Syzyfowa szarża

Bitwa o Tomaszów Lubelski była największym wystąpieniem polskiej broni pancernej we wrześniu 1939 roku.

Pancerna bitwa o Tomaszów Lubelski
Pancerna bitwa o Tomaszów LubelskiPolska Zbrojna

Odwrót od Małopolski

Z tego względu odcinek środkowej Wisły, na południe od Wieprza, i San miały być bronione do czasu wycofania wspomnianych sił. Wykonanie tego planu wymagało dobrego skoordynowania działań poszczególnych zgrupowań operacyjnych. Marszałek Rydz-Śmigły sądził, że będzie w stanie to zrobić Naczelne Dowództwo. Niestety, przy zdezorganizowanej sieci łączności było to niewykonalne.

Już po kilku dniach plan zbudowania linii obrony na Wiśle i Sanie stał się nieaktualny. Niemiecka 14 Armia przekroczyła bowiem San. Jej jednostki górskie podeszły pod Lwów, a pancerne i zmotoryzowane szybko podążały w kierunku Lubaczowa, Rawy Ruskiej i Tomaszowa Lubelskiego, wychodząc na tyły polskiej obrony.

W tej sytuacji jedynym rozwiązaniem było wycofanie wszystkich sił do Małopolski Wschodniej, na tak zwane przedmoście rumuńskie.

Rozkaz odwrotu był jednak spóźniony, gdyż w momencie jego odebrania przez armie "Kraków" i "Lublin" droga marszu w stronę Lwowa i dalej na południowy wschód była zamknięta przez niemiecką 4 Dywizję Lekką, która zajęła Tomaszów Lubelski, i 2 Dywizję Pancerną, która opanowała Rawę Ruską.

Przełamanie tej zapory mogło być bardzo trudne, gdyż na zgrupowanie generała Tadeusza Piskora, dowódcy połączonych sił dwóch polskich armii, napierały od południowego zachodu i zachodu 8 i 28 Dywizja Piechoty z VIII Korpusu Armijnego, a z kierunku Zamościa - 27 i 68 Dywizja Piechoty z VII Korpusu Armijnego.

Trzeba by czekać co najmniej dobę, aby podeszła do rejonu Tomaszowa. Na to jednak nie można było sobie pozwolić, gdyż czas pracował na korzyść przeciwnika, który ściągał w okolice Tomaszowa kolejne oddziały 4 Dywizji Lekkiej. W tej sytuacji miała nacierać tylko brygada pułkownika Roweckiego.

W nocy z 17 na 18 września Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa zajęła pozycje wyjściowe do natarcia i o godzinie 7.30 zaatakowała wysunięte na przedpole Tomaszowa

stanowiska niemieckiego 11 Pułku Strzelców Zmotoryzowanych, 50 Oddziału Przeciwpancernego, części 9 Oddziału Rozpoznawczego i kompanii samochodów pancernych z 33 Batalionu Pancernego. W ciężkich bojach zdobyto pierwszą linię obrony wroga i wzięto licznych jeńców. Polskie czołgi 7-TP po unieszkodliwieniu z najbliższej odległości kilku dział przeciwpancernych wjechały przed południem do miasta.

Zgodnie z regulaminami

W boju o Tomaszów, który toczył się 18 września, zniszczono około 20 niemieckich samochodów pancernych i czołgów. Znaczne straty poniosła jednak Warszawska Brygada Pancerno-Motorowa, która utraciła przeszło połowę posiadanego sprzętu pancernego, między innymi z 22 czołgów 7-TP zdolnych do walki pozostało tylko dziesięć. Podpułkownik Marian Żebrowski w wydanym w Londynie w 1971 roku "Zarysie historii polskiej broni pancernej 1918-1947" napisał, że "bitwa o Tomaszów 18 września była największym wystąpieniem polskiej broni pancernej w całej kampanii polskiej 1939 roku".

To właśnie tam polskie czołgi wykonywały zadania zgodnie z przedwojennymi regulaminami, udzielając bezpośredniego wsparcia piechocie, która przełamywała zorganizowaną obronę przeciwnika. Pomimo silnej zapory przeciwpancernej polskie pojazdy pancerne zniszczyły część środków ogniowych wroga i wtargnęły do miasta. Do pełnego sukcesu zabrakło tylko odwodów, które mogłyby natychmiast wykorzystać wyłom zrobiony w linii obrony oddziałów 4 Dywizji Lekkiej.

Oddziały, wymęczone nieskoordynowanymi atakami i rzucane bez odpowiedniego wsparcia artyleryjskiego i przeciwpancernego, szybko topniały. Wraz z każdym kolejnym nieudanym natarciem narastało zwątpienie, malała natomiast żołnierska nieustępliwość. Na polu bitwy pojawiały się coraz to nowe jednostki niemieckie, które zacieśniały pierścień okrążenia, uniemożliwiając jakikolwiek manewr.

19 września sytuacja stała się katastrofalna, gdyż grupa operacyjna generała Mieczysława Boruty-Spiechowicza odsłoniła południowe skrzydło głównego zgrupowania próbującego zdobyć Tomaszów. Czas pracował na niekorzyść Polaków. Brakowało amunicji, od dwóch dni nie było żywności dla ludzi i paszy dla koni. Żołnierze i zwierzęta jedli tylko wtedy, gdy udało się coś znaleźć w nielicznych wsiach i osadach. W tym lesistym terenie trudne okazało się nawet znalezienie wody. Rannych nie można było właściwie opatrzyć, ponieważ szpitale polowe były przepełnione.

Zabrakło siły

Z relacji podpułkownika Jana Rzepeckiego, szefa Oddziału III Operacyjnego armii "Kraków", wynika, że zdawano sobie sprawę z niewielkich szans na sukces nocnego uderzenia: "Byłem obecny przy rozmowie dowódców i odniosłem wrażenie, że nasze przebijanie się nie ma żadnych szans powodzenia. Nie było ani porządnie zmontowane, ani nie miało potrzebnej siły. Równoczesne i zwarte uderzenie wszystkich sił powinno być poprzedzone gwałtownym ogniem na Tomaszów całej naszej artylerii. Tymczasem, jak wiadomo, artyleria nie mogła strzelać. Brygada pancerna mogła użyć tylko kilku czołgów".

Podejmując decyzję o kapitulacji, generał Piskor nie wiedział, że do okolic Tomaszowa zbliżają się jednostki wchodzące w skład Frontu Północnego generała Stefana Dąb-Biernackiego, których kośćcem były osłabiona armia "Modlin" generała Emila Przedrzymirskiego-Krukowicza, grupa operacyjna kawalerii generała Władysława Andersa, grupa operacyjna generała Jana Kruszewskiego i kilka innych zdekompletowanych związków taktycznych i improwizowanych oddziałów.

Realizowały one ostatni rozkaz Naczelnego Wodza wydany przed wyjazdem z kraju, nakazujący przebijanie się do Rumunii lub na Węgry. Zacięte i czasochłonne boje prowadzone przez Front Północny o Zamość i Krasnystaw spowodowały, że jego dywizje przybyły pod Tomaszów o dobę za późno.

Druga bitwa o miasto

Zacięte i krwawe walki trwały do 23 września. W pierwszej fazie oddziały Frontu Północnego odniosły kilka sukcesów, miedzy innymi 39 Dywizja Piechoty (Rezerwowa) i Brygada Piechoty pułkownika Jana Bratry odrzuciły niemiecką 27 Dywizję Piechoty. W kronice VII Korpusu odnotowano: "Ponieważ npl atakował ze wszystkich stron i zadawał poważne straty, sytuacja pułku zaczęła być poważna, pułk musiał się zatrzymać i okopać. To nie były tylko resztki rozbitych oddziałów, to był nowy, silny nieprzyjaciel. Także drugi i trzeci pułk dywizji szwabskiej zostały zawrócone i weszły do akcji".

Wieczorem 23 września generał Dąb-Biernacki postanowił kapitulować. Rozwiązał sztab i polecił podległym mu żołnierzom małymi grupami przedzierać się do Rumunii lub na Węgry. Walki trwały jednak aż do 26 września, gdyż przez trzy dni próbował je kontynuować generał Przedrzymirski. Jednak także i on musiał podpisać akt kapitulacji. Nie złożyła broni jedynie kawaleria generała Andersa, która przebijając kolejne niemieckie i sowieckie zapory, kierowała się na południe.

Waldemar Rezmer

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL.

Polska Zbrojna
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas