Caracal nie poleci. Co dalej z polskim lotnictwem morskim?

Rząd poinformował wczoraj wieczorem, że rezygnuje z zakupu śmigłowców Caracal. Może to oznaczać paraliż lotnictwa ratunkowego (SAR) i Zwalczania Okrętów Podwodnych (ZOP). Planu awaryjnego nie ma.

We wtorek 4 października Ministerstwo Rozwoju wydało komunikat:

"Polska uznaje za zakończone negocjacje umowy offsetowej z Airbus Helicopters związanej z kontraktem na zakup śmigłowców wielozadaniowych Caracal dla polskiej armii. Kontrahent nie przedstawił oferty offsetowej zabezpieczającej w należyty sposób interes ekonomiczny i bezpieczeństwo państwa polskiego. Wysokość kontraktu to ok. 13,5 mld zł. Co najmniej tyle samo powinna wynieść wartość zobowiązań offsetowych spełniających cele określone w ustawie offsetowej.

W trakcie trwających od roku negocjacji, strona polska wykazała pełną otwartość i gotowość do wypracowania rozwiązań możliwych do zaakceptowania przez obie strony. Dla polskiego rządu absolutnym priorytetem jest zagwarantowanie bezpieczeństwa państwa i zapewnienie warunków do rozwoju polskiego przemysłu obronnego.

Reklama

Rozbieżności w stanowiskach negocjacyjnych obu stron uniemożliwiają osiągnięcie kompromisu, w związku z czym dalsze prowadzenie rozmów jest bezprzedmiotowe.

Negocjacje umowy offsetowej rozpoczęły się 30 września 2015 r. po rozstrzygnięciu przez Ministerstwo Obrony Narodowej przetargu na dostawę śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii."

Co to oznacza dla Wojska Polskiego? W nieodległej przyszłości może się okazać, że polscy piloci nie będą w stanie udzielić pomocy na morzu, ani poszukiwać okrętów podwodnych operujących u polskich wybrzeży.

Tragiczna sytuacja

8 lutego 2016 roku poseł Stanisław Lamczyk zgłosił interpelację, w której zapytał o możliwości prowadzenia akcji ratunkowych przez Brygadę Lotnictwa Marynarki Wojennej. Pytanie było uzasadnione ponieważ w ciągłym dyżurze ratowniczym pozostaje tylko jeden śmigłowiec, który ma zabezpieczyć 30000 km kw. Bałtyku!

Gdyńska brygada dysponuje obecnie jedynie pięcioma śmigłowcami w wersji ratowniczej: trzema W-3RM Anakonda oraz dwoma Mi-14PŁ/R. Dyżury w Darłowie pełnione są na przemian przez załogi śmigłowców W-3RM Anakonda i Mi-14PŁ/R. W tym czasie pozostałe śmigłowce znajdują się albo na przeglądach, albo wykonują loty szkoleniowe.

Wówczas MON napisało w odpowiedzi: "(...) przewiduje pozyskanie - do 2019 r. - dla Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej 6 śmigłowców w wersji poszukiwawczo-ratowniczej w oparciu o wspólną platformę bazową. Pozyskanie i wprowadzenie na wyposażenie Sił Zbrojnych RP nowych śmigłowców uzależnione jest od terminu zakończenia i efektów trwających aktualnie procedur związanych z przetargiem na śmigłowce wielozadaniowe."

Dziś już ta odpowiedź jest nieaktualna. Może się okazać, że do 2019 roku Polska nie będzie w stanie prowadzić operacji ratunkowych na Bałtyku. Pierwsze Anakondy dostarczono 24 lata temu. Najmłodsza ma 14 lat. Z kolei Mi-14PŁ/R są jeszcze starsze i mają 32 oraz 33 lata i są bardzo wyeksploatowane.

Sytuację miały uratować modernizowane od lat w PZL Świdnik W-3RM. Jednak przekazano dopiero 2 W-3WARM, które po serii prób zdawczo-odbiorczych zostały zwrócone do Świdnika w celu usunięcia usterek. I nie zapowiada się, że szybko zostaną wcielone do służby.

Przeciw okrętom podwodnym

Podobna sytuacja jest ze śmigłowcami ZOP. Polska w tej chwili posiada 4 śmigłowce pokładowe Kaman SH-2G Super Seasprite, stacjonujące na pokładach fregat Oliver Hazard Perry w ramach 43. Bazy Lotnictwa Morskiego. A także 8 śmigłowców Mi-14PŁ, których wycofanie jest planowane na lata 2017 - 2019 - 2021.

Miały one być zastąpione przez Caracale w wersji ZOP. Sytuacja w tym przypadku jest niezwykle nagląca, ponieważ według nieoficjalnych informacji obecnie jest sprawny jeden SH-2G, a Mi-14PŁ już w przyszłym roku zaczną być wycofywane.

Tymczasem wiceminister Kownacki mówi:

- Teraz trzeba dokonać analizy, w jakim zakresie, na jakich zasadach będą potrzebne w polskiej armii śmigłowce, w jaki sposób należy je kupować.

Zapewnił przy tym, że jeśli kontrakt nie zostanie zawarty, to nie osłabi to zdolności bojowej polskiej armii. Dał tym samym do zrozumienia, że nie ma pojęcia jaka jest sytuacja parku śmigłowcowego Polskiej Marynarki Wojennej.

Co dalej?

Nieoficjalnie mówi się, że zrezygnowano z Caracali z powodów finansowych. W MON brakuje pieniędzy na pokrycie kosztów przetargu. Podobne problemy mogą być z kolejnymi przetargami, na które dotychczas pieniądze były. Tym bardziej, że rok 2016 pod względem wydatków na uzbrojenie jest najgorszy od lat.

Na 2016 rok przeznaczono wydatki MON na modernizację na poziomie przekraczającym 10 mld. złotych. Tymczasem do końca pierwszego półrocza wydano zaledwie 1,5 mld. zł. Sytuację może poprawić zakup 4 modułów AHS Krab za około 4 mld. zł i program Pilica za około 1 mld. Czy jednak uda się dokonać tych zakupów?

Wobec zrezygnowania z zakupu Caracali pozostaje pytanie: Co dalej? Opcje są dwie: rozpisanie nowego przetargu lub zakup interwencyjny u wybranego przez MON bez przetargu producenta. Wówczas będzie mógł zadowolić związkowców ze Świdnika i Mielca, którzy od dawna lobbowali za zakupem ich produktów. Czyżby rząd uległ tym namowom?

Jest to bardzo prawdopodobne, gdyż prezes PZL Świdnik, Krzysztof Krystowski, na swoim profilu na Tweeterze bez skrępowania daje do zrozumienia, że cieszy się z tego rozwiązania, choć zarządzana przez niego fabryka słynie z opóźnień w realizacji kontraktów.

Dlaczego wygrał Caracal?

23 czerwca 2015 pisałem: "Pojawiają się od dłuższego czasu głosy, że MON powinien wybrać śmigłowiec NH-90 produkowany przez przedsiębiorstwo NHIndustries, założone przez firmy Agusta, Eurocopter oraz Fokker. Taki też zamiar miało MON. Niestety włoski producent stanowczo sprzeciwił się sprzedaży Polsce śmigłowców NH-90 chcąc zapewne wygrać pierwszy przetarg dla AW-149, który jeszcze jest w fazie testów i certyfikacji.

Niestety AgustaWestland i tym samym fabryka w Świdniku przegrała. Nie tylko ze względów formalnych, ale też ponieważ do tej pory jeszcze nie opracowano wersji morskiej, SAR i CSAR, a w dodatku śmigłowiec nie ma certyfikatu zezwalającego na loty nad morzem. Choć i tak kluczową przyczyną było niedotrzymanie terminu realizacji umowy, którą już z góry określono na 2019 rok, podczas gdy MON oczekiwał nowych śmigłowców w 2017 roku.

Podobnie sprawa ma się z produktem firmy Sikorsky - S-70i, który nie jest używany przez żadną armię na świecie jako maszyna bojowa, a lata jedynie jako śmigłowiec dyspozycyjny i w formacjach policyjnych. Sikorsky chciał sprzedać śmigłowiec, który mu się nie sprzedaje, choć ma w swojej ofercie maszyny które mogłyby stanowić realną konkurencję dla Caracala. Dlaczego ich nie zaproponowano? Pozostanie to tajemnicą koncernu, który właśnie będzie sprzedawany. Ponadto Sikorsky wraz z PZL Mielec wystawił do przetargu wersję bez uzbrojenia i wyposażenia, które należałoby kupić w dodatkowym przetargu, co radykalnie podniosłoby koszty zakupu.

Obaj producenci przystąpili do przetargu ze śmigłowcami, które koniecznie chcieli sprzedać, a nie z tymi, które były zgodne ze specyfikacją Wojsk Lądowych, Marynarki Wojennej i Wojsk Specjalnych, choć takie śmigłowce w swojej ofercie mają. Potraktowali przetarg niepoważnie i go przegrali. Jeśli oferuje się klientowi, to czego on nie potrzebuje, to trudno się dziwić, że klient tego nie kupił.

Najważniejsze jest to, że żołnierze testujący Caracala stwierdzili, że "jest niesamowity" i spełnia ich oczekiwania w stu procentach. Bo, proszę państwa, ani ja, ani przysłowiowy Kowalski nie będzie walczył na tych śmigłowcach.

Latać i walczyć będą polscy żołnierze i to ich bezpieczeństwo jest najważniejsze."

Od czasu, kiedy napisałem te słowa sytuacja się nie zmieniła. AW-149 nadal nie ma gotowych wersji specjalistycznych, a Sikorsky nadal proponuje Wojsku Polskiemu S-70i, do których trzeba będzie dopłacić. Co zrobią politycy? Będą pewnie próbować ubić polityczny kapitał. Oby tylko nie na grobach polskich pilotów...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy