Już niebawem nasze życie na ulicach ratować będą drony-defibrylatory

Od dłuższego czasu korzystamy z możliwości dronów w zakresie dostawy towarów, ale okazuje się, że to potrafią dużo więcej i z ostatnich testów wynika, że mogą nawet uratować życie w przypadku ataku serca.

Szwedzcy naukowcy od dłuższego czasu pracują nad technologią dronów-defibrylatorów, a ostatnie testy w rzeczywistych warunkach pokazują, że ma ona szansę się sprawdzić. Bo jak się okazuje w większości przypadków taki bezzałogowy statek powietrzny dociera na miejsce dużo szybciej niż jakakolwiek karetka z medykami, a przy problemach z sercem liczy się czas. Przy zatrzymaniu akcji serca śmierć mózgowa i zgon mogą nastąpić w ciągu kilku minut, więc szanse na przeżycie ataku serca poza szpitalem są niewielkie. Odpowiednie środki, w tym resuscytacja krążeniowo-oddechowa i automatyczny defibrylator zewnętrzny (skomputeryzowane urządzenie, które za pomocą poleceń głosowych i wizualnych prowadzi przez procedurę bezpiecznej defibrylacji w zatrzymaniu krążenia zarówno osoby z wykształceniem medycznym, jak i bez niego), znaczące je jednak zwiększają.  

Reklama

Już w 2014 roku widzieliśmy pierwszy próby, a mianowicie zaprojektowany przez studentów Ambulance Drone ze zintegrowaną kamerą, za pomocą której specjaliści instruowali osoby obecne na miejscu, a Defikopter jest kolejnym przykładem. Już w 2017 roku naukowcy szwedzkiego Karolinska Institutet prowadzili symulacje prezentujące, że tego typu drony docierają na miejsce wypadku 4 razy szybciej niż ambulans, a tym razem mogliśmy zobaczyć drony-defibrylatory w akcji w rzeczywistych przypadkach zatrzymania akcji serca. - Po raz pierwszy grupa naukowa może poinformować o wynikach badań, w których drony-defibrylatory faktycznie docierały na miejsce faktycznych zgłoszeń wskazujących na zatrzymanie akcji serca - tłumaczy jeden z autorów badań, Andreas Claesson.

Program pilotażowy, w który zaangażowani byli operatorzy numerów alarmowych, piloci dronów i kontrola lotów, odbywał się przez 4 miesiące ubiegłego roku. W efekcie drony-defibrylatory były wysyłane w miejsca, gdzie zgłaszano prawdopodobne zatrzymanie akcji serca - takich sytuacji było 12, z czego w 11 przypadkach drony z sukcesem dotarły na miejsce. Latały na odległość średnio 3,1 km i w siedmiu przypadkach były na miejsce przed ambulansem, z różnicą wynoszącą średnio 1 min 52 sekundy.

Co jednak warto podkreślić, w żadnym przypadku nie korzystano jednak z defibrylatora przed przyjazdem karetki, bo nie taki był cel tej fazy badań - chodziło raczej o sprawdzenie możliwości i wyłapanie ewentualnych przeszkód. Nie da się bowiem ukryć, że drony nie latały w ciemności, deszczu i przy silnym wietrze, a także zostały zaprogramowane do unikania gęsto zaludnionych miejsc, stąd też ta jedna nieudana próba dotarcia na miejsce.

Źródło: GeekWeek.pl/Karolinska Institutet

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy