Mapy Google odtajniły rosyjskie bazy wojskowe? Google zaprzecza, ale...

Wczoraj sieć obiegła informacja, mająca swój początek w ukraińskich źródłach, jakoby Google zdjęło cenzurę z satelitarnych zdjęć przedstawiających militarne obiekty na terenie Rosji, dzięki czemu każdy może obejrzeć militarny potencjał tego kraju. Jak się jednak okazuje, to tylko częściowa prawda.

Wczoraj sieć obiegła informacja, mająca swój początek w ukraińskich źródłach, jakoby Google zdjęło cenzurę z satelitarnych zdjęć przedstawiających militarne obiekty na terenie Rosji, dzięki czemu każdy może obejrzeć militarny potencjał tego kraju. Jak się jednak okazuje, to tylko częściowa prawda.
Rosyjskie cele strategiczne były widoczne na Mapach Google już wcześniej /dennizn /123RF/PICSEL

Twitterowe konto @ArmedForcesUkr, które było wielokrotnie cytowane przez Ministerstwo Obrony Ukrainy, udostępniło wczoraj informację sugerującą, że Google usunęło filtr zamazujący, odtajniając tym samym rosyjskie bazy wojskowe i inne strategiczne miejsca na Mapach Google, dzięki czemu dosłownie każdy może obejrzeć tajemnice Putina z dokładnością do około 0,5 metra na piksel. 

Praktyka zamazywania obiektów strategicznych, w tym militarnych, na Mapach Google jest dość powszechnie stosowana i wystarczy tylko wspomnieć, że dotyczy ona choćby bazy sił powietrznych Francji 705, która widoczna jest jako rozpikselowany obszar. Z drugiej strony wiele obiektów wojskowych można obejrzeć na bardzo dokładnych zdjęciach, jak amerykańskie Nellis Air Force Base czy słynne Area 51, więc obrazy rosyjskich obiektów nie powinny budzić większego zaskoczenia.

Reklama

Rosyjskie obiekty nie są tajne od dłuższego czasu

Szczególnie że... można je było oglądać na Mapach Google od dłuższego czasu - serwisowi The Verge udało się potwierdzić prawdziwość udostępnionych w słynnym poście zdjęć, ale jednocześnie zdobyć komentarz rzecznika firmy, który poinformował, że nie wprowadzali żadnych zmian w sposobie cenzurowania zdjęć satelitarnych z Rosji, zaprzeczając tym samym doniesieniom, jakoby “otworzyli dostęp do rosyjskich jednostek militarnych i strategicznych".

Oznacza to, że chociaż zdjęcia m.in. okrętów podwodnych na Kamczatce na Dalekim Wschodzie, wojskowej bazy lotniczej w Kursku czy magazynu broni jądrowej pod Murmańskiem są prawdziwe, to można było uzyskać do nich dostęp już na długo przed wybuchem wojny w Ukrainie i nie są one efektem żadnej nowej polityki wspierania strony ukraińskiej. Co więcej, strona ukraińska wcale jej nie potrzebuje, bo siły zbrojne największych krajów, w tym NATO i tak mają dostęp do niezmodyfikowanych zdjęć satelitarnych Google, więc Ukraina z pewnością dobrze zna już każdą rosyjską bazę.

Nie oznacza to oczywiście, że Google nie jest zaangażowane w konflikt, bo amerykańska firma od początku inwazji Putina aktywnie wspiera stronę ukraińską.

Odcięło rosyjskie media od dochodów z reklam, ukrywało ruch na swoich mapach, żeby nie sugerować rosyjskim siłom, gdzie gromadzą się ukrywający się obywatele czy oddziały wojskowe, opracowało system ostrzegania przed atakiem bombowym, a ostatnio poinformowało, że we współpracy z ukraińskim Ministerstwem Spraw Wewnętrznych będzie digitalizować zdjęcia zniszczonych miast, aby wspomóc służby ratownicze.

Wracając zaś do samej informacji o odtajnieniu baz wojskowych na Mapach Google, wygląda na to, że wraz z rozpoczęciem przez Rosję kolejnej fazy działań wojennych, skoncentrowanej na Donbasie, będziemy też świadkami zintensyfikowanej wojny dezinformacyjnej, bo nie da się ukryć, że z propagandowego punktu widzenia było to niezwykle udane zagranie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojna Ukraina-Rosja
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy