Do krwi ostatniej

Najbardziej nieugiętych żołnierzy antykomunistycznego podziemia Służba Bezpieczeństwa wyłapywała jeszcze w latach sześćdziesiątych.

Niektórych partyzantów bezpieka szukała całymi latami
Niektórych partyzantów bezpieka szukała całymi latamiPolska Zbrojna

Instynkt komendanta

To, że Komenda Powiatu przetrwała tak długo w konspiracji, było zasługą Tarnowskiego. Gdy Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego przeprowadzało zapoczątkowaną w 1948 roku, zakrojoną na ogromną skalę międzynarodową operację "Cezary", która miała na celu kompromitację emigracji polskiej na Zachodzie oraz zniszczenie ostatnich struktur podziemia w kraju, do "Kochanowskiego" i jego ludzi dotarł tajemniczy człowiek. Podawał się za emisariusza V Komendy Wolności i Niezawisłości (WiN), który szukał kontaktów z działającymi jeszcze w tym rejonie strukturami podziemia i obiecywał przerzut na zachód Europy. Tarnowski wyczuł prowokację, zerwał wszelki kontakt z emisariuszem, którym okazał się były oficer NZW zwerbowany przez UB do operacji "Cezary".

"Kocioł" przygotowany przez SB

Niestety, on w to nie uwierzył i gdy dotarli do niego inni rzekomi wysłannicy Komendy WiN, spełnił ich polecenia. Wyjechał ze swoimi ludźmi do Warszawy, gdzie wpadł w przygotowany przez SB "kocioł". W 1953 roku w wyniku pokazowego procesu Kamieński i jego podkomendni zostali skazani na kary śmierci i straceni. "Kochanowskiemu" zaś i jego ludziom udało się przetrwać najgorszy okres stalinizmu i nie ponieść odpowiedzialności w chwili ujawnienia w 1956 roku.

Dzięki ich informacjom oddział Kusza został okrążony w Lasach Janowskich. Partyzanci podjęli próbę przebicia się przez kordon funkcjonariuszy UB. Wśród nielicznych, którym to się udało, byli Michał Krupa (pseudonim "Wierzba") i Andrzej Kiszka ("Dąb"). Obaj ukrywali się od 19 sierpnia 1950 roku. Nie skorzystali z amnestii 1956 roku. Pomagali im chłopi - byli członkowie siatki terenowej NZW.

Osaczeni

Znaleziono przy nim pistolet maszynowy PPSza, 350 sztuk amunicji, dwa niemieckie granaty i pistolet Vis. Sąd Okręgowy w Rzeszowie uznał go za pospolitego bandytę i skazał na 15 lat więzienia. Po kolejnej amnestii Krupa wyszedł na wolność w 1965 roku. Zmarł siedem lat później.

Bohater uważany za bandytę

Wyrokiem Sądu Okręgowego w Lublinie został uznany za bandytę i skazany na dożywocie (prokurator domagał się kary śmierci). Następnie Sąd Najwyższy zmniejszył karę do 15 lat więzienia. Na wolność wyszedł w 1971 roku. W grudniu 1998 roku Sąd Wojewódzki w Lublinie oddalił po trwającej pięć lat rozprawie jego wniosek o unieważnienie wyroku z 1962 roku. Jest to tym bardziej niedorzeczne, że Kiszka został przez władze III RP odznaczony Krzyżem Narodowego Czynu Zbrojnego, Krzyżem Partyzanckim, Krzyżem Armii Krajowej, a 1 sierpnia 2007 roku otrzymał z rąk prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski.

Cena honoru

Marchewka, żołnierz Września, od 1940 roku działał w konspiracji na ziemi łomżyńskiej. Był uczestnikiem prowadzonej przez AK akcji "Burza" i dowódcą oddziału szturmującego więzienie UB w Grajewie w nocy z 8 na 9 maja 1945 roku. Ujawnił się w czasie amnestii dwa lata później, po czym zamieszkał w Łodzi, gdzie wiódł normalne życie. Tam odnalazła go bezpieka, której był potrzebny do namierzenia swojego wieloletniego dowódcy majora Jana Tabortowskiego (pseudonim "Bruzda"). Poszukiwany oficer był wieloletnim dowódcą i przyjacielem Marchewki.

Gdy w sierpniu 1954 roku podczas jednej z akcji ranny został major "Bruzda", "Ryba" dobił przyjaciela (na jego rozkaz) i przejął dowództwo oddziału. Grupa przeprowadzała sporadyczne wypady rekwizycyjne. W tym samym czasie UB w Łomży starał się pozyskać agentów z najbliższego otoczenia partyzantów. Udało się dotrzeć do siostry jednego z podwładnych "Ryby" i nawiązać kontakt z Tadeuszem Wysockim (pseudonim "Zegar"), który w zamian za nietykalność obiecał wydać swojego dowódcę.

W nocy z 3 na 4 marca 1957 roku "Zegar" i Wacław Dąbrowski ("Tygrys") opuścili bunkier w zabudowaniach Apolinarego Grabowskiego we wsi Jeziorko pod Łomżą, gdzie przebywał Marchewka. Wtedy do akcji wkroczyli żołnierze bezpieki. Szukali wejścia do bunkra, gdy nagle we włazie pojawił się "Ryba" i otworzył ogień do funkcjonariuszy. Niestety, pistolet Parabellum zaciął się i Stanisław Marchewka zginął po nierównej walce. Wewnątrz bunkra odnaleziono pokaźny arsenał, między innymi czeski rkm, karabiny maszynowe produkcji niemieckiej i radzieckiej, liczne pistolety i granaty. Ostatni walczący oficer Armii Krajowej 20 sierpnia 2009 roku został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Wielkim Orderu Odrodzenia Polski.

Operacja "Pożar"

Nosił pseudonim "Laluś", który nadano mu, gdyż zawsze dbał o wygląd. Uczestniczył w kilkudziesięciu akcjach zbrojnych, likwidował agentów bezpieki. Za każdym razem udawało mu się zmylić trop ścigających go milicjantów, funkcjonariuszy UB i żołnierzy LWP.

Gdy na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych struktury podziemia na Lubelszczyźnie przestały działać, a w lesie pozostały tylko małe grupki lub poszczególni partyzanci, Franczak był już żywą legendą wśród miejscowej ludności i zmorą dla władzy ludowej. Prokuratura gromadziła na niego materiały. A było tego dużo - kilkanaście wykonanych wyroków śmierci na zdrajcach i agentach, wiele spektakularnych akcji wymierzonych w "utrwalaczy władzy ludowej", liczne strzelaniny i ucieczki.

Franczak uznał wtedy, że dekonspiracja nie ma sensu. Ukrywał się, zmieniając często miejsca pobytu. W pewnym momencie chciał sformalizować swój wieloletni związek z Danutą Mazur (z którego w 1958 roku urodził się syn Marek), lecz okoliczni księża odmawiali mu sakramentu z obawy przed esbecką prowokacją. Coraz bardziej lękał się o los osób dających mu schronienie. Tymczasem Służba Bezpieczeństwa nie próżnowała, zakładała podsłuchy w chałupach, werbowała kolejnych agentów.

Pośmiertnie odznaczony

20 października 1963 roku "Michał" doniósł, że widział Franczaka jadącego na motorze należącym do Wacława Becia. Dzień później grupa SB - ZOMO otoczyła gospodarstwo we wsi Majdan oddalonej o 21 kilometrów od Lublina. Gdy funkcjonariusze zbliżyli się do zabudowań Becia, wyszedł z nich Franczak, udając rolnika zmierzającego na pole. Esbecy nie dali się zwieść i ruszyli w pościg. Wywiązała się strzelanina, w której poległ ostatni żołnierz antykomunistycznego podziemia. Zwłoki bohatera zabrano, a jego rodzina przez 20 lat nie znała miejsca pochówku. Synowi Markowi dopiero w III RP pozwolono nosić nazwisko ojca. W 2008 roku sierżant Franczak został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski.

Jakub Nawrocki

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Polska Zbrojna
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas