Rosyjskie miny są za słabe! Wnętrze czołgu Abrams M1 nietknięte

Chociaż Ukraińcy długo czekali z wprowadzeniem czołgów Abrams M1 do walki, amerykańskie jednostki w końcu zaczęły pojawiać się na froncie i radzą sobie lepiej, niż można byłoby się spodziewać.

Chociaż Ukraińcy długo czekali z wprowadzeniem czołgów Abrams M1 do walki, amerykańskie jednostki w końcu zaczęły pojawiać się na froncie i radzą sobie lepiej, niż można byłoby się spodziewać.
Może i na zewnątrz widać uszkodzenia, ale w środku Abrams jest nietknięty! /Cpl. Paul S. Martinez /Wikimedia

Tak jak pisaliśmy już wielokrotnie, Kijów otrzymał czołgi Abrams M1 w ramach jednego z amerykańskich pakietów pomocy wojskowej już późną jesienią ubiegłego roku, ale na próżno było szukać ich na froncie. Eksperci sugerowali wtedy, że przyczyną były panujące w Ukrainie warunki, które mogłyby okazać się dla tego sprzętu zabójcze, a nie brakowało też głosów, że chodzi o zbyt silnie umocnione linie obronne Kremla.

Tak czy inaczej, większość specjalistów szacowała, że Abramsy wyjadą do walki wraz z nastaniem wiosny i tylko trochę się pomylili. Na początku lutego dotarły do nas informacje, że ukraińskie siły zbrojne rozmieściły Abramsy M1A1 Situational Awareness (SA) na linii frontu w pobliżu Awdijiwki, gdzie toczyły się jedne z najbardziej intensywnych bitew na linii frontu, oddając je do dyspozycji 47. Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej, która jako jedna z pierwszych operowała też amerykańskimi wozami M2 Bradley. 

Reklama

Rosyjskie miny za słabe na Abramsy

I chociaż niedługo później, tj. pod koniec lutego, mogliśmy zobaczyć pierwszy zniszczony przez Rosję egzemplarz, zaatakowany za pomocą drona-kamikadze, to generalnie Abramsy radzą sobie w trudnych warunkach lepiej, niż wiele osób przypuszczało. Warto tu nadmienić, że nawet w opisywanym przed chwilą przypadku jednostka spisała się naprawdę dobrze - owszem, została zniszczona i nie nadawała się do kolejnych działań bojowych, ale panele ochronne spełniły swoje zadanie i ochroniły załogę.

Dziś możemy zaś zobaczyć na nagraniu z kamery rosyjskiego żołnierza, jak amerykańskie czołgi radzą sobie z zagrożeniem z drugiej strony, czyli minami. Wygląda na to, że mina, po której przejechał M1 Abrams, nie zdołała przebić jego pancerza i uszkodzić wnętrza, co potwierdza materiał wideo. Widzimy na nim, jak rosyjski żołnierz obchodzi czołg, szczegółowo go ogląda i wchodzi do niego - system wygląda tu na nieruszony, nie widać żadnych stłuczonych wyświetlaczy, przepalonej elektroniki czy zerwanych kabli, więc załoga najpewniej również bezpiecznie go opuściła.

Nie ruszają go ani drony, ani miny

Oczywiście, na zewnątrz czołgu znajdują się ślady odłamków, ale nie mogły one przebić się do jego wnętrza, a wieża czołgu wygląda na poważnie uszkodzoną, może nawet lekko przesuniętą. Tyle że jak podkreśla serwis BulgarianMilitary.com, lokalizacja czołgu na nagraniu przypomina tę ze zdjęć drugiego zniszczonego na froncie Abramsa i jeśli tak faktycznie jest, to oglądamy czołg po najechaniu na minę i ataku drona-kamikadze, więc jego dobry stan jest tym bardziej imponujący.

Nie powinien być jednak większym zaskoczeniem, bo amerykańskie czołgi Abrams M1 są uważane za trwalsze niż ich rosyjskie odpowiedniki, T-72 i T-90. Różnicę tę można przypisać kilku kwestiom, po pierwsze rosyjskie czołgi kładą nacisk na zwartość i mobilność, co często skutkuje mniejszym prześwitem w porównaniu do amerykańskich modeli i czyni je bardziej podatnymi na efekt wybuchu min lądowych. 

Co więcej, Moskwa nie słynie z dbania o bezpieczeństwo swoich żołnierzy, podczas gdy wiele zachodnich konstrukcji powstaje właśnie z myślą o tym aspekcie, nawet jeśli miałoby to oznaczać gorsze osiągi.

Więcej o czołgach Abrams M1: Rosjanie zniszczyli pierwszy amerykański czołg M1A1 Abrams

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: M1 Abrams
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy