Robaki w czekoladzie? Jestem w szoku, że ktoś to sprawdził
Nie tak dawno w sieci i przestrzeni publicznej w Polsce pojawił się temat jedzenia robaków. Abstrahując zupełnie od zasadności (czy też jej braku) takiego pomysłu, niektórzy postanowili mocno oburzyć się na niektóre wizje przyszłości. Do tego stopnia, że przewidując co będzie za kilka lat, zdążyli oszaleć tu i teraz. Zresztą, zobaczcie sami.
Robaki widzę w tym jedzeniu
Pewien użytkownik TikToka z Polski (a przy okazji któryś z twitterowiczów) udostępnił nagranie z jednego z supermarketów położonych na terenie kraju. Można stwierdzić, że osoba ta była “łowcą robaków", bowiem zaopatrzyła się w specjalną aplikację do sprawdzania kodów kreskowych produktów.
Ta miała pokazywać, czy dany towar przeznaczony do jedzenia zawiera w sobie robaki lub składniki takiego pochodzenia. Wszystko na skutek obaw, że oto zaraz każą nam jeść karaluchy czy inną szarańczę. Konsument postanowił zbadać... czekoladę. Tak, jak zapewne się domyślacie, wyszło mu, że w jednej z popularnych czekolad są robaki.
Oczywiste jest, że momentalnie w komentarzach upust swojej złości dały osoby zainteresowane tematem, których zdaniem te czy inne postulaty dotyczące owadów w diecie zdążyły po cichu wejść w ostatnich dniach w życie. Jest to zjawisko o tyle ciekawe, że niekoniecznie mające uzasadnienie. Taki skład czekolady nie jest bowiem w ogóle zaskakujący, a stosowanie pewnych substancji ma miejsce od dawna.
Owady w pożywieniu, czyli barwniki i dodatki
W przypadku wspomnianego “znaleziska" chodziło oczywiście o koszenilę, znaną również jako karmin czy kwas karminowy (E120). Pomaga on zabarwić dany produkt na mocny czerwony kolor i jest stosowany w wielu produktach - m.in. przemysłu spożywczego, farmaceutycznego czy kosmetycznego.
Rzeczy w tym, że karmin (lub koszenila, jak wolicie) jest pochodzenia naturalnego, a konkretniej - pochodzi od czerwców kaktusowych, niewielkich robaczków zamieszkujących kaktusy. Do stworzenia 1 kilograma koszenili potrzeba około 155 tysięcy tych owadów. Zabija się je poprzez działanie wysokiej temperatury.
Zależenie od tego, które źródło energii zostanie wybrane (światło UV, para wodna, gorące powietrze itp.), uzyska się barwnik o nieco innym odcieniu. Później proces się zmienia, a wydobycie substancji barwiącej z owadów wymaga wykorzystania gorącej wody, która w połączeniu z niemal sproszkowanymi owadami wydobędzie koszenilę.
Chociaż istnieją syntetyczne sposoby na stworzenie takiego barwnika, nadal wykorzystywany jest proces na podstawie źródeł naturalnych - czyli robaków. Jest to znane człowiekowi od dawna i znalezienie tej substancji w czekoladzie czy innym pożywieniu jest... zupełnie niezaskakująca. Niestety, taka rewelacja w social mediach padła na bardzo podatny grunt.
Czy będziemy jeść robaki?
Faktycznie, w ostatnim czasie pojawiła się pewnego rodzaju dyskusja na temat robactwa w diecie. Tyle że one już tu są, to znaczy jak pokazuje przykład koszenili, wykorzystujemy produkty pochodzenia naturalnego, do których wytworzenia wykorzystuje się robaki.
Oczywiście są to ilości znikome. Na razie na próżno szukać na polskich półkach sklepowych produktów w całości albo większości wyprodukowanych z owadów. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość, ani kiedy to nastąpi - warto jednak póki co unikać nadmiernego szaleństwa - tym bardziej nieuzasadnionego.