Tajemnice kolekcji Göringa
W Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie można odnaleźć prawdziwe kolekcjonerskie perełki światowego formatu, także samoloty z tzw.: kolekcji Göringa. Pytanie - gdzie są pozostałe eksponaty z bogatych zasobów marszałka Rzeszy...
Ewakuacja w bezpieczniejsze rejony
Göring zaangażował się tak poważnie, że w momencie wybuchu II wojny światowej kolekcję uzupełniono o samoloty pozyskane z terenów okupowanych przez Niemców. Tą drogą do Deutsche Luftfahrt Sammlung trafiły także samoloty polskie. Do dzisiaj ocalały dwa z nich - PWS-26 oraz PZL P-11c.
W listopadzie 1943 r. w jednym z dywanowych nalotów na Berlin część zgromadzonych w kolekcji maszyn - a było już ponad 120 egzemplarzy - uległa zniszczeniu. Podjęto zatem decyzję o ewakuacji ocalałej z pożogi kolekcji w regiony nie narażone na działalność alianckiego lotnictwa.
Kilkadziesiąt wydobytych z ruin samolotów ewakuowano m.in. do Bawarii i na Pomorze Szczecińskie. 24 z nich Niemcy wywieźli na wschód od Odry, w okolicy Kuźnicy Czarnkowskiej koło Poznania. Właśnie tam w 1945 r. żołnierze polscy odnaleźli kilkadziesiąt zdemontowanych maszyn, a wśród nich samoloty ocalałe z wrześniowej klęski.
Bezcenna kolekcja źle traktowana
Jak pisze Anna Bugajska, dziennikarka Gazeta.pl "(...) były wśród nich bardzo rzadkie obiekty powstałe przed 1918 r., maszyny z okresu I wojny światowej i kilka konstrukcji międzywojennych, m.in. pierwszy w historii jednopłatowiec francuski Levasseur Antoinette z 1909 r., niemiecki AEG Eule (Sowa) z 1914 r., Geest Möwe 4 z 1913 r. i rosyjska łódź latająca Grigorowicz M-15 z 1917 r. Niemcy mieli też w kolekcji szczególnie cenne polskie samoloty - myśliwiec PZL P-11c, który walczył w Kampanii Wrześniowej i szkolny PWS-26 (...)".
Po wielu perypetiach i zmianach miejsca składowania, unikatowy zbiór samolotów w 1963 r. trafił do krakowskiego Muzeum Lotnictwa, gdzie znajduje się do dzisiaj. Niestety, nieco uszczuplony. "W latach 70. szczególnie kosztowny angielski De Havilland DH 9a z 1918 r., podarowany przez hinduskiego księcia brytyjskiemu lotnictwu, został wymieniony na nieporównywalnie mniej cenny myśliwiec Spitfire Mk XVI LF. Inny bezcenny obiekt, Fokker Spinne z 1913 r., w kurtuazyjnym geście ofiarowano Holendrom" - czytamy w materiale Bugajskiej pt.: "Bezcenna kolekcja - Muzeum Lotnictwa w Krakowie".
Gdzie wywieziono pozostałe samoloty?
Te podstawowe fakty na temat krakowskiej kolekcji są powszechnie znane szerokiemu gronu miłośników historii i lotnictwa. Nie wszyscy natomiast wiedzą o prowadzonych od przeszło 20 lat niemieckich staraniach, mających na celu odzyskanie samolotów oraz o fakcie, że zgromadzone w Krakowie samoloty, to tylko część z maszyn jakie ocalały po bombardowaniu. Pozornie oba tematy są oderwane od siebie, ale tylko pozornie.
Według dostępnych informacji ocalałe samoloty wywieziono z Berlina w trzech transportach kolejowych - jeden z nich miał trafić w rejon Kuźnicy Czarnkowskiej, gdzie na bocznicy kolejowej został odnaleziony w 1945 r. Gdzie są pozostałe dwa transporty - nie wiadomo.
Historia kolekcji, w tym kształcie, powielana jest od lat przez media oraz bliskie tajemnicom historii fora internetowe, w tym także forum "Odkrywcy". Jednakże pewne fakty wskazują, iż mogło być inaczej. W trakcie czytania tych "oficjalnych" informacji mnożą się pytania. Dlaczego samoloty miałyby znajdować się ciągle w wagonach kolejowych, skoro od momentu wywiezienia ich z Berlina upłynęło półtora roku? Jaki jest los dwóch pozostałych transportów? Jaka była ich stacja docelowa? Im więcej pytań, tym bardziej prawdopodobna staje się teza, że powtarzane "oficjalne" dane niekoniecznie mogą być prawdziwe?
Swoisty rodzaj ugody
W 1982 r. w muzeum w Krakowie pojawił się profesor Holger Steinle, historyk, kierownik działu lotnictwa berlińskiego Deutsches Technikmuseum (Niemieckie Muzeum Komunikacji i Techniki). Jak podaje niemiecka prasa zrobił to incognito. Na miejscu dokonał "wielkiego odkrycia" samolotów wcześniej wystawianych na terenie Berlina. Od tego czasu strona niemiecka, a konkretnie Deutsches Technikmuseum, prowadzi zabiegi mające na celu odzyskanie samolotów.
W 1986 r. doszło do swoistego rodzaju ugody. Polegała ona na tym, iż kolejno do Berlina miały być wysyłane po dwa samoloty z kolekcji w celu ich renowacji. W zamian za koszty konserwacji jedna maszyna z każdej pary miała pozostać w Berlinie, w tzw. "depozycie stałym"...
Jednakże po pierwszej "wymianie" okazało się, iż do Polski wrócił mało wartościowy, niemiecki samolot Albatros L30 z 1919 r. dodatkowo wyremontowany w sposób niezbyt fachowy, natomiast na miejscu pozostawiono niezwykle cennego Jeannina Stahltaube. Wybuchła afera, skutkiem czego zerwano kontakty ze stroną niemiecką, a pozostałe samoloty wyremontowano w kraju własnymi siłami.
Profesor na tropie kolekcji
Do dzisiaj Niemcy starają się, już na drodze dyplomatycznej, o odzyskanie samolotów. Natomiast strona polska, odpiera zarzuty podkreślając fakt porzucenia maszyn oraz zniszczenia przez Niemców w 1939 r. kilku polskich kolekcji lotniczych.
W 2004 r. na kilka tygodni przed wejściem Polski do Unii Europejskiej, w niewielkiej wsi Nowe Dwory położonej w powiecie czarnkowsko-trzcianeckim pojawił się wzmiankowany wcześniej profesor Holger Steinle. Trzeba zaznaczyć, iż pojawił się tam w konkretnym celu, szukał bowiem pozostałych samolotów z "kolekcji Göringa".
Rozpoczął od poszukiwania żyjących jeszcze świadków wydarzeń z końca II wojny światowej. Okazało się to sporym problemem, gdyż przed wojną wieś leżała po niemieckiej stronie granicy i była zamieszkała wyłącznie przez ludność niemiecką. Jednakże w czasie wojny do pomocy w gospodarstwach ściągnięto wielu robotników przymusowych.
Pytanie: gdzie jest stodoła?
Prof. Steinle liczył właśnie na spotkanie takiej osoby. Odnalazł człowieka, który będąc w tamtych latach dzieckiem, tuż po wojnie przeprowadził się wraz z rodzicami do sąsiedniej wsi. W trakcie rozmowy profesor zapytał mężczyznę, czy przypadkiem nie wie czegoś na temat samolotów ukrywanych we wsi Nowe Dwory. A dokładnie, gdzie one były ukryte, ponieważ według będących w jego dyspozycji dokumentów, na terenie wsi zostały zdeponowane cztery samoloty... prawdopodobnie w stojącej przy drodze stodole.
Tylko gdzie ona jest? Tego profesor chciał się dowiedzieć. Starszy pan odpowiedział, że owszem, wie coś na ten temat, tylko, że samoloty już nie stoją, zostały spalone, a to co z nich zostało wywieziono na złom. Następnie, na prośbę Steinle, wskazał mu miejsce? nie stodoły, a budynku świetlicy wiejskiej. Bowiem właśnie w tym budynku miały być ukryte maszyny.
Znaleźli tylko karabin
Kolejny raz do odwiedzin niemieckiego profesora doszło 30 kwietnia. Tym razem historyk z Deutsches Technikmuseum nie był sam. Wraz z nim do Polski przyjechał Wolfgang Tyroller konserwator z tegoż muzeum oraz kilka innych osób. Od samego rana zabrali się oni do prac poszukiwawczych. Po przekopaniu terenu stanowiącego około połowę dawnej powierzchni świetlicy, odnaleźli lotniczy karabin maszynowy oraz sporą kupkę pozostałości po spalonych samolotach.
Praktycznie po wyciągnięciu z ziemi karabinu, ekipa spakowała się i wyjechała. To co pozostało po wizycie muzealników z Berlina, to zryta ziemia i porzucone na ziemi resztki konstrukcji lotniczych. Nie badali drugiej połowy terenu świetlicy, gdyż prowadzone przez nich prace były nielegalne, więc postanowili wyjechać jak najszybciej z tym co najcenniejsze.
Przeprowadzona tydzień później wizja lokalna, ujawniła wiele charakterystycznych fragmentów konstrukcji płatowców (niektóre znacznych rozmiarów) w nie przekopanej części terenu.
W udzielonym w czerwcu 2004 r. "Gazecie Wyborczej" wywiadzie, profesor Steinle stwierdza, że obecnie poszukuje na świecie polskich samolotów, aby móc dokonać ich wymiany na eksponaty przechowywane w Krakowie. Jego wypowiedź jest zgodna ze stanowiskiem niemieckiego rządu, nie wspomina natomiast o nielegalnych poszukiwaniach prowadzonych na terenie Polski.
Nie został po nich żaden ślad
Wizyta prof. Holgera Steinle we wsi Nowe Dwory wiele wyjaśnia w historii zaginionych samolotów. Przede wszystkim jednoznacznie świadczy o tym, iż w rękach niemieckich być może znajduje się kompletna dokumentacja z miejscami ukrycia wszystkich trzech transportów, a wręcz poszczególnych skrytek. Prawdopodobne też stają się przypuszczenia, iż wszystkie samoloty przewieziono z Berlina właśnie w rejon Czarnkowa, a nie tylko jeden transport.
Kuźnicę Czarnkowską od Nowych Dworów dzieli odległość ok. 20 kilometrów. Fakt ukrycia zdemontowanych samolotów pod dachem wskazuje na to, iż ukrywający je Niemcy przykładali duże znaczenie do odpowiedniego ich zabezpieczenia. Dlatego też można uznać za mało prawdopodobne pozostawienie porozkręcanych płatowców przez okres prawie 1,5 roku w skrzyniach. Należy przyjąć, iż tak jak w Nowych Dworach, także i w innych okolicznych wioskach ukryto samoloty z pozostałych dwóch transportów. I to niekoniecznie w pobliżu linii kolejowej. Dlaczego zatem do dzisiaj nie został po nich żaden ślad?
Jak najszybciej zapomnieć
Oddziały 1. Korpusu Zmechanizowanego wchodzące w skład 2. Armii Uderzeniowej do Nowych Dworów wkroczyły 26 stycznia 1945 r. w godzinach popołudniowych. Według wspomnień, za oddziałami tyłowymi, do wsi weszły jednostki zabezpieczenia, które założyły szpital.
Żołnierze radzieccy zobaczywszy składowane samoloty oraz inne wyposażenie lotnicze, puścili świetlicę z dymem. Pożar strawił doszczętnie cały budynek, w tym i samoloty. Spłonęły drewniane płatowce, płócienne pokrycia. Przetrwały tylko bloki silników, resztki stopionego aluminium oraz inne nieliczne fragmenty. Napływająca po zakończeniu wojny ludność chciała jak najszybciej zapomnieć o wojnie i usuwała wszystkie po niej pozostałości. Zachowane silniki wywieziono na złom.
Czy ubiegł nas profesor z Berlina?
Przez kilkanaście lat jedyną pozostałością po unikatowych samolotach było tylko drewniane śmigło, które krążyło od domu do domu i było wykorzystywane w trakcie wesel do tłuczenia butelek. Z biegiem lat i ono zaginęło.
Należy przypuszczać, iż podobny los spotkał także pozostałe samoloty z zaginionych transportów. A samoloty w Kuźnicy Czarnkowskiej ocalały tylko dzięki darowi losu? Armia Czerwona nie zagościła w tej wsi na dłużej.
Może pora na podjęcie próby odnalezienia pozostałych miejsc składowania samolotów? Może jeszcze coś po nich zostało, jakiś większy fragment. Chyba że ubiegł nas już profesor z Berlina i z czasem wszystkie pozostałości zostaną zaprezentowane w Deutsches Technikmuseum.
Sebastian Draga