Cudem uciekł z Mariupola. Teraz ostrzega świat i pokazuje zdjęcia ginącego miasta
Przeżył piekło w mieście duchów. Bez wody, żywności i jakiejkolwiek pomocy tysiące ludzi ukrytych w piwnicach domów w Mariupolu każdego dnia walczą o przeżycie. Fotograf Siergiej Makarov uciekł z miasta, które przestaje istnieć. Jego zdjęcia szokują.
Ukraiński Mariupol po 40. dniach wojny przypomina zburzoną Warszawę w 1944. Nie ma budynku, który by nie ucierpiał przez bombardowania Rosjan.
"Kładliśmy się spać nie wiedząc, czy obudzimy się żywi" - opowiadał Makarow po ucieczce z Mariupola. Przez cały czas 34-latek robił czarno-białe zdjęcia, aby w przyszłości cały świat mógł zobaczyć zbrodnie Rosjan, jaką jest zniszczenie całego miasta.
Miasto duchów
Siergiej Makarow nazywa Mariupol "miastem duchów". Przez cały czas ukrywania się w ruinach 34-latek wykonywał czarno-białe zdjęcia, aby świat mógł zobaczyć niewyobrażalny dramat przerażonych ludzi, którym przyszło walczyć o życie.
W Mariupolu brakuje wszystkiego. Ludzie w ciemnościach i przeraźliwym zimnie czekają na jakąkolwiek pomoc, która nie nadchodzi. Makarow zapamiętał dni spędzone w piwnicy jako ciągłą walkę o przeżycie.
Temperatura na zewnątrz spadła do minus dziewięciu stopni. W piwnicy, w której schroniłem się z moją rodziną przed bombami oprócz nas było około 150 osób. Odsunięcie małego włazu dawało krótką szansę na oddech świeżym powietrzem. W naszej piwnicy było wiele małych dzieci, noworodków i matek karmiących piersią. Niektórzy ludzie spali na materacach, a inni wprost na betonowej podłodze. Wszyscy byli ciągle spragnieni i głodni.
Siergiej Makarow po ucieczce z Mariupola powiedział, że był problem ze starszymi ludźmi, którzy nie chcieli opuścić swoich domów i schronić się w piwnicach. Mimo błagalnych próśb swoich dzieci pozostawali w domach tłumacząc, że nic im nie grozi. Makarow widział także dramat ludzi, którzy posiadali zwierzęta domowe. "Nasz sąsiad został zmuszony do zabicia własnej kotki, ponieważ nie mógł znieść jej cierpienia, kiedy umierała z głodu i pragnienia" - opowiadał 34-latek.
W pewnym momencie Makarow zrozumiał, że pozostanie w Mariupolu jest równoznaczne ze skazaniem się na powolną śmierć z głodu. Dołączył do grupy, która zaplanowała ucieczkę. Z "miasta duchów" wyjechali w konwoju ośmiu samochodów. Na jednym z punktów kontrolnych po drodze zatrzymali ich rosyjscy żołnierze, ale po dwóch godzinach pozwolili im jechać dalej. Udało im się dotrzeć do oddalonego o 60 kilometrów od Mariupolu Berdiańska. Jego żona uciekła do Polski, a on sam udał się na zachód Ukrainy, aby wstąpić do ukraińskiej armii i walczyć z Rosjanami.