Czarne "Bobry" atakują Rosję. Taktyka czy konieczność?

Rankiem 9 lipca nad rosyjskim Astrachaniem zauważono ukraińskie drony szturmowe znane jako "Beaver" (Bóbr). I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Siły Zbrojne Ukrainy sięgnęły po ich czarną wersję. Nowa taktyka czy może konieczność?

Czarne drony szturmowe za dnia? Ukraina zaskakuje
Czarne drony szturmowe za dnia? Ukraina zaskakujeScreen z nagraniaTwitter

W mediach społecznościowych pojawiło się amatorskie nagranie, na którym możemy zobaczyć jeden z ukraińskich ataków dronowych na cele w Rosji. Co jednak ciekawe, tym razem Kijów sięgnął po czarną wersję swoich dronów-kamikadze o nazwie "Beaver", która wykorzystywana jest zazwyczaj podczas ataków nocnych, bo ciemne malowanie w oczywisty sposób zmniejsza widoczność nadlatujących bezzałogowców.

Ba, jest to taktyka, po którą jako pierwsze w Ukrainie sięgnęły rosyjskie siły, a to w celu zwiększenia możliwości ukrywania się bezzałogowych statków powietrznych Shahed-136 podczas ataków nocnych. Wszystko dlatego, że chociaż mogą się one pochwalić imponującym zasięgiem nawet 2,5 tys. km, to latają relatywnie wolno i są bardzo głośne, przez co w połączeniu z jasnym kolorem bardzo łatwo je zlokalizować. Warto tu przypomnieć choćby o ukraińskim oddziale sędziów, którzy zamienili togi na "zabytkowe" karabiny maszynowe Maxim z 1944 r. i czechosłowackie karabiny maszynowe ogólnego przeznaczenia z 1964 r., urządzając polowania na te irańskie konstrukcje.

Pomalujemy na czarno, nie będzie widać

Ukraińskie oddziały podchwyciły ten pomysł, starając się poprawić skuteczność swoich operacji dronowych pod osłoną ciemności. Tyle że nowe nagranie dokumentuje atak czarnych dronów za dnia, co wydaje się zupełnie nielogiczne, bo ten kolor sprawia, że drony są dobrze widoczne i zwiększają szanse na ich zestrzelenie. No, chyba że miała to być demonstracja siły, wtedy przesłanie jest jasne, to znaczy "mamy tak świetne drony i wyszkolonych operatorów, że możemy latać wam nad głowami czarnymi dronami za dnia". 

Niemniej oficjalny powód rozmieszczania tych ukraińskich dronów przystosowanych do pracy w nocy pozostaje niejasny i obserwatorzy podejrzewają raczej, że Kijów wykorzystuje to, co akurat ma pod ręką. Bo chociaż Ukraina wielokrotnie podkreślała przestawienie gospodarki na produkcję dronów, to intensywne walki na froncie wciąż mogą generować problemy z dostępnością bezzałogowców. Szczególnie tych produkowanych od podstaw, a nie wykorzystujących gotowe komercyjne rozwiązania.

"Bobry" atakują w Rosji

A mowa o dronach "Bóbr", które zaatakowały okoliczny poligon wojskowy i położone w jego pobliżu lotnisko. Jeden z dronów został uchwycony kamerą przez lokalnych mieszkańców po tym, jak wylądował na polu, prawdopodobnie z powodu awarii technicznej. Po raz pierwszy usłyszeliśmy o nich w maju ubiegłego roku, kiedy zostały wykorzystane do ataków na terytorium Rosji, zanim jeszcze zachodni sojusznicy dostarczyli Ukrainie broń o odpowiednim zasięgu i wyrazili zgodę na jej użycie poza granicami kraju.

Mają one długość ok. 2,5 metra, rozpiętość skrzydeł ok. 3,5 m, mogą poruszać się z prędkością ok. 150-200 km/h i zabrać na pokład ładunek wybuchowy o masie 75 kilogramów. Ich zasięg dochodzi do nawet 1000 kilometrów, a w powietrzu mogą pozostać przez 7 godzin. Zostały zaprojektowane w układzie kaczki, co zapewnia dużą manewrowość i umożliwia szybką zmianę wysokości lotu w celu uniknięcia obrony przeciwlotniczej wroga, a do tego cechują się sporą odpornością na rosyjskie systemy walki radioelektronicznej (WRE). Jeden dron VG-26 Bóbr ma kosztować ok. 100 tysięcy dolarów, dane z listopada ubiegłego roku sugerowały, że Ukraina wyprodukowała ich 50 sztuk, a plany zakładały kolejne w następnych miesiącach, więc możliwość wyczerpania zapasów jest jak najbardziej realna.

***

Co myślisz o pracy redakcji Geekweeka? Oceń nas! Twoje zdanie ma dla nas znaczenie.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Ogromny humanoidalny robot będzie naprawiał linie kolejowe w JaponiiAFP
INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas