Prawdziwy "Hurt Locker"

- Dwadzieścia sekund! - krzyczy amerykański żołnierz. Drugi daje znać afgańskim policjantom i wieśniakom, by schowali się za pryzmą ziemi. Po chwili zbiornik z propanem wylatuje w powietrze, wzbijając tumany kurzu...

Pierwszy do podejrzanych ładunków podjeżdża robot...
Pierwszy do podejrzanych ładunków podjeżdża robot...AFP

Niebo pełne dymu i kurzu

Życie, to nie film

W filmie ciągle coś wybucha. Co chwilę ekran wypełniają efektowne eksplozję, a sierżant James łamie wszelkie regulaminy i nie tylko naraża się na niepotrzebne ryzyko, ale jeszcze wydaje się walczyć na własnej wojnie. Wszystko to jest bardzo efektowne, ale - jak twierdzą prawdziwi saperzy - nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

- Gdybym miał kogoś takiego jak James w swojej drużynie, to w życiu nie wyjechałbym z nim poza bazę - mówi jeden z saperów służących na wschodzie Afganistanie. - On w ogóle nie zachowuje się jak profesjonalista. Nie dba o swoje bezpieczeństwo i narażaj się na niepotrzebne ryzyko. Nie oglądamy tego dziadostwa tutaj, w Afganistanie. My rozbrajamy bomby, by ratować ludzi - wyjaśnia poirytowany.

Filmowa wizja pracy wojskowych saperów przedstawiona w filmie "The Hurt Locker. W pułapce wojny" wygląda tak:

- Zespół saperów to "braterstwo wybranych indywidualistów", którzy pracują razem, zapewniając sobie nawzajem maksimum bezpieczeństwa. I tak jest od czasu II wojny światowej - wyjaśnia jeden ze służących w Afganistanie amerykańskich saperów. - "Hurt Locker" tego w ogóle nie pokazuje i dlatego nie znajdzie się żaden saper, któremu ten film by się podobał - dodaje.

Saperzy służący w Afganistanie dostali rozkaz, by nie rozmawiać na temat szczegółów przedstawionych w filmie z osobami spoza jednostki. Dowództwo obawia się bowiem, że komentarze saperów na temat "Hurt Lockera" mogą przysłużyć się talibom w konstruowaniu śmiertelnych pułapek, takich chociażby jak "ajdiki".

To właśnie improwizowane ładunki wybuchowe, konstruowane ze wszelkich dostępnych materiałów wybuchowych i skrzętnie ukrywane w drogach i ich poboczach, są największym zagrożeniem w Afganistanie. Tak samo boja się ich żołnierze, jak i miejscowa ludność. Strach ten jest uzasadniony, bowiem właśnie od "ajdików", w ciągu dziewięcioletniej wojny w Afganistanie, zginęło więcej osób, niż z jakiejkolwiek innej broni.

Pomysłowo skonstruowane urządzenia są detonowane za pomocą telefonów komórkowych, baterii, czy chociażby sprężyn i płyt naciskowych. "Ajdiki" są uważane z najbardziej zabójczą bronią w arsenale talibów.

- Saperzy uwijają się jak pszczoły w ulu, rozbrajając kolejne "ajdiki". Nie tylko ratują życie ludzi, ale pozwalają nam wykonywać naszą robotę - mówi major Mark Leslie, oficer dowodzący 3. Batalionem 187. Pułku Piechoty działającego w zachodniej części prowincji Paktika.

Życie na minie

Klimach rozbraja bomby od ponad trzech lata. Twierdzi, że jej praca nie jest wcale trudniejsza od innych żołnierskich zadań. Na wszelki wypadek nie powiedziała jednak swojej rodzinie, co dokładnie robi. - Wiedzą tylko tyle, ile to konieczne. Nie chcę ich martwić - tłumaczy. Podobnie jak ona zrobił jej kolega z zespołu - sierżant Charles Johnson. Jego rodzice do dziś nie wiedzą, czym dokładnie zajmuje się ich syn.

Saper musi mieć to coś

Sierżant Charles Johnson określił "Hurt Lockera" jako nierealistyczny. Natomiast osoby, które po oglądnięciu filmu będą chciały wstąpić do służby - jego zdaniem - srodze się zawiodą. - Jeżeli wydaje im się, że będą szaleć jak główny bohater "Hurt Lockera", to żyją naprawdę w olbrzymim błędzie - mówi ruszając na kolejne wezwanie do unieszkodliwienia podejrzanego pakunku.

Tłum. MW na podst. AFP

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas