"Adelaide". Chilijczycy zadowoleni, Polacy obeszli się smakiem i zostali z niczym

Fregata Adelaide. Fotografia z 1999 r., przed gruntowną modernizacją /AFP
Reklama

Chilijczycy modernizują kupione w Australii okręty. Na uzbrojenie przejętych w ubiegłym roku okrętów wejdą rakietowe pociski przeciwlotnicze SM-2 Block IIIA. Nad zakupem tych okrętów zastanawiała się Polska. Niestety nie udało się. Tymczasem polskie fregaty dogorywają.

Chile poszukiwało nowych okrętów, które miały zastąpić fregaty typu Jacob van Heemskerck, odkupione od Holandii w 2005 roku.

O zainteresowaniu przez Chile wycofywanymi i wystawionymi na sprzedaż przez australijską królewską marynarkę wojenną fregatami nieoficjalnie mówiło się już w drugiej połowie 2018 roku. A zakup był wart uwagi

Australijczycy dogłębnie przeanalizowali dobre i złe strony OHP i postanowili dostosować je do współczesnych wymagań. Przede wszystkim postanowiono unowocześnić nieefektywną obronę przeciw rakietami przeciwokrętowymi, minami i torpedami. Co może się okazać niezwykle istotne na Bałtyku, który jest wymarzonym akwenem dla sił minowych i podwodnych.

Reklama

Stąd wzmocnienie systemów ofensywnych jak i defensywnych. Na australijskich okrętach zamontowano nową wyrzutnię pionowego startu Mk 41 dla rakiet przeciwlotniczych RIM-162 Evolved Sea Sparrow oraz wymieniono rakiety SM-1 na nowocześniejsze SM-2. Wymieniono całkowicie systemy kierowania ogniem i radary wykrywania celów powietrznych. Wymieniono systemy obrony przeciwminowej i zamontowano nowe systemy zakłócające.

Wszystkie te zmiany spowodowały znaczne zmniejszenie czasu potrzebnego pomiędzy wykryciem zagrożenia a reakcją systemów okrętowych, a także znacznie zwiększyło świadomość operacyjną załogi.

Teraz Chilijczycy postanowili zakupić najnowszą wersję SM-2 - RIM-66M-2 Standard Missile-2MR Block IIIA o wydłużonym zasięgu, który dochodzi do 170 km, a pocisk rozwija prędkość niemal 4 tysięcy km/h.

Prócz pocisków Chile zamówiło kolejne zestawy radarowe, części zamienne i pakiety szkoleniowe dla personelu.

Nie dla Polaka

Wcześniej zakupem australijskich okrętów były zainteresowane Polska, Grecja i Turcja. Polska wręcz była na ostatniej prostej do finalizacji umowy.

Zakup okrętów typu "Adelaide", mimo że prowadzony bez uwzględnienia w Planie Modernizacji Technicznej, miał szansę realnie wzmocnić polską obecność na Bałtyku i dać szansę Marynarce Wojennej na zwiększenie zdolności obrony przeciwlotniczej, której obecnie właściwie nie posiada.

- Potencjał sił bojowych Marynarki Wojennej w ciągu 30 lat skurczył się w stopniu nieporównywalnym z żadnym innym rodzajem Sił Zbrojnych - mówi dr Michał Piekarski specjalista ds. bezpieczeństwa z Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Wrocławskiego.

- Obecnie nawodne siły bojowe to oficjalnie dwie fregaty, korweta, okręt patrolowy i trzy małe okręty rakietowe. Przy tym zdolności tych sił są niewielkie, zwłaszcza z uwagi na wiek i stan techniczny okrętów. Na przykład tylko trzy z tych okrętów mogą wykrywać i zwalczać wrogie okręty podwodne, które nam zagrażają - dodaje.

- Najgorsza sytuacja jest w zakresie obrony przeciwlotniczej, która ograniczona jest do artylerii i wyrzutni rakiet Strzała i Grom, takich samych jak odpalane z naramiennych wyrzutni . W realiach walki na morzu oznacza to, że polskie okręty mogą w najlepszym razie zwalczać samoloty w odległości do około czterech - pięciu kilometrów - podsumowuje.

Po dwóch latach cichych i głośniejszych rozmów, rząd rezygnował z tego zakupu dzień przed planowanym podpisaniem porozumienia. Dowiedzieliśmy się, że premier Morawiecki miał ulec lobby stoczniowemu.Tak twierdzą źródła zbliżone do rządu, które ze względu na wykonywane obowiązki pragną pozostać anonimowe.

Pojawiały się jednak głosy zbliżone do siedziby PiS na Nowogrodzkiej, że decyzja w sprawie rezygnacji z zakupu okrętów miała zapaść po wecie prezydenta ws. nowelizacji prawa wyborczego do Parlamentu Europejskiego. Według naszych informacji miałby to być sygnał dla prezydenta Andrzeja Dudy i ministra Mariusza Błaszczaka, którzy byli wielkimi zwolennikami zakupu "Adelaid", żeby grali zgodnie z linią partii. Takie informacje przekazali chcący pozostać anonimowymi pracownicy Kancelarii Prezydenta.


W tym samym czasie minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej, Marek Gróbarczyk, powiedział w rozmowie z Portalem Stoczniowym: 

- Nie zgadzamy się z tym, aby pozyskiwać stare jednostki australijskie i w ten sposób hamować proces budowy w polskich stoczniach nowych okrętów obronnych typu korweta w ramach programów Czapla i Miecznik.  

- My stoimy na niezmiennym i jednoznacznym stanowisku, że okręty wojenne powinny być budowane w Polsce. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby polskie stocznie budowały okręty dla polskiej marynarki wojennej - dodał. 

Niedługo miną trzy lata od tych słów. Programy Czapla i Miecznik nadal są w powijakach, a po hucznie zapowiadanym promie nie ma nawet śladu. Za to tylko w 2019 roku stocznia Gryfia, która miała budować promy zaliczyła ponad 4,5 mln zł straty. We flocie i stoczniach mało kto już wierzy, że programy nowych okrętów ruszą.

Polskie fregaty

Marynarka Wojenna RP ma przede wszystkim ogromny problem z obroną przeciwlotniczą. Polskie fregaty, które powoli planuje się wycofać są uzbrojone w 32 rakiety przeciwlotnicze SM-1MR, które Australijczycy uznali za całkowicie nieprzydatne.

Korweta ORP "Kaszub" w osiem wyrzutni bliskiego zasięgu "Strzała-2M". "Ślązak" na razie posiada jedynie uzbrojenie artyleryjskie i ręczne wyrzutnie przeciwlotnicze krótkiego zasięgu.

Jednak resort obrony odpowiadając na nasze pytanie, dotyczące modernizacji odpowiedział, że "w ramach Planu Modernizacji Technicznej na lata 2021-2035 zaplanowano podniesienie potencjału bojowego okrętu poprzez dozbrojenie w nowoczesne systemy uzbrojenia i wsparcia dowodzenia. Przewidziano również środki finansowe na wykonanie powyższego zadania".

Problem w tym, że MON nie precyzuje, kiedy to dokładnie nastąpi. Budowa okrętu rozpoczęła się 20 lat temu. Większość mechanizmów straciła gwarancję producenta. W 2030 roku będzie to już wiekowa jednostka, która powinna przechodzić modernizację w połowie cyklu życia. Dozbrojenie jednostki w najbliższych pięciu latach jest jedyną szansą na utrzymanie jakichkolwiek zdolności na Bałtyku, ponieważ posiadane przez Polskę fregaty już są dość leciwe. Weszły do służby w 1980 roku. Mają więc już 41 lat.

Planowano, że na fregacie "Gen. Tadeusz Kościuszko" bandera zostanie opuszczona w 2015 roku. Planowano także, że dzięki ograniczonej modernizacji fregata ORP "Gen. Kazimierz Pułaski" będzie mogła służyć do 2025 roku.

Prawdopodobnie jedna z nich służy obecnie za magazyn części dla drugiej, aby choć jedna mogła utrzymać gotowość bojową. Obecnie sytuacja jest taka, że Polska w zasadzie nie posiada obrony przeciwlotniczej na Bałtyku. A szansa na rozwiązanie pomostowe jest niewielka.

- Bez obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej na Bałtyku nie jest możliwe, aby okręty mogły przetrwać i wykonywać inne zadania. Na przykład małe okręty rakietowe typu Orkan mogą zostać zniszczone zanim będą miały szansę użyć swoich nowoczesnych rakiet typu RBS-15 - mówi ekspert.

- Tak by nie było gdyby pozyskano okręty typu Adelaide lub zrealizowano program Miecznik - podsumowuje dr Piekarski.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: marynarka wojenna | Marynarka Wojenna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy