Gdyby Polska uwzględniła plan Amerykanów, F-35 powinien mieć inną nazwę
Oprac.: Radosław Nawrot
Husarz - tak będzie się nazywał amerykański myśliwiec F-35 w polskiej wersji. To efekt głosowania internautów na propozycje zawężone przez sztab generalny Wojska Polskiego. Były tam takie koncepcje jak Halny, Husarz, Duch, Harpia czy Dracarys (to tajemnicze słowo zaczerpnięte z "Gry o tron", używane już podczas wojny w Ukrainie). Gdyby jednak Polska uwzględniła plan Amerykanów i ich zamysł na ten samolot, żadna z tych nazw nie wchodziłaby w grę. Najbardziej pasowałaby nazwa Wilk.
Niezwykle kontrowersyjna okazała się decyzja o nadaniu polskiemu F-35 nazwy Husarz, czyli nijak nie pasującej ani do tradycji, ani lotnictwa (chyba, że uwzględnimy skrzydła przypinane do pleców dawnej polskiej jazdy ciężkiej), o ile bierzemy pod uwagę dawną polską jazdę, a nie np. żyjąca w Polsce ważkę o nazwie husarz władca. To największa z polskich ważek i na dodatek znakomicie latająca. O tym wyśmienitym i imponującym lotniku pisaliśmy na łamach Zielonej Interii. Sztab generalny Wojska Polskiego wybrał tę nazwę z grona pięciu propozycji zgłoszonych przez internautów, przy uwzględnieniu przyjętych zasad.
Mówiły one np. że nie może się powtarzać nazwa już nadana jednostce czy sprzętowi Wojska Polskiego. Dlatego odrzucono wiele nazw jak np. Orzeł (mamy taki okręt podwodny). Odpadła także nazwa zastosowana przez samych Amerykanów, którzy nazwali F-35 mianem Lightning, czyli Błyskawica. Niszczyciel ORP "Błyskawica" jest okrętem-muzeum w Gdyni. Oczywiście, można by sięgać po synonimy, które także mają piękną tradycję w polskich siłach zbrojnych jak Piorun czy Grom. Niszczyciele o tych nazwach zapisały piękne karty w dziejach naszej wojskowości (ORP "Piorun" zasłynął wytropieniem na Atlantyku niemieckiego pancernika "Bismarck" w maju 1941 roku, a ORP "Grom" zatonął podczas odważnej obrony norweskiego portu Narwik w maju 1940 roku). Decyzja Sztabu Generalnego była jednak inna.
Nazwa Husarz została mocno skrytykowana w Polsce, jako nieadekwatna, niepasująca, mocno memiczna i wyświechtana popkulturowo, banalna i idąca na skróty oraz pozbawione tradycji w polskiej armii. W wypadku lotnictwa nazwy naszych samolotów bywały przeróżne, ale jednak określenia nawiązujące do zwierząt przeważają wyraźnie, począwszy od przedwojennych samolotów takich jak słynne PZL.37 Łoś, PZL.23 Karaś czy PZL.50 Jastrząb aż po czasy współczesne, gdy polskie F-16 zwane przez amerykańskich producentów Fightning Falcon (Walczącymi Sokołami) zostały u nas właśnie Jastrzębiami.
F-35 ma w nazwie Lightning cyfrę II
Jest także jeszcze jedna, niezwykle interesująca oś krytyki wyboru tej nazwy, związana ze zignorowaniem konceptu Amerykanów na ten samolot i jego nazewnictwo. O tej sprawie przypomniał profil Militarium, który zwrócił uwagę na to, że zapominamy iż F-35 nosi amerykańską nazwę Lightning, ale z cyfrą II. Jest ona często pomijana, a nie powinna być. F-35 jest bowiem Błyskawicą II nie bez powodu.
Tradycja tej nazwy sięga bowiem w amerykańskim lotnictwie legendarnego już samolotu, którym był P-38 Lightning konstrukcji Lockheeda. Był iście przełomowy, wręcz wyzywający w czasach, w których powstał. Koncern Lockheeda opracował bowiem ten ciężki myśliwiec wielozadaniowy w rzadko spotykanym układzie dwukadłubowym, nazywanym ramą. Dosłownie, P-38 Lightning miał dwa kadłuby zamiast tradycyjnie jednego, a spinała je kabina pilota. Był czymś w rodzaju latającego katamarana.
Samolot miał swoje wady, ale stał się legendą i to legendą lubianą przez pilotów. Odegrał niezwykle ważną rolę w walkach amerykańskiego lotnictwa zarówno z Japończykami na Pacyfiku, jak i Niemcami nad Europą. To właśnie te maszyny eskortowały wiele wypraw bombowych amerykańskich bombowców, toczyły ciężkie boje z niemieckimi i japońskimi myśliwcami. Richard Bong i Tom McGuire stali się na nich największymi amerykańskimi asami myśliwskimi II wojny światowej. To właśnie maszyny P-38 Lightning w kwietniu 1943 roku zaczaiły się nad Wyspami Salomona koło Nowej Gwinei na samolot z głównodowodzącym japońskim admirałem Yamamoto i zestrzeliły go. Na tych samolotach walczył Charles Lindbergh, który wcześniej pokonał samotnie Atlantyk. Wreszcie za sterami P-38 zginął latem 1944 roku francuski pisarz Antoine de Saint-Exuperry, autor "Małego Księcia". Niemiecki Focke Wulf Fw 190 strącił go nad Morzem Śródziemnym.
Krótko mówiąc: katamaranowy P-38 noszący jako pierwszy nazwę Lightning to legenda. To samolot odpowiadający koncepcji dwusilnikowego myśliwca wielozadaniowego, do której to koncepcji finalnie po II wojnie światowej nawiązał dopiero F-35. Dlatego to on dostał nazwę Lightning II na cześć swego poprzednika. To nie przypadek.
Mieliśmy w Polsce taki samolot. To PZL.38 Wilk
Jak trafnie wskazuje Militarium na swoim facebookowym profilu, w Polsce także mieliśmy taki samolot - dwusilnikowy ciężki myśliwiec wielozadaniowy. Tylko, że u nas nie wyszedł on poza fazę prototypu. Był to samolot konstrukcji inżyniera Franciszka Misztala, współtwórcy samolotów Łoś, Karaś, Jastrząb i całego polskiego lotnictwa przedwojennego. Po wojnie z kolei to on w latach pięćdziesiątych zaprojektował samolot pasażerski MD-12, jedyny w historii czterosilnikowiec polskiej produkcji. Latał on nawet a barwach LOT między Warszawą a Poznaniem oraz Rzeszowem.
Maszyna zaprojektowana przez inżyniera Franciszka Misztala w 1937 roku nosiła oznaczenie PZL.38 i nazwę Wilk. Był to przepiękny myśliwiec pościgowy zdolny jednakowoż do przenoszenia bomb. Gdy pokazano go podczas salonu w Paryżu w 1938 roku, wzbudził zachwyt właśnie urodą i okrzyknięto go najładniejszym samolotem pokazów. Pierwszy polski samolot wielozadaniowy miał zastąpić stare PZL P.11c, ale nie doszło do tego. Gdy wybuchła wojna, to P.11 c stawiały czoła Messerschmittom, a nie Wilk.
Jeżeli jednak F-35 nawiązuje do P.38 Lightning, to jego odpowiednikiem w polskim lotnictwie był właśnie PZL.38 Wilk, samolot nieco mityczny, ale stanowiący dumę polskiego lotnictwa, chociaż nigdy nie wszedł do służby. Nazwa Wilk nawiązywałaby do niego, ale została w konkursie pominięta na rzecz Husarza.