Hercules ujarzmiony

Prawie 300 spadochroniarzy sprawdziło, jak skacze się z polskiego Herculesa. Jeszcze nigdy aż tylu żołnierzy nie desantowało się z takiego samolotu na polskich spadochronach. Chyba nie musimy dodawać, że działo się to po raz pierwszy na polskim niebie i że wszyscy skoczkowie szczęśliwie wylądowali na polskiej ziemi. Ale dla nich taki skok... to nie pierwszyzna.

Pierwsze masowe skoki z polskiego Herculesa /fot. Mariusz Bieniek
Pierwsze masowe skoki z polskiego Herculesa /fot. Mariusz Bieniek

Polskie skoki z polskich Herculesów

Hercules z biało-czerwoną szachownicą /fot. Mariusz Bieniek

Jednym z głównych zadań, stacjonujących w Powidzu, Herculesów jest desantowanie żołnierzy i ładunków. Jak to w wojsku bywa, na masowe skoki spadochronowe polskich żołnierzy musieliśmy trochę poczekać. Na desantowanie sprzętu czekamy dalej.

Spec-zespół opracował spec-instrukcję

Hercules nadlatuje ze spadochroniarzami na pokładzie /fot. Mariusz Bieniek

- W skład zespołu weszli oficerowie z największym doświadczeniem zarówno z Lotnictwa, Wojsk Lądowych, Sił Specjalnych i Marynarki Wojennej - wyjaśnia ppłk Lech Plezia, zastępca przewodniczącego spec-zespołu.

Przed wprowadzeniem instrukcji przeprowadzenie desantu było po prostu nie możliwe. A to dlatego, że nikt wcześniej nie skakał z amerykańskiego samolotu na polskim spadochronie. Nasi żołnierze, którzy już kilkukrotnie desantowali się z Herculesów m.in. w USA, Kanadzie czy Wielkiej Brytanii zawsze robili to na spadochronach używanych w konkretnej armii. Głównym celem istnienia takiego dokumentu jest oczywiście zapewnienia bezpieczeństwa spadochroniarzy.

Najpierw zasobniki, potem ludzie

Najtrudniej zacząć, potem samo idzie... /fot. Mariusz Bieniek

- Tymczasowa instrukcja będzie obowiązywała aż do zebrania wystarczającego materiału badawczego, czyli około 7 tys. skoków - mówi płk Tomasz Piekarski, zastępca dowódcy 6. Brygady Powietrznodesantowej. - Celem weryfikacji jest wykluczenie negatywnych zjawisk podczas współdziałania spadochronu ze statkiem powietrznym. Obecnie nie mamy żadnych sygnałów o takich zdarzeniach - dodaje płk Piekarski.

Hercules może zabrać na pokład nawet 70 skoczków /fot. Marcin Wójcik

By w pełni sprawdzić, jak polskie spadochrony współpracują z amerykańskim transportowcem najpierw zrzucono z niego prawie 80 stukilogramowych zasobników towarowych ZT-100. Dopiero po takim, pomyślnie zaliczonym, teście mogli wyskoczyć z niego najbardziej doświadczeni skoczkowie - instruktorzy spadochronowi. Kiedy i oni nie mieli żadnych problemów z oddaniem skoku z Herculesa można było rozpocząć masowy desant.

Pięć Herculesów wystarczy

- 6. Brygada jest główną jednostką, która będzie wykonywała realne desantowania z tego statku powietrznego. Zarówno w warunkach ćwiczeń, jak i ewentualnych działań wojennych - mówi ppłk Plezia.

Desant na Pustynię Błędowską /fot. Mariusz Bieniek
INTERIA.PL

- Ideałem byłoby, gdyby Herculesów było więcej, bo samoloty te umożliwiają zrzut sprzętu o większych gabarytach - pojazdów czy sprzętu artyleryjskiego. Gdybyśmy mieli 10 Herculesów, to bylibyśmy bardzo zadowoleni, ale liczba 5 samolotów w zupełności wystarcza do pełnienia zadań, do których zostaliśmy powołani - uważa płk Piekarski. Jednocześnie zaznacza, że choć jeszcze nie testowano zrzutów sprzętu, to wojsko już się do tego przygotowuje. - Mamy spadochrony, teraz trwają szkolenia ludzi - wyjaśnia zastępca dowódcy 6. Brygady.

Olbrzymia zmiana dla sztabowców...

- Na pokładzie C-130 znajduje się więcej skoczków, co z taktycznego punktu widzenia jest istotne - mówi ppłk Plezia. - Hercules jest dużo większy i ma większy zasięg. Tym samym jego użyteczność jest dużo większa - dodaje płk Piekarski.

Przewiduje się, że rocznie z Herkulesa będzie można oddać nawet 15 - 20 tys. skoków. - To wszystko będzie zależało jednak od dostępności tego statku powietrznego - zaznacza ppłk Plezia. Głównym zadaniem Herculesów jest transport zaopatrzenia i ludzi do i z Afganistanu.

...i prawie żadna dla żołnierzy

Przed skoczkami desantowano zasobniki /fot. Mariusz Bieniek

- Trudność jest taka sama, ale wrażenia są bardziej ekstremalne - uważa sierżant Bernard Gala z 2. Pułku Rozpoznawczego z Hrubieszowa. - Jest większe "wyciągnięcie" z samolotu - dodaje. Co to oznaczy dla laika? Spadochroniarze po prostu czują, że Hercules leci ciut szybciej niż CASA i otwarcie czaszy spadochronu wyzwalanego przy pomocy linki zaczepionej do samolotu odbywa się z większym szarpnięciem.

Desant zrzucony, czas wracać do domu /fot. Mariusz Bieniek

A z którego samolotu wolą skakać żołnierze? - Jeżeli wykonuje się zadanie, to nie ma znaczenia czy to CASA czy Hercules. Robi się to, co ma się zrobić. I tyle - kwituje jeden z żołnierzy 2. Pułku Rozpoznawczego z Hrubieszowa. I taka to żołnierska służba.

Marcin Wójcik

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas