Między pustynią a Nilem

Krajom, w których dominuje organizacja klanowo-plemienna, daleko do nowoczesności.

Dwa sąsiadujące ze sobą kraje arabskie dzielą lata świetlne. O ile w Egipcie już dawno wykształciły się nowoczesne instytucje państwowe, o tyle w Libii nadal dominuje organizacja klanowo-plemienna.

Libię, rządzoną dotychczas przez ekscentrycznego i nieobliczalnego pułkownika Kaddafiego, zwykliśmy postrzegać jako silne państwo. Prawda jest jednak bardziej złożona. Krajom, w których dominuje organizacja klanowo-plemienna, daleko do nowoczesności, powodującej, że siła państwa jest znacznie większa. Przede wszystkim nie istnieją w nich lub zostały zneutralizowane alternatywne ośrodki władzy, mogące wywierać wpływ na otoczenie - głównie za pomocą aparatu przemocy (milicje, paramilitarne bojówki), ale także autorytetu (religia, tradycja).

Reklama

Silne, nowoczesne państwo ma monopol na przemoc i dysponuje niemal nieograniczoną władzą na określonym terytorium i nad ludźmi je zamieszkującymi, którzy zgadzają się na tak rozumianą suwerenność.

Inaczej jest w państwie przednowoczesnym, nawet jeśli jest nim monarchia absolutna. Moglibyśmy powiedzieć, że władza jest w nim rozproszona, a centrum polityczne musi się nieustannie targować lub walczyć z lokalnymi ośrodkami władzy, którymi są plemiona, klany czy wpływowe rodziny kontrolujące określone regiony kraju. Szczególnie te, które są zasobne w naturalne bogactwa, takie jak ropa naftowa.

Libia przestała być monarchią prawie pół wieku temu (była nią zresztą krótko), lecz zmiana ta nie sprawiła, że państwo stało się nowoczesne - władza nadal opiera się na klanowo-plemiennych mechanizmach. Kaddafi nie potrafił zlikwidować archaicznego systemu, więc skupił się na zarządzaniu Trypolisem oraz regionami roponośnymi - raz po raz przekupuje lokalnych przywódców lub z nimi walczy. Oznacza to, że Libia wciąż pozostaje państwem, w którym więzy rodzinne i przynależność plemienna są silniejsze od kiełkującej dopiero tożsamości narodowej.

Libia śpi na ropie

W erze włoskiego kolonializmu w Libii, która nie trwała długo, wydawało się, że tradycyjną strukturę społeczną zastąpi nowoczesne społeczeństwo miejskie, a plemiona oraz klany znikną na rzecz klas i narodu. Taki proces się wówczas rozpoczął, ale okazał się powierzchowny i krótkotrwały. Inaczej niż w Egipcie, gdzie trwał on dłużej i tak przeobraził społeczeństwo, że decydującą rolę odgrywają dziś przynależność do klasy społecznej oraz tożsamość narodowa. W Libii nie sprzyjały temu ani negatywne skutki gwałtownej modernizacji (rozwarstwienie ekonomiczne, erozja więzi międzyludzkich), ani rychły kres kolonializmu. Trwalsze okazały się tradycyjne struktury i mechanizmy, w których decydującą pozycję zajmowali przywódcy wielkich i bogatych rodzin, klanów oraz plemion (w tym miejscy i wiejscy duchowni).

Według takiego klucza za króla Indrisa obsadzano stanowiska rządowe, a także rekrutowano lokalne elity samorządowe, co późnej próbował ukrócić Kaddafi. Z czasem jednak on sam zaczął szukać poparcia wśród liderów tradycyjnych wspólnot. Jako że nie powiódł się pomysł stworzenia "nowego człowieka", kolejne lata rządów Kaddafiego coraz bardziej wpisywały się w beduińską specyfikę pustynnej Libii.

W Egipcie Nil był ważnym czynnikiem państwowotwórczym; rzeka dostarczająca wody wszystkim mieszkającym nad jej brzegami wymaga od nich ciągłej współpracy, którą ktoś musi koordynować. Libia natomiast wręcz śpi na ropie naftowej. Surowce energetyczne nie łączą jednak, lecz dzielą, ponieważ są ograniczone do określonego obszaru. Dlatego w Egipcie stworzono silną władzę centralną, która mogła ujarzmić lud i zaprząc go do pracy na rzecz wspólnego dobra. W Libii - państwie powstałym w 1951 roku z połączenia Cyrenajki, Trypolisu i Fazzanu - nie było czynnika jednoczącego, a ropa naftowa tylko utrudniała unifikację.

Nie oznacza to jednak, że po upadku monarchii (w 1969 roku) nie nastąpiły żadne zmiany.

Patrony i klienci

Rewolucja, sprzyjająca absolwentom akademii wojskowych, przyczyniła się do społecznego awansu ludzi wywodzących się z biednych rodzin (kariery w armii podobne jak w Egipcie). Rozwijała się też edukacja (w stylu zachodnim). Dziś analfabetów jest w Libii jedynie kilkanaście procent (w Egipcie około 30 procent), a zaczątki klasy średniej stworzyły zręby nowoczesnego społeczeństwa miejskiego. Wykształceni mieszczanie byli potrzebni do pracy w sektorze usług publicznych i przedsiębiorstwach państwowych, aczkolwiek nie wpisywali się w socjalistyczną ideologię, gdyż stawali się burżuazją.

Aby urzeczywistnić ideę egalitarnego społeczeństwa, w 1973 roku utworzono lokalne komitety ludowe. Był to dobry czas dla przedstawicieli klasy robotniczej, których pozycja sukcesywnie rosła. To oni zasilali owe komitety, dzięki czemu namiastka władzy rzeczywiście przechodziła w ręce rad. Kaddafi mógł być z siebie dumny - dzięki dochodom z ropy naftowej budowa społeczeństwa bezklasowego szła pełną parą. Aby ów proces przyspieszyć, na wszelkie sposoby utrudniano życie bogacącym się reprezentantom nowej klasy średniej. Członkowie niższych warstw libijskiego społeczeństwa mieli od tej pory większy dostęp do państwowych zasobów, ale plemienno-klanowe zależności oraz rodzinna lojalność nadal odgrywały ważną rolę w życiu politycznym i społeczno-ekonomicznym.

Daleki od doktrynalnych ideałów pozostawał też szczyt politycznej piramidy. Najwyższe stanowiska piastowali ludzie z najbliższego otoczenia Kaddafiego, w tym przede wszystkim członkowie jego plemienia Kaddafa z Syrty. To dlatego libijskie stosunki władzy do dziś opierają się na skomplikowanych więzach krwi i patronatu. Elita państwowa - "patroni" - zyskuje w tym układzie polityczne poparcie, odwdzięczając się korzystnymi dla swych "klientów" decyzjami. Reszta - o ile nie odgrywa w interesach elity żadnej roli - nie ma szans na zaspokojenie własnych potrzeb za pośrednictwem państwa. Musi więc szukać poparcia gdzie indziej - odwołuje się do tradycyjnych sieci zależności i zaufania, reprezentowanych na wyższym szczeblu przez liderów plemiennych. Instytucja państwa jest zawłaszczona przez wąską grupę osób wywodzących się z jednego plemienia czy nawet rodziny. W związku z tym na peryferiach kraju kwitną alternatywne ośrodki polityczne, rywalizujące z ową elitą o władzę, a co za tym idzie - o dostęp do pożądanych i zawsze ograniczonych zasobów.

Namiotowa polityka

Louis Delvoie, były kanadyjski ambasador w Algierii, stwierdził niedawno, że o ile w Egipcie wykształciły się takie polityczne instytucje, jak rząd, parlament, profesjonalna armia czy system sądowniczy, o tyle w Libii próżno ich szukać. Mimo że nad Nilem daleko im do doskonałości, to jednak istnieją, tymczasem w Libii najistotniejsza była do tej pory wola "namiotowego" dyktatora, który (de iure) nie piastował żadnego urzędu. Egipski prezydent faktycznie dysponował szerokim - określonym w konstytucji i prawodawstwie - zakresem władzy, ale ograniczonej przez armię, wywiad, prominentnych działaczy Partii Narodowo-Demokratycznej oraz w miarę niezależne sądownictwo (z trybunałem konstytucyjnym na czele). Tymczasem w Libii oprócz Kaddafiego liczyła się co najwyżej dwunastoosobowa Rewolucyjna Rada Dowódcza.

Te różnice najlepiej uwypukliły wydarzenia wpisujące się w arabską rewolucję, która rozprzestrzeniła się na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej na początku 2011 roku. O ile egipskie państwo ostrożnie dozowało przemoc wobec demonstrantów, a z czasem wyszło naprzeciw społecznym postulatom (dymisja prezydenta Husniego Mubaraka i zapoczątkowanie transformacji ustrojowej), o tyle w Libii rozpętano wojnę domową, której dalekosiężne skutki trudno obecnie przewidzieć.

Nie wiadomo też, czy kraj przetrwa w dotychczasowym kształcie, skoro Kaddafiemu nie udało się stworzyć jednolitego (scentralizowanego) państwa, w którym zintegrowałyby się regionalne ośrodki rozproszonej klanowo-plemiennej władzy. W tej kwestii głosy są podzielone. Ronald Bruce St. John, autor wielu opracowań na temat Libii, twierdzi, że kraj ten się nie rozpadnie, ponieważ nawet kulawa jedność opłaca się bardziej niż separacja.

Podkreśla przy tym czynniki unifikujące - sunnicki islam i język arabski. Optymizm studzi kanadyjski politolog Aurel Braun, który uważa, że regionalne waśnie i historycznie utrwalony konflikt centrum (Trypolis) - peryferie (reszta kraju) utrudniają, a może nawet uniemożliwiają przetrwanie Libii jako jednolitego organizmu.

Michał Lipa

Michał Lipa jest doktorantem na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Zajmuje się systemami politycznymi, stosunkami międzynarodowymi oraz procesami społeczno-gospodarczymi na Bliskim Wschodzie i w Afryce Północnej. Publicysta portalu Mojeopinie.pl.

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: organizacja | Nil | Muammar Kaddafi | Libia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy