Mógł dowodzić całym NATO...

Niedawno został dziadkiem, ale już nie nacieszy się wnuczką. Generał Franciszek Gągor, Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, był jedną z osób, która znalazła się na pokładzie prezydenckiego Tu-154M...

Śmierć zastała generała na służbie. Jak mówił w rozmowie z INTERIA.PL gen. Stanisław Koziej, protokół wymaga, by w najważniejszych uroczystościach towarzyszyli prezydentowi dowódcy armii. W tym gronie nie mogło więc zabraknąć pierwszego żołnierza Rzeczpospolitej.

Dziś jego fotografia, przepasana kirem, wisi na specjalnej ścianie pamięci w polskiej bazie wojskowej w Ghazni. Zresztą nie tylko tam.

"Franciszku, Przyjacielu, Towarzyszu Broni, żegnaj. Istniejemy, póki ktoś o nas pamięta - Carlos Ruíz Zafón. Ja Ciebie wspominać będę Zawsze" - taki post pojawił się na blogu z Afganistanu.pl pod wpisem o śmierci dowódców polskiej armii.

Reklama

Gasił światło ostatni

Gen. Gągor wśród najbliższych współpracowników uchodził za tytana pracy.

- W jego gabinecie światło zapalało się wczesnym rankiem a gasło późną nocą - wspomina płk Sylwester Michalski ze Sztabu Generalnego WP.

To dzięki tej pracowitości Franciszek Gągor przeszedł w Wojsku Polskim przez wszystkie szczeble kariery - poczynając od dowódcy plutonu rozpoznania jednego z pułków czołgów, gdzie trafił w 1973 roku, skończywszy na stanowisku szefa Sztabu Generalnego WP, które objął 27 lutego 2006 roku. Po drodze były misje zagraniczne - m.in. w Egipcie, na Wzgórzach Golan i w Iraku podczas pierwszej wojnie w Zatoce Perskiej.

W latach 2004-2006 - mając już wówczas wieloletnie doświadczenie w pracy dla struktur ONZ - generał pełnił funkcję polskiego przedstawiciela wojskowego przy Komitetach Wojskowych NATO i Unii Europejskiej w Brukseli.

Gągor sprawdzał się doskonale w roli wojskowego dyplomaty, ale:

- Szef ubolewał, że nadmiar pracy sztabowej nie pozwalał mu zbyt często być wśród żołnierzy, tam gdzie ćwiczą i walczą - przyznaje Sylwester Michalski. - Dlatego korzystał z każdej okazji, by się z nimi spotkać. Ostatnią taką podróż odbył tuż przed świętami wielkanocnymi do Afganistanu.

Żołnierz z krwi i kości

To właśnie w Afganistanie, choć kilka miesięcy wcześniej, miałem okazję ostatni raz widzieć gen. Gągora. Był wrzesień 2009 r. - generał, wraz z ministrem obrony, wizytował jeden z posterunków na wzgórzach otaczających bazę w Giro.

Dowódca patrolu opisywał wówczas ministrowi Klichowi sytuację wokół bazy. Gągor stał z boku i z uwagą przyglądał się podoficerowi. Było w tym spojrzeniu profesjonalne zainteresowanie, bo oto przed generałem stał żołnierz wyposażony we wszystko, co w polskim wojsku najlepsze.

Chwilę później obaj wojskowi zaczęli rozprawiać na temat wad i zalet przejrzystych magazynków do karabinków typu Beryl. Dowodzenie, planowanie, polityka - to jedno. Jednak w tym momencie widać było, że Gągor to nie tylko wojskowy dyplomata, ale również żołnierz z krwi i kości.

Spokój i opanowanie

Ale choć góral z pochodzenia i najwyższy rangą wojskowy w polskiej armii, nie pozwalał, by temperament i woda sodowa uderzały mu do głowy.

- Nie przypominam sobie, aby gen. Gągor podniósł na kogokolwiek ze swoich podwładnych głos, by uderzył ręką w stół - zapewnia płk Michalski. - Swój autorytet zbudował na wielkiej osobistej kulturze, spokoju i opanowaniu.

- W kontaktach towarzyskich nie był osobą wylewną - potwierdza Janusz Zemke, były wiceminister obrony narodowej. - No i był skromnym, bardzo skromnym człowiekiem. Komuś, kto go nie znał, do głowy mogłoby nie przyjść, że to jedyny czterogwiazdkowy generał służby czynnej naszej armii.

Zamiast zakrapianych imprez gen. Gągor wolał tenisa. Nie angażował się też w rozgrywki personalne na szczytach polskiej armii.

- Imponował mi nie tylko biegłą znajomością angielskiego i francuskiego, ale rozległą wiedzą na temat stosunków międzynarodowych - dodaje Janusz Zemke.

Murowany kandydat

To między innymi dlatego cieszył się autorytetem nie tylko w Polsce, ale także wśród wojskowych i polityków z NATO. Na posiedzeniach Komitetu Wojskowego Sojuszu Północnoatlantyckiego był zawsze pełnoprawnym uczestnikiem.

Już po śmierci pojawiły się informacje, że generał miał objąć funkcję szefa Komitetu Wojskowego NATO. Dwa i pół roku temu został nim włoski generał Giampaolo Di Paola, w głosowaniu zdobywając o jeden głos więcej niż Polak.

- Kończy się kadencja Włocha, więc Franciszek Gągor był murowanym kandydatem na to miejsce - potwierdza medialne doniesienia Janusz Zemke. - Niestety, już nim nie będzie...

Gen. Franciszek Gągor miał 59 lat. Zostawił żonę i dwoje dorosłych dzieci.

Marcin Ogdowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wojsko | żołnierze | gen | generał | NATO
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy