Ostatni bój okrążonych

Stare Budy, niewielka wieś w gminie Młodzieszyn, zapisały się na kartach historii w końcowej fazie bitwy nad Bzurą we wrześniu 1939 roku.

W rozkazie operacyjnym numer 13 generała Tadeusza Kutrzeby, wydanym 16 września 1939 roku na dzień następny, Stare Budy wyznaczone zostały jako rejon wycofania i punkt koncentracji armii "Pomorze" generała Władysława Bortnowskiego. Znalazła się tam także część oddziałów armii "Poznań" przemieszczających się w kierunku oddalonej o 8 kilometrów Bzury. Dla wielu jednostek droga Iłów-Stare Budy-Młodzieszyn-Witkowice stanowiła jedyną możliwą trasę odwrotu przez rzekę i Puszczę Kampinoską do Warszawy.

Wokół płoną wsie

Wieś i okalające ją lasy 16 września zapełniały się od wojskiem z częściowo rozbitych oddziałów polskich. Droga prowadząca poprzez Stare Budy została całkowicie zablokowana ciągnącymi na przeprawę w Witkowicach taborami, kolumnami sanitarnymi, a także przez cywilnych uciekinierów. Powstał zator, który uniemożliwiał jakikolwiek ruch oddziałów, zmuszając je do przedzierania się lasami. Zatarasowane i zatłoczone drogi były intensywnie bombardowane przez Niemców, co powodowało przemieszanie rozmaitych polskich jednostek.

17 września Niemcy rozpoczęli uderzenie na będące już w okrążeniu wojska generała Kutrzeby. Około godziny 10 przeprowadzili druzgocący atak lotniczy na rejon przepraw na Bzurze. Stare Budy, miejsce koncentracji armii "Pomorze", znalazły się pod huraganowym ogniem artylerii nieprzyjaciela. Oto jak relacjonował te wydarzenia szef oddziału operacyjnego Sztabu Grupy Operacyjnej "Wschód" kapitan Ignacy Bukowski, który wraz z dowódcą tej grupy generałem Mikołajem Bołtuciem przybył tego dnia do wsi:

Reklama

"17 września [...] o zmroku dojechaliśmy do spalonej wsi Stare Budy. Obok dogasających zgliszcz na skrzyżowaniu dróg leżało przewrócone działo przeciwlotnicze, poszarpane bezpośrednim trafieniem bomby. Parę kroków dalej mogiła jego obsługi. Bliżej lasu masy wozów - to stłoczone tabory różnych jednostek obu armii. [...] Wokół jak okiem sięgnąć płonące wsie. W Starych Budach nie było żywej duszy. Spotkaliśmy jedynie starego człowieka, który pozostał przy swej spalonej chałupie. Opowiedział nam o nalocie i przejeździe niemieckich czołgów. [...] Szeroki trakt między lasami zapchany był wozami stojącymi obok siebie w kilku rzędach. [...] W tej upiornej scenerii niemiecka artyleria rozpoczęła ogień nękający".

Ogień ciężkiej artylerii

W takich warunkach, w nieistniejącej już dziś leśniczówce Stare Budy, wieczorem 18 września odbyła się ostatnia odprawa oficerska prowadzona przez generała Bołtucia.

Wzięli w niej udział generałowie Franciszek Wład i Stanisław Grzmot-Skotnicki oraz pułkownicy Józef Werobej, Zygmunt Bohusz-Szyszko, Adam Ajdukiewicz i Tadeusz Niezabitowski. W czasie odprawy generał Bołtuć nakazał zebranie kolumn kierujących się samodzielnie nad Bzurę i przebijanie się na wschód. Natarcie nie przyniosło jednak całkowitego powodzenia i część oddziałów polskich musiała cofnąć się do pozycji wyjściowych w lasach, gdzie z każdą godziną przybywało wojska z najróżniejszych jednostek i formacji. Do tej wielkiej, przemieszanej masy zaczynał wkradać się chaos.

Tak wspominał owe chwile generał Tadeusz Kutrzeba, który w bitwie nad Bzurą był dowódcą połączonych armii "Poznań" i "Pomorze": "W nocy z 17 na 18 września i do południa 18 września armia "Pomorze" maszerowała dalej na wschód, koncentrując się w rejonie miejscowości Stare Budy. [...] Ogień ciężkiej artylerii z południa i od strony Wyszogrodu nie ustawał. Silne naloty trwały. Pozbawione własnej obrony p-lot, utraconej w większości podczas odwrotu, wojsko nasze bardzo cierpiało. Zrodziły się początki rozprężenia: z dywizji pozostały właściwie tylko bataliony. Masy taborów i rozbitków błąkały się bez dowódców i bez znajomości dalszej drogi, ale z instynktownym wyczuciem, że drogi odwrotu są odcięte".

Jesteśmy w kotle

Niemcy usiłowali w jak najkrótszym czasie otoczyć resztki polskich dywizji znajdujące się w rejonie Starych Bud. Z kierunku południowo-zachodniego przez Osiek na Giżyce parła 10 Dywizja Pancerna, z zachodniego przez Kiernozię i Sanniki na Iłów - X Korpus, zaś od północnego zachodu atakował III Korpus. Zdesperowani polscy dowódcy, prowadząc resztki podlegających sobie oddziałów, próbowali wyrwać się z okrążenia przez zamkniętą już szosę Sochaczew-Wyszogród (dziś droga krajowa nr 50). Rankiem 18 września dowodzący resztkami 14 Pułku Piechoty major Jan Łoboza natrafił w rejonie lasu Radziwiłka na oddział niemiecki dozorujący przejście na Białą Górę. Zaimprowizowano natarcie i zdołano nawet zepchnąć Niemców z szosy na Wyszogród.

Oddziały niemieckie pojawiły się wewnątrz kompleksu leśnego Stare Budy 19 września i przystąpiły do ataku na zgromadzone w nim grupy polskiego wojska. Dzień wcześniej żołnierze Wehrmachtu z 19 Dywizji Pancernej w pobliskim Henrykowie spalili w stodole 76 mieszkańców wsi i uciekinierów z zachodniej Polski.

Rozbite oddziały polskie

Dowódca 18 Pułku Piechoty pułkownik Wiktor Majewski, relacjonował: "W nocy silny ogień art. npla [nieprzyjaciela] rozbija resztki oddziałów przygotowanych do marszu nad Bzurę. Ogólna panika. W godzinach rannych w dniu 19.IX las Stare Budy zostaje otoczony przez piechotę npla. Ogólna strzelanina. Poszczególne grupki jeszcze się bronią. Wyróżnia się tu jeden działon 26 p.a.l. [pułk artylerii lekkiej], który trwa na stanowisku, prowadząc ogień do ostatniego naboju i w końcu demontuje działo".

W tym czasie na zachodnim brzegu Bzury nie istniało już zwarte wojsko z funkcjonującym dowództwem. W kolejnych dniach Niemcy likwidowali pojedyncze, rozbite oddziały polskie ukrywające się w lasach ciągnących się na północ aż po Wisłę. Wieczorem 19 września znajdowały się w nich jeszcze kilkudziesięciu-, a niekiedy kilkusetosobowe grupy niedobitków z 4, 14, 16, 17, 26, 27 Dywizji Piechoty, Batalionów Obrony Narodowej czy Pomorskiej Brygady Kawalerii.

Przebywający w tym rejonie żołnierze należeli do oddziałów, którym nie udało się dostać na przeprawy, gdyż zostały zablokowane przez Niemców. Siły wroga, po zajęciu Sochaczewa i Brochowa, od 16 września metodycznie zamykały rejony przeprawowe i poruszały się w kierunku ujścia Bzury.

Zapadła decyzja o kapitulacji

Henryk Kaliszan, żołnierz ochotnik Kompanii Przysposobienia Wojskowego z Szamotuł, wspominał: "Wieczorem 17 września znaleźliśmy się w Iłowie. Przestało być tajemnicą, że jesteśmy w kotle. Nocą jeszcze jedna próba przedostania się na drugi brzeg w okolicy Wyszogrodu nad Wisłą. Spotkał nas zawód - z drugiej strony rzeki odezwały się karabiny maszynowe, uświadamiając nam wszystkim, że to koniec. Ranek 18 września zastał nas znów w okolicy Iłowa. Dano wszystkim wolną rękę, w południe zapadła decyzja o kapitulacji. Rozpoczęło się składanie ogromnych stosów broni, zamki od karabinów wyrzucano lub zakopywano. (...) Do niewoli zabrano nas 19 września".

Sytuacja pogarszała się z godziny na godzinę. Od 19 września jedynym miejscem, gdzie można było przedostać się przez rzekę, pozostawał odcinek Bzury w rejonie Przęsławic. Do przeprawy w tym czasie trzeba było przedzierać się nocą, przemykając niewielkimi grupami bądź pojedynczo pomiędzy pojawiającymi się w terenie Niemcami. Żołnierze pochodzący z Pomorza czy Wielkopolski nie znali terenu, map właściwie nikt nie miał. W drodze do rzeki często korzystano z pomocy lokalnych przewodników.

Wojsko poszło w noc

Jednym z nich był mieszkaniec Kamiona Dużego Kazimierz Ksyna, który w 1939 roku miał 17 lat: "18 września wieczorem do mojego domu w Kamionie wszedł wysoki rangą polski oficer. Pytał, kto z domowników mógłby przeprowadzić jego oddział do Bzury. Zgodziłem się wskazać drogę, znałem ją dobrze. Moja matka bardzo lamentowała - chodzenie nad Bzurę groziło wówczas śmiercią. Niemcy strzelali z Wyszogrodu, nękali przeprawiające się oddziały nieustannymi nalotami. Atakowali też od strony Sochaczewa, Iłowa, Rybna. Do przeprawy trzeba było wybrać bezpieczne miejsce. Lasami przez Olszynki, Młodzieszynek i Witkowice doprowadziłem kilkudziesięcioosobowy oddział do rzeki, nad brzegiem Bzury wskazałem miejsca, gdzie woda nie była zbyt głęboka. Wojsko poszło w noc, przez rzekę".

Grupy niedobitków, w których skład wchodzili żołnierze z 10, 14, 18, 37, 58, 65, 66, 70 Pułku Piechoty, 9 i 18 Pułku Ułanów czy 11 Dywizjonu Artylerii Konnej, przebywały w lasach pomiędzy Młodzieszynem, Starymi Budami, Iłowem i Wisłą jeszcze 22-27 września.

Część z nich, nie chcąc się poddać mimo beznadziejnej sytuacji, okopało się w lasach Starychv Bud, Rokiciny, Radziwiłki i Leontynowa. Bronili swoich pozycji do końca. Ponad 800 z nich poległo i spoczywa na niewielkich leśnych cmentarzach.

Zacierali ślady polskiego oporu

Według Kazimierza Ksyny jeszcze w ostatnich dniach września 1939 roku w lasach można było spotkać tułających się polskich żołnierzy. Wielu z nich, korzystając z pomocy mieszkańców, przebierało się w cywilne ubrania i próbowało wracać do swoich domów. Byli też tacy jak Zygmunt Odrowąż Zawadzki - ówczesny porucznik, oficer operacyjny 14 Wielkopolskiej Dywizji Piechoty. W czasie bitwy nad Bzurą uniknął niewoli i przedostał się do Francji. Walczył następnie pod Tobrukiem, Gazalą, Monte Cassino, Ankoną i Bolonią.

Awansowany na stopień generalski zmarł w wieku 97 lat 13 października 2008 roku. Mieszkańcy Starych Bud i innych okolicznych wsi stali się w pewien sposób uczestnikami bitwy. Ofiarnie udzielali pomocy wojsku, dostarczając żywność, lecząc rannych czy ukrywając żołnierzy. Po zakończeniu działań to na nich spoczywał obowiązek pochowania tysięcy poległych w bitwie nad Bzurą. Późną jesienią 1939 roku Niemcy nakazali zaorać zbiorową mogiłę żołnierzy polskich w Starych Budach. Ponieśli w walkach o wieś i okoliczne lasy duże straty i w odwecie zacierali ślady świadczące o polskim oporze. Miejscowi oznaczyli jednak teren kopca i po wojnie stworzyli w tym miejscu piękny leśny cmentarzyk, na którym co roku odprawiana jest msza w intencji poległych.

Wojenny skansen

Nawet dziś w tamtejszych lasach można napotkać wiele śladów po płytkich okopach i dołkach strzeleckich wykonanych we wrześniu 1939 roku przez polskich żołnierzy. Dostrzecmożna także wiele lejów po bombach. Dowodem zażartej walki toczonej o leśne pozycje jest ogromna liczba łusek po polskiej amunicji, odłamków po bombach i pociskach niemieckich, odnajdywanych przez lata przez pracowników Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą w Sochaczewie.

Obok cmentarzy ślady te stanowią dziś jedyną pamiątkę po stoczonej tu dramatycznej bitwie. Ten zryty bombami i okopami las to rodzaj "wojennego skansenu" upamiętniającego ostatni bój okrążonych na zachodnim brzegu Bzury żołnierzy Wojska Polskiego.

Jakub Wojewoda

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: W.E. | Niemcy | Polska | II wojna światowa | sztuki walki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy