Fala pożarów w Polsce. Czy Putin ma z tym coś wspólnego? Ekspert wyjaśnia

Seria pożarów, do jakiej doszło w naszym kraju w ciągu zaledwie kilku ostatnich dni, każe się zastanawiać, czy na pewno mamy do czynienia z przypadkiem. Zwłaszcza w kontekście ostrzeżeń NATO z początku miesiąca, z których jasno wynika, że Rosja planuje podobne akcje sabotażowe w całej Europie.

Czy ostatnie pożary w Polsce mogą być wynikiem działalności rosyjskich służb?
Czy ostatnie pożary w Polsce mogą być wynikiem działalności rosyjskich służb?LUKASZ SZELAG/REPORTEREast News

W ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin byliśmy świadkami pożaru w warszawskim centrum handlowym Marywilska 44, składowiska gabarytów oraz sortowni śmieci i materiałów budowlanych na warszawskich Siekierkach oraz parkingu prywatnej firmy w Bytomiu, gdzie ogień zajął 10 autobusów, a teraz dowiadujemy się jeszcze o pożarze w liceum w Grodzisku Mazowieckim, który wybuchł podczas egzaminu maturalnego.

I chociaż natłok tych zdarzeń może być oczywiście dziełem przypadku (rekordowo wysokie temperatury i susza robią swoje), w kontekście wydarzeń rozgrywających się za naszą wschodnią granicą i ostrzeżeń wydawanych przez europejskie i amerykańskie służby ds. bezpieczeństwa, trudno jednak nie zastanawiać się, czy nie są one celowym działaniem "osób trzecich"... zwłaszcza rosyjskich.

Trzy ogromne pożary. Przypadek?

Przypomnijmy tylko, że na początku maja "Financial Times" informował w swojej publikacji, że europejskie agencje wywiadowcze ostrzegły rządy o "brutalnych rosyjskich akcjach sabotażu planowanych na całym kontynencie". Ich zdaniem Moskwa przystępuje w ten sposób do trwałego konfliktu z Zachodem i w efekcie zaczęła aktywnie przygotowywać tajne zamachy bombowe, podpalenia i zniszczenia infrastruktury na terytorium Europy.

Kreml ma długą historię takich operacji, ale w ostatnich latach nie korzystał zbyt często ze swoich możliwości w tym zakresie, a przynajmniej na Starym Kontynencie. Służby wskazują jednak, że zaczyna się to zmieniać, bo ich zdaniem wyraźnie można dostrzec coraz bardziej skoordynowane i agresywne wysiłki zmierzające w tym kierunku.

Nadszedł czas, aby podnieść świadomość i skupić się na zagrożeniu rosyjską przemocą na europejskiej ziemi
podkreśla jedno ze źródeł "Financial Times".

Kreml zmienia strategię na bardziej agresywną

Oczywiście można - słusznie zresztą - zaważyć też, że Rosja od początku inwazji na Ukrainę prowadzi działania dywersyjne i sabotażowe w Europie, więc to żadna nowość. Jak się jednak okazuje, różnica między dotychczasowymi a planowanymi atakami jest ogromna. Bo chociaż byliśmy świadkami przecinania kabli światłowodowych na dnie Bałtyku, ataków cybernetycznych na różne organizacje i instytucje państwowe, próby wywołania kryzysu migracyjnego czy zakłócania działania GPS, które mogły pośrednio wpływać na nasze bezpieczeństwo, nie mogą się one równać z tym, przed czym ostrzegają służby.

Ich eksperci nie mają bowiem wątpliwości, że działania Putina odbywają się obecnie "bez widocznej troski o spowodowanie ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej". A przykładów nie brakuje, bo jak przypominają wspominani już dziennikarze "Financial Times", Niemcy zatrzymali ostatnio dwóch obywateli niemiecko-rosyjskich planujących ataki na obiekty wojskowe i logistyczne w Niemczech, pod koniec kwietnia w Wielkiej Brytanii dwóch mężczyzn zostało oskarżonych o wzniecenie pożaru w magazynie zawierającym przesyłki z pomocą dla Ukrainy, Szwedzi badają serię niedawnych wykolejeń pociągów, Czesi borykali się z próbami zniszczenia sygnalizacji kolejowych, a Estonia z atakami na samochody ministra spraw wewnętrznych w lutym i dziennikarzy.

Czy zatem możliwe jest, że ostatnie pożary w naszym kraju to kolejny z przykładów takiej aktywności rosyjskich służb? Zwłaszcza że jak komentował ostatnio w rozmowie z RMF FM minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski, "Putin wysyła szwadrony śmierci do Europy, wysyła też terrorystów, w tym sensie nic nowego. W innych krajach (sabotaże) też mają miejsce, także w cyberprzestrzeni". Postanowiliśmy zapytać dyrektora Zarządu Wywiadu Urzędu Ochrony Państwa w latach 1993-94 i eksperta z zakresu bezpieczeństwa, Piotra Niemczyka.

GW: Czy możliwe jest, że za ostatnimi pożarami w naszym kraju stoją rosyjskie służby? Bo w kontekście ostatnich ostrzeżeń o rosnącym zagrożeniu tego typu atakami coraz trudniej ignorować takie głosy, prawda?

Powiem tak: jesteśmy ofiarami pewnej histerii, pewnego niepokoju, który powodują same służby specjalne, bo jeżeli one od pewnego czasu sugerują czy wprost grożą, że rosyjskie służby mogą na terenie Europy Zachodniej czy Unii Europejskiej dokonywać aktów sabotażu, to natychmiast wszyscy zaczynamy się tym niepokoić. Niemniej jednak myślę, że to rosyjskie straszenie jest trochę straszeniem dla straszenia i ma spowodować pewien efekt propagandowy.

GW: Jaki konkretnie?

Efekt takiego zmęczenia, że ludzie będą mówić: "my już nie chcemy konfrontować się z tą Rosją, nie chcemy, żeby politycy wspierali bezwarunkowo Ukrainę. My chcemy się z tą Rosją dogadać, niech oni nam dadzą spokój". A tego rodzaju spekulacje są Rosjanom na rękę i po to są te pogróżki. Czy zatem w tych bodajże sześciu przypadkach pożarów rzeczywiście mamy do czynienia z jakąś aktywnością rosyjskich służb? Uważam, że bardzo mało prawdopodobne.

GW: Dlaczego?

To są takie obiekty, że ich pożary mogą być wynikiem, przynajmniej w niektórych przypadkach, porachunków biznesowych czy kryminalnych. Wiadomo przecież, że wysypiska odpadów czasem służą choćby do tego, żeby utylizować tam odpady, których utylizować nie wolno i się je podpala, żeby ukryć fakt, że obowiązujące normy zostały wielokrotnie przekroczone. (...) To samo w centrum handlowym Marywilska, to było centrum handlowe o takim profilu podobnym trochę do Wólki Kosowskiej, na której się bardzo dziwne rzeczy działy.

GW: Czy to znaczy, że udział rosyjskich służb można definitywnie wykluczyć?

Tak naprawdę możemy zacząć się niepokoić wtedy, kiedy w jakiś sposób zostanie potwierdzone, że to były podpalenia i kiedy policja czy straż pożarna zacznie podejrzewać jakąś zorganizowaną organizację. Na razie jesteśmy ofiarami paniki powodowanej różnymi rosyjskimi deklaracjami i sugestiami, tak jak się to działo w Europie Zachodniej, kiedy drony latały nad stacjami paliw czy poligonami i bardzo denerwowały mieszkańców.

Myślę jednak, że w pewnym momencie ludzie się z tym oswoją i wtedy Rosjanie sięgną po bardziej drastyczne środki i moim zdaniem niestety to ryzyko jest duże. Ale jeszcze nie teraz i niekoniecznie wobec takich obiektów, jak te z ostatnich pożarów. (...) To, że się obawiamy takich zamachów i że powinniśmy być tego świadomi i na to przygotowani, nie oznacza też, że mamy popadać w histerię w każdym przypadku, bo to właśnie o to chodzi Rosjanom.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas