy. Ja z racji zajęć zawodowych nie mogłem przyjechać do Krakowa, więc Michał wpadał na pół dnia do Warszawy i gdzieś w garderobie w teatrze, między próbami, dyskutowaliśmy. Od początku intuicyjnie wydawało mi się, że w tym filmie chodzi o relacje. Relacje między moim pokoleniem, a pokoleniem moich synów. Malcolm świetnie to dostrzegł. Za to go podziwiam. Nikt do tej pory w sztuce nie był w stanie zauważyć tego pęknięcia. Że tak naprawdę każdy z nas jest fanatykiem, mówię o mnie, o moim pokoleniu. I mam takie wrażenie, że my trochę za daleko odeszliśmy od was, od pańskiego pokolenia, troszkę pogubiliśmy po drodze. Dlatego tym filmem chciałbym też podziękować moim synom i córce.
Rozmawiał pan z synami o "Fanatyku"?
- Tak. Oni są już dorośli, więcej przebaczają ojcu. Powiedzieli - spoko tato, przecież nie było aż tak źle. Tak mnie pocieszyli. Natomiast chcę powiedzieć, że ten film naprawdę otwiera oczy i tak sobie myślę, że w moich relacjach wiele mógłbym naprawić...
Miał pan jakieś obawy angażując się w film?
- O natężenia emocji, które należało zmieścić w 30 minutach. Nie chciałem być Piotrem Cyrwusem, dlatego starałem się operować moją postacią jak lalką. To trudna materia, więc zdałem się na doświadczenie.
Co pan wie o Malcolmie?
- Niewiele, bo się ukrywa. Myślałem, że na końcu filmu Malcolm pokaże twarz, ale przesłał tylko swój tekst, dosyć łaskawy dla nas. Zazdroszczę mu, właśnie z tego powodu, że nie musi się ujawniać.
Miał pan możliwość porozmawiać z Malcolmem?
- Nie. Zresztą to nie było chyba konieczne, bo reżyser Michał Tylka był w ciągłym kontakcie z Malcolmem, i to on na planie był głównym dowodzącym całego przedsięwzięcia.
Zobaczymy pana w przyszłości w podobnych produkcjach?
- Bardzo cenię sobie pracę z młodymi reżyserami, bo oni potrafią odświeżyć głowę aktora. Z Michałem pracowało mi się doskonale, świetnie się dogadywaliśmy. Moim zdaniem zrobiliśmy fajną rzecz, ale każdy ma prawo oceniać po swojemu. Myślę, że z Michałem spotkamy się jeszcze na planie filmowym.