Zabójcze szpitale: Strefa zagrożenia

​Ten problem dotknie średnio jedną na dziesięć osób poddanych hospitalizacji. Nieprawidłowe diagnozy, rażące błędy popełniane podczas operacji, zakażenia, sepsa - lista niebezpieczeństw czyhających na pacjentów w miejscu, w którym teoretycznie mają odzyskać zdrowie, jest zatrważająco długa...

Do szpitala po zdrowie? Nie zawsze. Szacuje się, że w Polsce każdego roku dochodzi nawet do 30 tys. tzw. zdarzeń medycznych, czyli błędów, które kończą się bardziej lub mniej poważnymi powikłaniami.
Do szpitala po zdrowie? Nie zawsze. Szacuje się, że w Polsce każdego roku dochodzi nawet do 30 tys. tzw. zdarzeń medycznych, czyli błędów, które kończą się bardziej lub mniej poważnymi powikłaniami.123RF/PICSEL

- Niestety, jeżeli wydarzy się nieszczęście, to sprawa najczęściej jest "zamiatana pod dywan", a poszkodowanego, o ile przeżył, zostawia się własnemu losowi - mówi dr Adam Sandauer, założyciel Stowarzyszenia Pacjentów "Primum Non Nocere". Jednak błędy personelu to niejedyne zagrożenie, jakie czyha na nas w szpitalach: musimy mieć także na względzie długą listę innych możliwych "skutków niepożądanych".

Pułapka nr 1: Czynnik ludzki

"Mylić się jest rzeczą ludzką" - twierdził Seneka Starszy. Miał niewątpliwie sporo racji, lecz poważny problem pojawia się wtedy, gdy błąd decyduje o zdrowiu bądź życiu innego człowieka.

Dużym ryzykiem obciążone są na przykład porody. W 2009 roku w pewnym polskim szpitalu w 26. tygodniu ciąży przyszła na świat dziewczynka. Lekarz prowadzący ten przedwczesny poród ocenił, że dziecko jest niezdolne do samodzielnego życia, a matkę poinformował, iż noworodek urodził się martwy.

Tymczasem kilka godzin później ktoś z personelu ze zdziwieniem zauważył, że dziecko uznane za zmarłe jednak oddycha... Dziś dziewczynka nie ma kłopotów ze zdrowiem i rozwija się prawidłowo, natomiast ginekolog został skazany za narażenie jej na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia.

Pomimo wszczętych postępowań wiele pomyłek uchodzi lekarzom bezkarnie. Szpitale nie chcą ujawniać nawet raportów o błędach medycznych - mówi Ewa Borek, Prezes Fundacji "My Pacjenci"123RF/PICSEL

W tym wypadku na szczęście wszystko dobrze się skończyło, jednak zdarza się, że błędna decyzja lekarza prowadzi do tragedii - jak w przypadku Karoliny Maślanki. O jej sprawie było głośno parę lat temu, gdy dwóch ginekologów trafiło przed sąd za zaniedbania, które doprowadziły do śmierci kobiety i jej nienarodzonych bliźniąt.

Dwudziestolatka w 7. miesiącu ciąży trafiła do poznańskiego szpitala w 2006 roku. Drugiego dnia pobytu w klinice jej dzieci zmarły. Wkrótce umarła i ona. Biegli uznali, że mogłaby przeżyć, jeśli lekarze przeprowadziliby cesarskie cięcie.

Do pięciu lat więzienia grozi natomiast wrocławskiemu medykowi, który w 2015 roku usunął pacjentowi... zupełnie zdrową nerkę. Jak do tego doszło? 57-latek z diagnozą nowotworu na lewej nerce zgłosił się na zabieg jej wycięcia. Chirurg popełnił jednak karygodną pomyłkę, usuwając organ umiejscowiony po prawej stronie.

- Lekarz przed zabiegiem nie pobrał wyników badań tomograficznych, nie przeprowadził kontrolnego badania USG, nie zweryfikował stanu klinicznego pacjenta, co doprowadziło do nieodwracalnego błędu medycznego - mówi Małgorzata Klaus, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu.

Wirus HCV, odpowiedzialny za wirusowe zapalenie wątroby typu C, najłatwiej "złapać" w... szpitalu: podczas operacji, pobierania krwi, transfuzji czy leczenia zęba. Szacuje się, że każdego roku na świecie przybywa 3-4 miliony zakażonych.


Pułapka 2: Zabójcze Drobnoustroje

W 2003 roku do ambulatorium krakowskiego Szpitala Uniwersyteckiego zgłosiła się kobieta z niespecyficznymi objawami - była przemęczona, swędziała ją skóra, pobolewały stawy, miała trudności z koncentracją. Nic groźnego? Bynajmniej! Lekarze wykryli u niej wirusowe zapalenie wątroby typu C.

Ta niebezpieczna choroba w skrajnych przypadkach może spowodować marskość tego organu oraz raka. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że wcześniej z podobnymi dolegliwościami do placówki trafiło paręnaście pacjentek. Wkrótce ta liczba miała wzrosnąć do kilkudziesięciu.

Dlaczego jednak epidemia WZW dotykała wyłącznie przedstawicielki płci pięknej? Na rozwiązanie tej zagadki nie trzeba było długo czekać. Szybko okazało się, iż każda z pań była wcześniej hospitalizowana na oddziale ginekologicznym jednego ze szpitali w stolicy Małopolski.

Część leczyła się tam onkologicznie, inne trafiły do placówki w związku z ciążą. Wszystkie - z powodu zaniedbania podstawowych zasad higieny - zostały zarażone śmiertelnie niebezpiecznym wirusem.

Według Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób 1 na 18 pacjentów europejskich szpitali zaraża się codziennie jedną infekcją123RF/PICSEL

Pułapka nr 3: Stres

Nie wszystkie szpitalne zagrożenia czekają na nas w klinikach - część przynosimy sami. I nie chodzi tu o złapane mimochodem infekcje wirusowe czy bakteryjne, ale o... stres. W 2010 roku uczeni z King’s College w Londynie udowodnili, że osoby spokojne wracają do zdrowia o wiele szybciej niż te nerwowe.

Różnice w poziomie hormonu stresu, kortyzolu, bezpośrednio odbijały się na tempie gojenia ran. U badanych często doświadczających napięcia nerwowego drobne skaleczenia zasklepiały się dwukrotnie wolniej w porównaniu do pacjentów opanowanych.

Jak ma się to do pobytu w szpitalu? Otóż hospitalizacja - krótsza czy dłuższa - zawsze jest związana z odczuwaniem stresu. Przytłaczająca bywa już nawet sama świadomość choroby. Do tego dochodzi obawa o własne zdrowie, a nawet życie, lęk przed powikłaniami, niepożądanymi skutkami przyjmowanych medykamentów bądź okaleczeniem w trakcie operacji, problemy z adaptacją w nowym (i raczej mało przyjaznym, pozbawionym intymności) środowisku.

Jeden etat w jednym szpitalu, dobra pensja, pojedyncze nadgodziny - to, co jest standardem np. w Niemczech, w Polsce pozostaje dla wielu medyków niespełnionym marzeniem. Rekordziści pracują tygodniowo ponad 100 godzin w kilku placówkach. Przeciążeni obowiązkami nie mają czasu dla pacjentów, a z powodu przemęczenia częściej popełniają błędy - niekiedy tragiczne w skutkach.


Pułapka 4: Niepożądane efekty

Jednak nawet jeśli zabieg potoczy się zgodnie z planem, nikt nie zapomni o dezynfekcji rąk i sprzętu, nie dojdzie do błędu lekarskiego ani zakażenia podstępną antybiotykooporną bakterią, a pacjent w ogóle nie będzie się stresował - wciąż może nie doczekać "szczęśliwego zakończenia". Dlaczego?

Każda procedura medyczna, choćby najdrobniejsza, jest obarczona ryzykiem powikłań. Leki mają szereg działań niepożądanych (od lekkiego bólu głowy i mdłości do stanów zagrożenia życia), po zabiegu mogą pojawić się niespodziewane krwawienia z ran, problemy ze strony układu oddechowego lub krążenia, nieprawidłowe reakcje na znieczulenie i szereg innych, trudnych do przewidzenia konsekwencji.

- Bywa tak, że operacja jest dobrze przeprowadzona, bo nasi chirurdzy prezentują często ponadprzeciętne umiejętności, ale potem powikłanie, które może się przecież zdarzyć, nie jest w porę dostrzeżone i leczone, co powoduje groźne następstwa - mówi mec. Jolanta Budzowska, od lat zajmująca się dochodzeniem praw pacjentów na drodze sądowej.

Samotność, izolacja, obawa o zdrowie, brak prywatności - pobyt w szpitalu wiąże się z dużym stresem, który z kolei utrudnia dochodzenie do zdrowia123RF/PICSEL

W takiej sytuacji niestety niewiele można zrobić. Wyrażając zgodę na dokonanie zabiegu czy hospitalizację, bierzemy na siebie związane z tym ryzyko powikłań. A wynosi ono od kilku do nawet kilkudziesięciu procent (w zależności od rodzaju i stopnia skomplikowania danej interwencji medycznej).

Szpitale nadal pozostają ostatnią (i często jedyną) instancją przy ciężkich chorobach wymagających np. specjalistycznej farmakoterapii lub interwencji chirurgicznej. I nie ma w tym nic złego - w przytłaczającej większości przypadków hospitalizacja wychodzi nam bowiem na zdrowie.

Świat Wiedzy
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas