SAS: Władze robią wszystko, byś wiedział o nich jak najmniej

Rok 1943. Żołnierze SAS podczas patrolu na pustyni w Tunezji /East News
Reklama

Żołnierze tej brytyjskiej jednostki specjalnej stanowią elitę elit - są wszechstronnymi ekspertami współczesnego pola walki. Władze w Londynie robią wszystko, by wiadomo było o nich jak najmniej.

Latem 1942 roku w Afryce Północnej hitlerowskie wojska zepchnęły aliantów do głębokiej defensywy. Niemcy, wspierani przez włoskich sojuszników, nacierali przez pustynie Libii na Egipt. Panowali w  powietrzu i  na lądzie, dlatego ich dowódca, feldmarszałek Erwin Rommel, nie miał się czego obawiać - oprócz garstki komandosów, którzy siali spustoszenie na tyłach jego Afrikakorps...

Szybsi od bomb

Nocą z 13 na 14 czerwca pojawili się znowu - kilka grup w ciężarówkach terenowych typu Chevrolet 30 cwt, najeżonych ze wszystkich stron lufami karabinów maszynowych. Zaatakowali jednocześnie w  paru miejscach. Ich dowódca, mjr David Stirling, wybrał dla siebie lotnisko Luftwaffe w  Beninie na przedmieściach Bengazi. Wraz z oddziałem zakradł się do hangarów i podłożył bomby pod samoloty. Na odchodnym zajrzał do wartowni, gdzie zastał żołnierzy śpiących na piętrowych pryczach oraz niemieckiego oficera, który czytał przy stole gazetę. Stirling rzucił mu na kolana odbezpieczony granat. Kiedy nazista odruchowo wrzasnął: - Nein! Nein!, Brytyjczyk odpowiedział: - Yes, yes - i zatrzasnął za sobą drzwi.

Na pobliskie lotnisko w Berce szturm przypuściła grupa, którą dowodził zastępca Stirlinga, kpt. Robert "Paddy" Mayne. Ten były rugbista z Irlandii Północnej miał opinię szaleńczo odważnego, agresywnego i nieobliczalnego, dlatego budził strach nawet wśród podwładnych. W  Berce nieprzyjaciel okazał się czujniejszy, dlatego oddział pod jego komendą nie wykonał zadania. W umówionym miejscu spotkania wściekły Mayne dał do zrozumienia, że dumny z siebie Stirling koloryzuje swoje dokonania. Wtedy ten oświadczył, iż mogą wrócić razem i sprawdzić. Niewiele myśląc, ci dwaj rywalizujący ze sobą oficerowie, wciąż nabuzowani adrenaliną, przesiedli się do jednego z chevroletów, zabrali kilku komandosów i ruszyli w drogę.

Operując na tyłach wroga, Stirling oraz jego żołnierze nieraz napotykali posterunki drogowe. Włoscy wartownicy na okrzyk: - Militari! albo kilka stanowczych słów po niemiecku zwykle ich przepuszczali, dla swojego dobra nie wnikając, do jakiej armii należy kawalkada ciężko zbrojnych pojazdów. Jednak tym razem Brytyjczycy wpadli na stanowisko obsadzone przez Wehrmacht. Jeden z komandosów, który mówił biegle w języku Goethego, wdał się w dyskusję z dowodzącym podoficerem. Usiłował go przekonać, że są wracającym prosto z frontu oddziałem Afrikakorps.

Reklama

Na próżno: hitlerowiec, patrząc na brodatych, uzbrojonych po zęby osobników, od razu zorientował się, z  kim ma do czynienia. Jednocześnie, słysząc kliknięcie odbezpieczanego colta, który Mayne trzymał w ręce, zdał sobie sprawę, że będzie pierwszą ofiarą ewentualnej konfrontacji. Cofnął się i kazał podnieść szlaban.


Kolejną blokadę komandosi sforsowali, rozpędzając wartowników seriami z  broni maszynowej. Na przedmieściach Bengazi podjechali do przydrożnego zajazdu, gdzie na werandzie biesiadowali Niemcy. Obrócili w  ich stronę lufy szybkostrzelnych vickersów i otworzyli morderczy ogień. Łoskot wystrzałów zmieszał się z wrzaskiem ginących oraz brzękiem szkła z rozpryskujących się karafek z winem.

Te bezkompromisowe, ale skuteczne działania sprawiły, że SAS stał się wzorem dla formacji antyterrorystycznych tworzonych w innych krajach. Gdy w 1977 roku palestyńscy terroryści porwali samolot Lufthansy, Berlin poprosił o  pomoc właśnie SAS. Szturm na lotnisku w Mogadiszu zakończył się pełnym sukcesem - odbito 86 zakładników, trzech napastników zginęło, jeden (ranny) został pojmany. Według oficjalnej wersji atak przeprowadziła niemiecka jednostka specjalna GSG 9. Obecnie -  dzięki odtajnionym dokumentom - wiadomo, że brytyjscy komandosi byli tam nie tylko doradcami, ale to oni faktycznie dowodzili.

Najsłynniejsza akcja antyterrorystyczna w  dorobku SAS - operacja "Nimrod" - miała miejsce w Londynie. W 1980 roku do ambasady Iranu wtargnęli uzbrojeni ludzie, żądając okupu i uwolnienia z więzień swoich towarzyszy. Po sześciu dniach impasu, gdy zamordowali pierwszego zakładnika, sprowadzono specjalsów. Wdarli się oni do budynku przez okna, po opuszczonych z dachu linach.

Gmach placówki dyplomatycznej wypełnił łoskot broni maszynowej oraz  eksplozji granatów hukowych. Kwadrans później było po wszystkim. Podczas szturmu zginęło pięciu z sześciu terrorystów i jeden z uwięzionych. Także tym razem media podniosły wrzawę, iż SAS działa jak pluton egzekucyjny. Ostatni napastnik przeżył tylko dlatego, że gdy członek oddziału wywlókł go w ustronne miejsce na tyły ambasady, znaleźli się tam w obiektywach kamer stacji telewizyjnych, które na żywo relacjonowały akcję!

Krwawa dekada

W ostatnim dziesięcioleciu XX wieku komandosi SAS wzięli udział w  trzech wojnach, które rozgorzały w  różnych częściach świata - wszystkie w 1991 roku. W krajach byłej Jugosławii naprowadzali samoloty NATO na pozycje serbskiej armii, ścigali zbrodniarzy wojennych w Bośni i szkolili albańskich partyzantów z Armii Wyzwolenia Kosowa. Tymczasem wielka koalicja pod wodzą USA rozpoczęła wyzwalanie Kuwejtu, najechanego przez irackiego dyktatora Saddama Husajna. Udział SAS w  operacji "Pustynna Burza" zyskał rozgłos za sprawą filmu Rajd na tyły wroga (jedną z głównych ról zagrał popularny aktor Sean Bean).

Opowiada on autentyczną historię ośmiu komandosów SAS, którzy w Iraku mieli obserwować ruchy nieprzyjaciela i niszczyć wyrzutnie rakiet Scud. Ich osaczony oddział przez kilka dni przebijał się w kierunku Syrii. Odparli wtedy, z  pomocą granatników przeciwpancernych, atak wysłanych przez Bagdad transporterów opancerzonych! Ostatecznie granicę z reżimem Hafeza al-Assada przekroczył tylko jeden z nich, kapral Chris Ryan. Pokonał pieszo, przez pustynię, ok. 300 kilometrów. Pozostali zginęli, zmarli w wyniku wychłodzenia lub dostali się do niewoli.

Kiedy świat skupił uwagę na wydarzeniach w  Zatoce Perskiej, Sierra Leone, niewielki kraj na wybrzeżu Afryki, pogrążył się w okrutnej wojnie domowej. Brytyjskich żołnierzy wysłano tam, by przeszkolili armię rządową i  wsparli międzynarodowe wojska rozjemcze. W 2000 roku paru z nich zostało pojmanych w zasadzce przez miejscowy gang znany jako West Side Boys. Negocjacje były trudne - notorycznie pijani i odurzeni narkotykami bandyci nie pamiętali wcześniejszych ustaleń oraz stawiali absurdalne żądania. Domagali się m.in. nadania im brytyjskiego obywatelstwa! Po trzech tygodniach jałowych rozmów władze w  Londynie zatwierdziły operację "Barras". Szturm na siedzibę grupy przeprowadzili członkowie SAS. Desantowani z  helikopterów, uwolnili wszystkich zakładników. Przeciwnik stawił zaciekły opór - w huraganowej wymianie ognia zginął jeden z komandosów i kilkudziesięciu bandziorów.

Wojownicy cienia

Nowe zagrożenia i wyzwania przyniósł XXI wiek. Po zamachach na World Trade Center i Pentagon Wielka Brytania włączyła się do wojny z Al-Kaidą. Pod koniec 2001 roku (dokładna data nie jest znana) SAS przeprowadził w Afganistanie operację "Trent". Ponad stu specjalsów uderzyło na wytwórnię opium (dochody ze sprzedaży tego narkotyku służyły organizacji bin Ladena do finansowania działalności terrorystycznej). Na miejsce akcji dotarli -  jak za starych, dobrych czasów -  samochodami terenowymi. Wyjechali nimi prosto z ładowni amerykańskich Herculesów, które dostarczyły ich na pustynne lądowisko przy granicy z Pakistanem. Wspierani ogniem snajperów i myśliwców U.S. Navy, przedarli się przez kordon bunkrów, zdobywając cel szturmem. Przechwycili tam dokumenty oraz twarde dyski zawierające cenne dane wywiadowcze. Straty komandosów? Czterech rannych.

Na początku następnej dekady, w 2011 roku, w Libii wybuchło powstanie, wsparte przez międzynarodową koalicję z udziałem Wielkiej Brytanii - żołnierze SAS naprowadzali wówczas na cel samoloty NATO. W  jednym przypadku w  ostatniej chwili powstrzymali atak, zapobiegając masakrze cywilów, których wojska rządowe użyły w  roli żywych tarcz.

Wkrótce po rozbiciu Al-Kaidy pojawił się nowy, jeszcze groźniejszy przeciwnik - tzw. Państwo Islamskie (ISIS). Dżihadyści włączyli się do wojny domowej w Syrii, skąd wdarli się do sąsiedniego Iraku. Tam zaczęli masowo mordować cywilów, szczególnie miejscowych chrześcijan. W reakcji na te zbrodnie Amerykanie i ich sojusznicy rozpoczęli naloty na pozycje ISIS.

Niedawno władze w Londynie przyznały, że komandosi SAS działali również w Iraku. Zespoły snajperów były przerzucane w głąb pustyni na pokładach śmigłowców. Dalej przemieszczały się na quadach, dziesiątkując oddziały wroga namierzone wcześniej przez drony. W ciągu pierwszych czterech tygodni operacji zastrzelili ok. 200 dżihadystów! O kolejnych akcjach SAS przypuszczalnie dowiemy się dopiero za jakiś czas. O niektórych, tych najtajniejszych, nigdy...

Świat Wiedzy Historia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy