Black Hornets w akcji, amerykańska armia zaczyna używać mini-dronów
Właśnie dowiedzieliśmy się o planach rozlokowania w Afganistanie pierwszej partii miniaturowych dronów, które dostarczają żołnierzom obraz niemal w czasie rzeczywistym, znacznie ułatwiając działania wojenne.
Amerykańska armia poinformowała, że po raz pierwszy skorzysta z pomocy kieszonkowych dronów w celu przeprowadzenia zwiadu i streamowania uzyskanego obrazu - o tych urządzeniach wielkości dłoni (długość 15 cm) dowiedzieliśmy się już w lutym, ale dopiero w tym miesiącu 82 Dywizja Powietrznodesantowa będzie miała okazję skorzystać z możliwości Black Hornets. Jeśli rozlokowanie pójdzie zgodnie z planem, to żołnierze niemal natychmiast uzyskają przewagę i przetrą szlaki dla wprowadzenia tych dronów do standardowego wyposażenia bojowego.
Projekt o nazwie Black Hornet Personal Reconnaissance Systems kosztował amerykańską armię 39 mln dolarów, ale szybko ma się zwrócić, bo możliwości tych niewielkich urządzeń są naprawdę spektakularne - są w stanie nawet w trudnym terenie przesyłać swoim operatorom zdjęcia i streamować wideo w czasie niemal rzeczywistym, pozwalając zlokalizować wrogów i często uratować życie.
Drony mają na wyposażeniu również kamery termowizyjne, są całkowicie bezgłośne, mają zasięg 2 km i mogą latać przez pół godziny, a do tego ważą jedynie 33 gramy, więc nie stanowią dla żołnierzy żadnego obciążania. Jak twierdzi Ryan Subers, jeden z sierżantów przeszkolonych do korzystania z Black Hornet: - Ta technologia potrafi ocalić życie, bo zabiera nas z niebezpiecznych miejsc i daje możliwość ewakuacji w sytuacjach kryzysowych, niezależnie od rodzaju misji. Jestem bardzo wdzięczny za takie technologie i cieszę się, że jako pierwsi z niej skorzystamy.
Co więcej, żołnierze, którzy mieli okazję testować sprzęt, są pod wrażeniem jego zdolności: - Z tym systemem możesz na 100% zidentyfikować wrogów, możesz szukać materiałów i urządzeń wybuchowych na swojej drodze i wiele innych. Jeśli jesteś ostrzeliwany z obszaru, którego nie widzisz, możesz wysłać dron, żeby rozeznać się w sytuacji i nie wejść w linię ognia. Mówiąc krótko, wygląda na to, że otwieramy kolejny rozdział w historii działań wojennych, choć jak wiadomo lepiej byłoby nie musieć ich prowadzić wcale.
Źródło: GeekWeek.pl/dailymail/Fot. flir