Miało być 300 tysięcy, a walczy niecałe 100 tysięcy? Ukraińcy o "tajemnicy rosyjskiej mobilizacji"

Na froncie coś się nie zgadza! Zamiast 300 tysięcy zmobilizowanych Rosjan do walki stanęło niecałe 100 tysięcy. Umierają na potęgę, co już widać w statystykach. Ale ta mobilizacja ma wielką tajemnicę, którą rozszyfrowali ukraińscy eksperci.

300 tysięcy nowych żołnierzy na froncie - to miał być śmiertelny cios dla Ukrainy. 21 września prezydent Władimir Putin ogłosił tzw. "częściową mobilizację", która miała zmienić sytuację na wojnie i dać zwycięstwo Rosji. Znacząca część rosyjskich poborowych za grosz nie uwierzyła Putinowi. Już następnego dnia "przyszli żołnierze armii Putina" za wszelką cenę starali się uciec z Rosji. Mimo tego rosyjski minister obrony Siergiej Szojgu właśnie zapewnił, że operacja "mobilizacja" zakończyła się sukcesem.

W rosyjskich mediach społecznościowych pojawiły się setki relacji od świeżych poborowych, którzy narzekali na starą, zardzewiałą broń i brak obiecanego przeszkolenia. Młodzi mężczyźni skarżyli się, że nie nikt im nie powiedział, jak walczyć z Ukraińcami i radzić sobie w warunkach realnej walki. Niektórzy obawiali się, że będą tylko "mięsem armatnim".

Reklama

I rzeczywiście - pierwszy efekt "częściowej mobilizacji" pojawił się właśnie w statystykach podawanych przez ukraiński Sztab Generalny. Kilka dni temu liczba Rosjan tracących życie każdego dnia na froncie wystrzeliła w górę. W tej chwili codziennie ginie ok. 800-1000 rosyjskich żołnierzy, co jest wynikiem wręcz niewyobrażalnym. Według danych podanych 2 listopada przez Sztab Armii Ukraińskiej od początku agresji ponad 73 tysiące żołnierzy rosyjskich zostało "wyeliminowanych z walki".

Gdzie te 300 tysięcy?

Ukraińcy od początku wojny są w stanie weryfikować dane podawane przez Kreml dotyczące liczebności jednostek na froncie. Rzeczywiście zaobserwowali pojawienie się nowych żołnierzy z poboru, ale ich zdaniem jest to niecałe 100 tysięcy. Co się stało w takim razie z brakującymi 200 tysiącami? Argument "są szkoleni" raczej należy odrzucić. Rosjanie nie mają najmniejszych oporów przed wysyłaniem całkowicie  nieprzeszkolonych rekrutów na front, którzy właśnie giną tysiącami. 

Bardzo ciekawe wyjaśnienie zagadki "brakujących 200 tysięcy poborowych" przedstawił ukraiński ekspert Ołeksij Mykołajowycz Arestowycz, który ma dostęp do danych ukraińskiej armii. W rozmowie z Markiem Feyginem (rosyjski działacz na rzecz praw człowieka i polityk opozycji) przyznał, że Rosjanie przygotowują się do uderzenia na Ukrainę z terenu Białorusi. Jednak powód tajemniczej nieobecności 2/3 nowych poborowych na wojnie jego zdaniem jest bardziej prozaiczny: Rosja nie ma mundurów dla takiej liczby nowych żołnierzy.

Rosyjska mobilizacja: "nie masz broni? Nie szkodzi..."

Brak mundurów to najmniejszy z problemów nowych żołnierzy z "częściowego poboru". Wyposażenie potrzebne do walki muszą sobie kupować sami. Dostają polecenie spędzenia nocy na gołej ziemi (temperatura w nocy spada już poniżej zera), choć nikt nie dał im nawet śpiworów.

W mediach społecznościowych są filmy, na których widzimy świeżo upieczonych rosyjskich żołnierzy na Krymie naprawiających otrzymane od armii kamizelki kuloodporne przy pomocy taśmy klejącej. Problemem okazały się szczury, dla których kamizelki okazały się nie lada przysmakiem.

Częściowa mobilizacja w Rosji rozpoczęła się 21 września i w jej ramach miało być powołanych 300 tys. osób. Siergiej Szojgu w rozmowie z agencją TASS poinformował, że na teren Ukrainy wysłano zaledwie 82 tys. osób. 

"Wojsko miało drobne problemy z zaopatrzeniem" - przyznał szczerze rosyjski minister obrony. Jego słowa potwierdzają przypuszczenia ukraińskich ekspertów.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama