Kulisy śmierci pilota Dywizjonu 303
11 września 1940 r., kwadrans po godzinie 15, dwunastu pilotów Dywizjonu 303. poderwało swoje Hurricany do lotu. Jeden z nich nigdy już nie wrócił do bazy...
Stefan Wójtowicz urodził się 19 czerwca 1919 r. we wsi Wypnicha na Lubelszczyźnie. W rodzinnej miejscowości uczęszczał do szkoły powszechnej. W roku 1936 wstąpił do Szkoły Podoficerów Lotnictwa dla Małoletnich w Bydgoszczy. Na początku 1939 r. ukończył kurs wyższego pilotażu w Ułężu. Po zakończeniu szkolenia otrzymał przydział do 1. Pułku Myśliwskiego w Warszawie.
W czasie Kampanii Wrześniowej walczył w składzie Brygady Pościgowej, osłaniającej stolicę. Niestety, nie miał wielu okazji do walki z wrogiem. Wiadomo tylko, że 1 września1939 r. szeregowy Wójtowicz, wraz z porucznikiem Mirosławem Fericiem, bezskutecznie ścigali niemieckie bombowce, nie zbliżywszy się do nich na odległość skutecznego strzału.
Po otrzymaniu rozkazu przekroczenia granicy Stefan Wójtowicz znalazł się 18 września 1939 r. w Rumunii, skąd przedostał się do Francji. W maju 1940 r. rozpoczął służbę w miejscowości Nantes. Ochraniał przed niemieckimi atakami zakłady produkujące samoloty. Niestety, żaden ze stacjonujących tam Polaków nie nawiązał kontaktu z wrogiem.
Kiedy upadek Francji stał się faktem, Stefan Wójtowicz ewakuował się z Bordeaux drogą morską do Wielkiej Brytanii. Po przeszkoleniu otrzymał przydział do Dywizjonu 303., stacjonującego na lotnisku w Northolt koło Londynu.
Pierwszy bojowy lot za sterami Hurricane wykonał 2 września 1940 r. Następnego dnia w okolicach Dover, wraz z por. Zdzisławem Hennebergiem, zaatakował dwa niemieckie myśliwce. Gdy sierżant Wójtowicz odmierzał poprawkę do ostatniej serii... nagle odstrzelono mu kawałek śmigła i osłonę silnika. Mimo to zdołał szczęśliwie wylądować w sadzie owocowym niedaleko miejscowości Tenterden. Dzień 7 września przyniósł Polakowi sukces w postaci zestrzelenia koło Londynu dwóch niemieckich bombowców typu Dornier Do-17. 11 września sierżant Stefan Wójtowicz wystartował w kabinie Hurricane V7242 do swojego ostatniego lotu...
Walka, w której uczestniczył polski pilot rozegrała się nad terenami zabudowanymi w niewielkiej odległości od Londynu, na bardzo niskim pułapie. Wielu świadków na ziemi obserwowało zmagania samotnego pilota z przeważającym liczebnie wrogiem. Można zatem przypuszczać, że wszystkie okoliczności tego starcia zostały wyjaśnione. Niestety, tak się nie stało.
Arkady Fiedler podaje w książce "Dywizjon 303", że sierżant Stefan Wójtowicz został zaatakowany przez dziewięć samolotów typu Messerschmitt Bf -109 i w trakcie walki zestrzelił dwie wrogie maszyny. Pułkownik John Kent pełniący ówcześnie funkcję angielskiego zastępcy dowódcy 303. Dywizjonu, wspomina o sześciu niemieckich przeciwnikach polskiego pilota.
Niestety, do dzisiaj nie ustalono gdzie spadły samoloty zestrzelone przez sierżanta Wójtowicza, ani z iloma przeciwnikami walczył. Z jednych źródeł dowiadujemy się, że stoczył pojedynek z samolotami jednosilnikowymi, inne natomiast podają, że w starciu uczestniczyły także dwusilnikowe myśliwce typu Messerschmitt Bf-110. Nie mamy też całkowitej pewności, że Polak na pewno zestrzelił dwie maszyny wroga.
Autorzy publikacji "Polacy w obronie Wielkiej Brytanii" Robert Gretzyngier i Wojtek Matusiak, podają w zestawieniu zwycięstw polskich pilotów, że tego dnia sierżant Stefan Wójtowicz zestrzelił około godziny 16.00 jeden samolot typu Messerschmitt Bf-110 na pewno i jeden prawdopodobnie. Wiadomo, że stoczył swój pojedynek odseparowany od reszty kolegów, dlatego też żaden z nich nie mógł na ten temat udzielić jakichkolwiek informacji.
Poszukiwanie świadków
Przebywając w Wielkiej Brytanii postanowiłem odszukać kogoś, kto posiadałby jakiekolwiek informacje na temat ostatniej walki stoczonej przez sierżanta Wójtowicza. Wcześniej udało mi się odnaleźć człowieka, który jako dziecko widział wrak samolotu pilotowanego przez innego bohatera Dywizjonu 303 - sierżanta Josefa Frantiska. Miałem nadzieję, że tym razem znowu dopisze mi szczęście.
Walka polskiego pilota rozegrała się nieopodal miejscowości Westerham, leżącej kilka kilometrów w kierunku płd-wsch. od Londynu. To była jedyna wiadomość jaką dysponowałem. Aby znaleźć jakikolwiek punkt zaczepienia, zastosowałem moją ulubioną metodę. Do obszernej torby zapakowałem tuleję cylindrową z silnika lotniczego, kawałek łopaty śmigła z Hurricane'a, zawory z silnika Merlin oraz książki na temat Bitwy o Wielką Brytanię i teczkę z kserokopiami różnych dokumentów. W dłoni dzierżyłem wałek rozrządu pochodzący z silnika. Po wejściu do budynku, gdzie mieści się np. redakcja gazety, ustawiałem na biurku recepcjonistki moje klamoty i zadawałem pytanie "Czy wie Pani co to jest"? Nie zdarzyło się, aby ktoś odpowiedział twierdząco.
Zwykle otrzymywałem pomoc, często jednak dawano mi do zrozumienia żebym już wyszedł... Najciekawiej było wtedy, gdy wprosiłem się do BBC Radio Kent i wygłosiłem na antenie apel w sprawie poszukiwania pamiątek po polskich pilotach.
Świadek katastrofy
W Westerham byłem kilka razy. Odwiedziłem m.in. dom pastora i siedziby redakcji dwóch lokalnych gazet. Bez rezultatu. Nikt nic nie wiedział. Byłem już gotów oflagować się koło pomnika Churchilla, gdy nastąpił przełom w poszukiwaniach - miał miejsce w biurze Westerham Parish Council. Początkowo dwie obecne tam panie były nieco zaskoczone widokiem dziwaka wywijającego przed ich oczami wałkiem rozrządu? ale potem obiecały, że mi pomogą. Po kilku minutach otrzymałem numer osoby, która znała świadka katastrofy samolotu sierżanta Stefana Wójtowicza. Kilka dni później udałem się po raz kolejny do Westerham. Odnalazłem bramę domu w którym mieszka Peter. Po chwili zostałem serdecznie powitany przez gospodarza i Maureen - działaczkę Towarzystwa Przyjaciół Westerham. Peter Finch pykając fajeczkę rozpoczął opowieść.
Na małym pułapie
11 września po godzinie 16. mieszkańcy okolicznych miejscowości z zapartym tchem zaczęli obserwować walkę toczoną pomiędzy samotnym Hurricanem i sześcioma niemieckimi myśliwcami. Walka była prowadzona na bardzo małym pułapie. Świadek nie ma wątpliwości, że pojedynek rozgrywał się pomiędzy jednosilnikowymi samolotami. Peter twierdzi, że pilot Hurricane'a skutecznie ostrzelał dwa niemieckie Messerschmitty Bf -109, które obniżając lot, opuściły pole walki, mocno dymiąc.
Wrogie maszyny nie spadły w zasięgu wzroku świadków. Według słów Petera - pojedynek trwał około 15 minut. Samotny angielski myśliwiec został trafiony na niewielkiej wysokości i spadając płonął. Uderzył we wzgórze Hogtrough Hill w odległości około 2 km od centrum Westerham. Kiedy ciało poległego pilota zostało przewiezione do kostnicy, Peter wraz z kolegami, wiedziony ciekawością, zajrzał do środka przez uchylone okno. Zobaczył sczerniałe zwłoki, które nie były jeszcze przykryte. Utkwiło mu w pamięci, że pilot miał bardzo drobne dłonie, które sprawiały wrażenie jakby należały do kobiety... Czternastolatek wtedy pierwszy raz widział nieżyjącego człowieka. Obraz ten ma do dzisiaj przed oczami.
Naszywka "Poland"
Kilka dni po śmierci polskiego pilota do Westerham przyjechał porucznik E. Hadwin, pełniący obowiązki oficera wywiadu Dywizjonu 303. Zamierzał wyjaśnić, w jakich okolicznościach zginął sierżant Stefan Wójtowicz. Ustalił, że Polak został trafiony w głowę odłamkiem pocisku z działka lotniczego. Oficer przeprowadził rozmowę z naocznymi świadkami, którzy stwierdzili, że pilot Hurricane'a stoczył walkę z kilkoma niemieckimi myśliwcami typu Messerschmitt Bf-109 i Bf-110. Oba zostały zestrzelone.
Na ręce porucznika Hadwina wpłynęło pismo z dnia 20 września 1940 r., w treści którego szef straży pożarnej w Westerham, F. C. Paige informował, że 11 września1940 r. wraz z innymi osobami był świadkiem pojedynku stoczonego pomiędzy sierżantem Wójtowiczem a sześcioma niemieckimi Messerschmittami Bf-109. Potwierdził on zniszczenie przez Polaka dwóch wrogich myśliwców. Dodatkowe uzupełnienie stanowi pisemna relacja nadesłana 27 czerwca 1990 r. na adres Westerham Parish Council przez Pana Ryszarda Jaworskiego, który mieszkał w Westerham w pierwszych latach po zakończeniu wojny.
Jego ojciec był pilotem myśliwca i służył w składzie polskich dywizjonów. Pan Jaworski potwierdza wcześniej przytoczone fakty. Według niego przybyli na miejsce katastrofy świadkowie znaleźli na ocalałym fragmencie munduru poległego pilota naszywkę "Poland" , co pozwoliło zidentyfikować tożsamość bohaterskiego lotnika. Pułkownik John Kent stwierdził, że sierżant Stefan Wójtowicz zasłużył swoją bohaterską postawą na najwyższe angielskie oznaczenie Victoria Cross nadawane za wybitną odwagę na polu walki. Niestety, nie może być ono nadawane cudzoziemcowi. Sierżant Stefan Wojtowicz został pośmiertnie odznaczony Krzyżem Srebrnym Orderu Wojennego Virtuti Militari nr 8816.
Poszukiwanie śladów samolotu
Znając przybliżone miejsce katastrofy Hurricane'a V 7242 postanowiłem podjąć próbę odnalezienia jakichkolwiek szczątków samolotu. Teren, na którym doszło do katastrofy należy do prywatnego właściciela, dlatego ograniczyłem się do zbadania drogi rozdzielającej ogrodzone łąki. Używając wykrywacza odnalazłem grudki stopionego metalu i niewielkie skorodowane elementy. Peter wspominał, że samolot spadając płonął. Prawdopodobnie zbiornik z paliwem został rozerwany eksplozją jeszcze nad ziemią, i kawałki maszyny zostały rozrzucone na znacznym obszarze.
Elementy, które wydobyłem, znajdowały się na głębokości 15-20 cm w gruncie zawierającym dużą liczbę kamieni, co może świadczyć, że zostały tam wbite siłą wybuchu. Niestety, na żadnym z nich nie zachowały się jakiekolwiek oznaczenia. Jeden z wykopanych kawałków stopionego metalu zastygł przyjmując kształt serca. To nasz najcenniejszy lotniczy materiał - angielskie duraluminium z domieszką polskiej krwi? Najprawdopodobniej są to resztki samolotu Hawker Hurricane V7242 pilotowanego przez sierżanta Stefana Wójtowicza. Jednak pewność można uzyskać tylko po wydobyciu elementów silnika i płatowca zawierających numery fabryczne. Do tej pory takie prace nie były prowadzone.
Wrak Messerschmitta
W latach 70. ubiegłego wieku zespół poszukiwawczy z London Air Museum wydobył kilka elementów z wraku samolotu typu Messerschmitt Bf-109, który rozbił się 11 września 1940 r. o godzinie 16.15 w odległości około 20 km w kierunku wschodnim, od miejsca upadku samolotu sierżanta Wójtowicza. Najprawdopodobniej jest to samolot zestrzelony przez Polaka. Jednak nie są znane żadne relacje ani dokumenty potwierdzające to przypuszczenie.
W centrum Westerham znajdują się dwa pomniki. Jeden ustawiono ku pamięci gen. Jamesa Wolfe'a, który urodził się tu w roku 1727. Drugi, przedstawia sylwetkę Winstona Churchilla mieszkającego w tym mieście w latach 1922-65. Ale mieszkańcy Westerham pamiętają o jeszcze jednym bohaterze. Mówią - to nasz pilot z Dywizjonu 303. W tym roku w rocznicę urodzin Stefana Wójtowicza, na miejscu katastrofy Hawkera Hurriciane'a V7242 zostanie odsłonięty pamiątkowy obelisk.
Porucznik Arsen Cembrzyński, który walczył w tym samym rejonie również został zestrzelony. Jego samolot Hurricane V 6667 rozbił się ok. 16.15 w Pembury w odległości 23 km na południowy wschód od Westerham. Polak odniósł ciężkie rany i zmarł kilka dni później w szpitalu.
Rodzinne strony
Abym mógł zakończyć opowiadanie tej historii, musiałem pojechać do rodzinnej wioski sierżanta Stefana Wójtowicza. Poszukać śladów początku. Wypnicha - jedna z tysięcy polskich wiosek. Tuż obok szkoły przy skrzyżowaniu dróg stoi pomnik zwieńczony wykutym w kamieniu krzyżem Virtuti Militari. Na jego cokole umieszczono tablicę ku pamięci mieszkańców poległych w latach 1939-1946. Jest na niej także nazwisko Stefana Wójtowicza. Niestety błędnie podano, że pilot poległ w 1939 r. Podobno żyje jeszcze jego kolega z lat szkolnych, i stoi dom gdzie urodził się przyszły lotnik.
Udało mi się odnaleźć siostrę Stefana Wójtowicza. W trakcie rozmowy telefonicznej wspomniała, że ostatni raz widziała brata 17 września 1939 r. Przyjechał do rodziny na motocyklu wraz ze swoim dowódcą. Płacząca matka zaklinała go aby został. Ale on musiał iść. Był przepełniony wolą walki. Odchodząc powiedział: - jeszcze będziecie o mnie czytać! Nie mylił się...
Maciej Koziarski