Tajemnicze oznaczenia na białoruskim sprzęcie wojskowym. Przygotowania do inwazji?
Już od jakiegoś czasu Białoruś zbiera wojsko przy granicy z Ukrainą, teraz jednak na sprzęcie pojawiły się dziwne symbole. To przygotowania do walki czy raczej kolejna zagrywka psychologiczna?
Napięcie na granicy ukraińsko-białoruskiej rośnie już od jakiegoś czasu. Na początku sierpnia zaczęły pojawiać się tam w coraz większej liczbie pododdziały wojsk Białorusi, na które Ukraińcy zareagowali prośbą o ich wycofanie. Zamiast tego, na pojazdach pojawiły się jednak podejrzane oznaczenia, które łudząco przypominają te wykorzystywane już w konflikcie rosyjsko-ukraińskim.
Z pewnością każdy kojarzy niesławne rosyjskie "Z", "V" czy "O", które wykorzystywane były w celu identyfikacji rosyjskich wojsk na różnych kierunkach ataku na Ukrainę. Na wozach białoruskich pojawił się natomiast znak taktyczny "B". Pierwsze zdjęcia pojazdów białoruskich z nowymi znakami upubliczniono 27 sierpnia i od razu powstało kilka hipotez o ich zastosowaniu.
Oznaczenia to efekt wspólnego białorusko-rosyjskiego planu?
Kilka dni temu Łukaszenka ogłosił, że wielotysięczny kontyngent złożony z ponad 200 czołgów i 1,7 tys. innych pojazdów opancerzonych zostanie rozmieszczony w południowej Rosji jako element wspólnej rosyjsko-białoruskiej brygady.
Na ten moment trudno ocenić, kiedy rozmieszczenie tego związku taktycznego mogłoby mieć miejsce i czy w ogóle do niego dojdzie. Jednak bardzo możliwe, że oznaczenia w formie litery "B" służą do identyfikacji białoruskiego sprzętu z tej planowanej jednostki. Nie zaobserwowano jednak żadnych nowych oznaczeń na sprzęcie rosyjskim, które mogłyby sugerować, że ta brygada rzeczywiście powstanie.
Inną hipotezą jest natomiast plan inwazji białoruskich wojsk na Ukrainę. Wydaje się on jednak dość absurdalny, patrząc na to, że jak się ocenia, szeregowi żołnierze z tamtejszej armii nie chcą atakować Ukrainy. Mogłoby w takiej sytuacji dojść nawet do buntu, co jest zdecydowanie ostatnią rzeczą, jakiej pragnie Łukaszenka, który po wielkich protestach z 2020 roku mocno utracił zaufanie do białoruskiego społeczeństwa. Dodatkowo przy granicy z Białorusią Ukraińcy zbudowali już linię umocnień.
Patrząc na historyczne działania Białorusi najbardziej prawdopodobną opcją wydaje się być jednak klasyczny pokaz siły, które urządzano już niejednokrotnie. Inwazja na Ukrainę zdecydowanie nie byłaby dla Mińska ruchem, który mógłby przynieść mu jakiekolwiek większe korzyści, a jedynie spore ryzyko przesycenia negatywnych nastrojów w społeczeństwie.
Jak silna jest białoruska armia?
Białoruska armia liczy około 60 tys. żołnierzy, z których znaczną część stanowią poborowi. W rankingu Global Firepower, który opiera się m.in. na ilości sprzętu, a także możliwościach gospodarczych i logistycznych kraju, armia białoruska to 64. siła zbrojna na świecie. Dla porównania Polska w tym rankingu zajmuje 21. miejsce, a Ukraina 18.
Wyposażenie Białoruskich Sił Zbrojnych stanowi głównie sprzęt z pozostałości po rozpadzie ZSRR, taki jak m.in. bojowe wozy piechoty BMP-2, czy czołgi T-72B. Bardzo nieliczne są nowocześniejsze konstrukcje, do których należą chociażby wieloprowadnicowe wyrzutnie rakiet Polonez-M o donośności około 300 kilometrów produkowane na chińskiej licencji oraz rosyjski Iskander-M – system pocisków balistycznych o zasięgu ponad 500 kilometrów.
Główną siłą lotnictwa naszego wschodniego sąsiada są samoloty szturmowe Su-25 w liczbie 70 sztuk oraz myśliwce wielozadaniowe MiG-29, z których w czynnej służbie pozostają 33 egzemplarze.
Samoloty szturmowe pokroju Su-25 na obecnym polu walki uznawane są już za sprzęt przestarzały, gdyż są bardzo zagrożone zestrzeleniem za pomocą ręcznych wyrzutni przeciwlotniczych np. polskiego Pioruna. W konflikcie z Ukrainą Rosja straciła już co najmniej 33 sztuki tych maszyn, co obok bombowców frontowych Su-34, stawia je na czele najliczniej traconych przez Rosjan samolotów bojowych.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!
***
Co myślisz o pracy redakcji Geekweeka? Oceń nas! Twoje zdanie ma dla nas znaczenie.