Ratownictwo morskie. Mniej śmigłowców dla SAR?

W niedzielę 12 marca br., minister Macierewicz - podczas uroczystości nadania gdyńskiej Bibliotece Głównej Akademii Marynarki Wojennej imienia Lecha Kaczyńskiego - zapowiedział modernizację Marynarki Wojennej. Teraz mówi się, że MON planuje ograniczyć zakup śmigłowców.

Za dwa lata Polska może stracić zdolności SAR
Za dwa lata Polska może stracić zdolności SARPrzemek ŚwiderskiEast News

Po zerwaniu rozmów w sprawie Caracali minister Antoni Macierewicz obiecywał już, że nowe śmigłowce pojawią się do końca 2016 roku. Potem zmienił zdanie i mówił o styczniu, a następnie o lutym i marcu. W końcu minister powiedział, że te obietnice nigdy nie były aktualne, a rozmowy nie były prowadzone.

*          *          *

Według dziennikarza RMF, Grzegorza Kwoleka, MON znów zmienia zdanie w sprawie śmigłowców. Obecnie resort chce kupić tylko 12 nowych maszyn, zamiast zapowiadanych 16. W tej pierwotnej wersji MON miał nabyć osiem śmigłowców dla wojsk specjalnych i osiem dla marynarki wojennej.

Powód cięć to ograniczenia budżetowe, bo według szacunków MON, za 16 maszyn z ograniczonym offsetem trzeba by było zapłacić około 7 miliardów złotych brutto. Niestety, postępowanie jest objęte tajemnicą. Nie wiemy, czy w tych 7 miliardach mieszczą się koszty pakietu szkoleniowego, symulatorów lotu i pakietu logistycznego. Patrząc na ceny śmigłowców kupowanych z wolnej ręki, można mieć ogromne wątpliwości.

W poprzednim, unieważnionym przez MON przetargu, Polska miała kupić 50 śmigłowców Caracal. 19 z nich miało zostać zbudowanych we Francji, przy współudziale polskich pracowników. Pozostałe 31 w Polsce, w nowej fabryce w Łodzi. Aby dotrzymać wymagań strony polskiej, brakujące 19 maszyn miało być wybudowane w Polsce z przeznaczeniem na eksport, np. do Kuwejtu, który zamówił 30 sztuk za 4,3 mld zł (1 mld euro).

Cena za polskie śmigłowce to około 60 proc. wartości kontraktu netto, pozostała część kontraktu to pakiet logistyczny i szkoleniowy, który miał objąć wyposażenie baz wojskowych (dedykowane do typu śmigłowca), szkolenie techników, załóg (w tym koszt dwóch symulatorów lotu), ulokowanie w Polsce centrum serwisowego, stałej ceny na części zamienne na okres 30 lat itd.

Obecna procedura najprawdopodobniej tego pakietu nie obejmuje.

*          *          *

Co to oznacza dla Wojska Polskiego? W nieodległej przyszłości może się okazać, że polscy piloci nie będą w stanie udzielić pomocy na morzu, ani poszukiwać okrętów podwodnych operujących u polskich wybrzeży.

8 lutego 2016 roku poseł Stanisław Lamczyk zgłosił interpelację, w której zapytał o możliwości prowadzenia akcji ratunkowych przez Brygadę Lotnictwa Marynarki Wojennej. Pytanie było uzasadnione, ponieważ w ciągłym dyżurze ratowniczym pozostaje tylko jeden śmigłowiec, który ma zabezpieczyć 30000 km kw. Bałtyku!

Podobnie sytuacja ma się z załogami. Lotnicy liczyli, że otrzymają nowe śmigłowce. Teraz brakuje nie tylko sprzętu, ale może i braknąć załóg, których nie będzie na czym szkolić, a wkrótce także, nie będzie miał kto szkolić.

W lutym br. odeszło do cywila dwóch dowódców załóg, dwóch ratowników, oraz kilku innych specjalistów. Pozostała tylko jedna pełna załoga Mi-14PŁ/R, a drugą będzie można złożyć na siłę, z tym że tylko jedna będzie mogła wykonywać loty w nocy.

- Ludzie zaczynają odchodzić. Od lat widać dziurę pokoleniową, która coraz bardziej się powiększa, zarówno w personelu latającym, jak i naziemnym, przy dalszym cięciu etatów. Wkrótce może zabraknąć doświadczonych instruktorów. W tej materii nie można postawić tylko na młodość, Bałtyk nie wybacza błędów - mówi jeden z marynarzy.

*          *          *

Tymczasem...

- Nie bardzo rozumiem zainteresowanie państwa śmigłowcami, które z punktu widzenia operacyjnego maja dla polskich sił zbrojnych dziesięciorzędne znaczenie. Są wiele ważniejsze kwestie - stwierdził wczoraj na antenie TVN24 wiceminister obrony narodowej Bartosz Kownacki.

O tym, jak nikłe jest pojęcie polityka na temat roli śmigłowców w ratownictwie morskim i zabezpieczeniu strefy odpowiedzialności, świadczą wydarzenia na Bałtyku, które miały miejsce tuż po owej wypowiedzi.

Jak napisał Dziennik Bałtycki: "Niedzielny poranek (26.03 - przyp. SZ) był dla ratowników z Brygady Lotnictwa Marynarki Wojennej bardzo pracowity. Dwukrotnie wylatywali z akcją ratowniczą. Pierwszy raz do pracownika platformy wiertniczej, który po upadku doznał urazu i wymagał transportu na ląd. Niedługo później po poszkodowanego z urazem szyi."

Drugi z poszkodowanych był pasażerem jednostki motorowej Omega Gold, która znajdowała się około 20 kilometrów na północny-zachód od Łeby.

Gdyby te wydarzenia miały miejsce w nocy, albo w dzień, kiedy załoga odpoczywa po nocnym dyżurze, pomocy poszkodowanym nie można byłoby udzielić z powodu braku załóg i śmigłowców.

Tak może stać się na pewno po 2019 roku. Wówczas może się okazać, że Polska nie będzie w stanie prowadzić operacji ratunkowych na Bałtyku. Pierwsze Anakondy dostarczono 24 lata temu. Najmłodsza ma 14 lat. Z kolei Mi-14PŁ/R są jeszcze starsze i mają 32 oraz 33 lata i są bardzo wyeksploatowane.

Sytuację miały uratować modernizowane od lat w PZL Świdnik W-3RM. Jednak fabryka wciąż ma poważne opóźnienia. W lutym br. wrócił na Pomorze śmigłowiec o numerze 0209. Jest to pierwsza z pięciu maszyn, które blisko trzy lata temu trafiły do zakładów lotniczych w Świdniku.

Kiedy pojawią się nowe śmigłowce? MON tego nie potrafi powiedzieć. Podobnie, jak nie wie, kto przejmie zadania ratunkowe, kiedy śmigłowcom BLMW skończą się resursy.

PS. W dzisiejszym komunikacie MON poinformowało, że "zgodnie z ustalonym harmonogramem prowadzonego przez Inspektorat Uzbrojenia postępowania na dostawy śmigłowców przeznaczonych dla wojsk specjalnych oraz dla Marynarki Wojennej w dniu 27.03 br. wpłynęły oferty zaproszonych do negocjacji dostawców.

Członkowie komisji prowadzących postępowanie już przystąpili do analizy ofert liczących w każdym wypadku po kilkanaście tysięcy stron.

O wynikach prowadzonego w trybie całkowitej poufności postępowania, opinia publiczna zostanie poinformowana, niezwłocznie po jego zakończeniu."

Oznacza to tylko tyle, że w przeciwieństwie do poprzednich przetargów, w tym przypadku ministerstwo utajniło wszelkie informacje dotyczące procedury przetargowej. Niestety, urzędnicy nie wyjaśnili, dlaczego zdecydowano się utajnić postępowanie.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas