Rosjanie przeprowadzili dwa zamachy na Zełenskiego. Oto ich kulisy

Okazuje się, że od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, Kreml wysłał do Kijowa dwie grupy komandosów, którzy mieli za zadanie zabić Wołodymyra Zełenskiego, prezydenta Ukrainy.

Okazuje się, że od początku rosyjskiej agresji na Ukrainę, Kreml wysłał do Kijowa dwie grupy komandosów, którzy mieli za zadanie zabić Wołodymyra Zełenskiego, prezydenta Ukrainy.
Kreml wysłał dwie grupy komandosów, by zabić prezydenta Ukrainy /123RF/PICSEL

Magazyn Time opublikował obszerny artykuł na temat fenomenu Wołodymyra Zełenskiego. Znalazły się w nim opisy najbardziej nerwowych chwil w jego prezydenturze, które nastąpiły tuż po wejściu rosyjskich wojsk na terytorium Ukrainy.

Ludzie z otoczenia prezydenta podali, że w nocy, w której wybuchła wojna, Putin osobiście wysłał do Kijowa dwie grupy komandosów. Ich zadaniem było zabicie Wołodymyra Zełenskiego. Członkowie sił specjalnych mieli zostać dostarczeni nad biuro prezydenckie w samolotach, a później skoczyć ze spadochronem. Sceny wyglądały jak rodem wyjęte z filmu akcji. — Przed tą nocą widzieliśmy takie rzeczy tylko w filmach — przyznał Andrij Jermak, szef sztabu prezydenta.

Reklama

Zamachy na Wołodymyra Zełenskiego zostały odparte

Niestety, to wszystko działo się w rzeczywistości. Ochrona prezydenta zachowała jednak zimną krew. Szybko zabarykadowano drzwi biur czym tylko się dało i wszystkim współpracownikom prezydenta, kilkudziesięciu osobom, rozdano broń oraz kamizelki kuloodporne. Wówczas tylko kilka osób, w tym Ołeksij Arestowycz, weteran ukraińskiego wywiadu wojskowego, potrafiło sprawnie posługiwać się bronią.

Arestowycz ujawnił, że Putin zaplanował dwie akcje zabicia prezydenta Ukrainy. Jednak ani jedna się nie udała. Potężne ataki zostały odparte. Nie wiadomo, czy rosyjscy komandosi zostali zabici lub schwytani, ale nie udało im się wypełnić niecnego planu Kremla. Co ciekawe, w chwili ataku, w biurowcu znajdował się nie tylko Zełenski, ale również jego żona i dzieci. Obecnie rodzina prezydenta znajduje się w bezpiecznym miejscu. Jego żona przyznała w najnowszym wywiadzie, że nie widziała męża od dwóch miesięcy, czyli od pierwszych dni wojny.

Zełenski nie chciał ukryć się w schronie

Wracając do ataku na Zełenskiego, warto wspomnieć, że w kompleksie prezydenckim nie ma schronu. Znajduje się on w innym budynku. Mimo wszystko, Zełenski w pierwszych godzinach agresji Rosji na Ukrainę, nie zdecydował się opuścić swojego biura i ukryć w schronie. Mało tego, gdy Kijów znalazł się pod ostrzałem wroga, Zełenski wyszedł na ulicę i nagrał słynny film ze swoimi ludźmi, w którym powiedział pamiętne słowa "Wszyscy tu jesteśmy. W obronie naszej niepodległości, naszego kraju".

Amerykanie i Brytyjczycy proponowali prezydentowi ewakuację z Kijowa i samej Ukrainy. Prawdopodobnie chodziło o Polskę. Jednak Zełenski stanowczo odmówił, mówiąc: "Potrzebuję amunicji, a nie podwózki". Dzisiaj Wołodymyr Zełenski, tak jak dwa miesiące temu, wciąż znajduje się na stanowisku w Kijowie i każdego dnia podbudowuje morale swoich żołnierzy oraz wspiera pięknymi słowami każdego z obywateli Ukrainy.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Wołodymyr Zełenski | wojna w Ukrainie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy