The best of Rosja. Najbardziej absurdalne historie wojny
Rok wojny w Ukrainie jest prawdziwym upokorzeniem Rosji. „Druga armia świata” stała się obiektem żartów, a rosyjscy politycy na arenie międzynarodowej mają status klaunów, którzy swój cyrk nazywają Kremlem. Przypominamy więc najbardziej absurdalne i dziwaczne historie z wojny w Ukrainie, które pokazały światu, że Rosja nie jest poważnym krajem.
Mówi się, że Rosja to stan umysłu. Rok wojny w Ukrainie pokazał to dobitnie. Rosjanie wszędzie gdzie się pojawią tworzą sytuacje wyjęte żywcem z głupkowatych komedii. Zebraliśmy więc dla was najbardziej absurdalne historie wojny związane z rosyjskimi wojskami, politykami i służbami, w które trudno uwierzyć. Oczywiście nie uwzględniliśmy wszystkiego, za co przepraszamy, ale to wymagałoby napisania referatu długiego jak praca doktorska. Kolejność przypadkowa.
Spis treści:
- Gdzie Rosjanin szuka paliwa? Na ukraińskiej komendzie
- Jak znaleźć rosyjskie wojska za pomocą AirPodsów
- Wielki Brat po rosyjsku
- Oskarżanie o użycie zmutowanych komarów
- Standardowy pakunek neonazisty według Rosjan. Mein Kampf, broń i... Sims 3
- Rosjanie zaklęci w windzie zamknięci
- Zwycięzca Nagrody Darwina 2022
- Patent na walkę z antywojennymi hasłami prosto z Petersburga
- Starcie tytanów. Rosyjski żołnierz vs. drzwi
- Najdziwniejsza rzecz całej wojny
Gdzie Rosjanin szuka paliwa? Na ukraińskiej komendzie
Zaczynamy z grubej rury akcją rodem z podrzędnego kawału o sowieckiej armii. Już 27 lutego okazało się, że Rosjanie podczas inwazji mają ogromne problemy z paliwem. Nie ma co się dziwić, jeżeli jedzie się na hura zagonami pancernymi przez ukraińskie roztopy.
Dwóch tankistów, którym skończyło się paliwo do czołgu we wsi Szewczenkowe w obwodzie charkowskim wpadło jednak na "sprytny" pomysł, jak sobie poradzić z problemem. Normalnie można byłoby pomyśleć, że próbowali ukraść paliwo. Ci jednak byli na tyle grzeczni... że postanowili poprosić o paliwo ukraińskich policjantów z pobliskiej komendy.
Oczywiście ukraińscy policjanci docenili tak rzadko spotykaną u rosyjskich żołnierzy kulturę i po prostu ich aresztowali.
Jak znaleźć rosyjskie wojska za pomocą AirPodsów
Ta dwójka czołgistów była jednak tylko wyjątkiem potwierdzającym regułę. Rosyjscy żołnierze w Ukrainie zabrali się bowiem do tego, co umieją najlepiej, grabieży. Jednak dla wielu okazała się to niezwykle głupia decyzja. Dziś bowiem elektronika, którą masowo kradną Rosjanie, posiada geolokalizację, pokazujące swoją pozycję. Pewnie już wiecie, dokąd to zmierza.
W kwietniu bowiem niektórzy obywatele Ukrainy mogli śledzić ruchy rosyjskich żołnierzy dzięki AirPodsom, które zostały skradzione z ich domów. Spotkało to m.in. jednego z mieszkańców Żytomierza, który szybko dowiedział się, że jego słuchawki trafiły na Białoruś.
Ciekawszy był jednak przypadek Witalija Semenetsa z Hostomelu, który dzięki aplikacji do znajdywania sprzętu Aplle "Find Me" mógł śledzić drogę swoich AirPodsów skradzionych przez Rosjan do Biełogordu.
Witalij miał dostęp do daty włączenia swoich słuchawek. Skradzione AirPodsy stały się więc wielkim znakiem "tu stacjonują rosyjscy żołnierze", ujawniając ruchy atakujących wojsk.
Wielki Brat po rosyjsku
Jednak sprawa AirPodsów jest małym piwem przy akcji rosyjskiego żołnierza, który postanowił ukraść kamerę CCTV z jednego z domów w Łymaniu. Ta kamera tak mu się spodobała, że zabrał ją do swojego domu w dalekiej Buriacji. Podłączył ją i utrzymywał jako element dziwnej dekoracji. Nie pytajcie nas czemu.
Nie zdawał sobie jednak sprawy, że właśnie rozpoczął jeden z najdziwniejszych reality show w historii. Rosjanin nie zresetował bowiem kamery, przez co jej wcześniejszy właściciel był w stanie połączyć się z jej obrazem, gdy wrócił do domu. W ten sposób mógł oglądać transmisję z domu złodzieja, gdy ten nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
Oskarżanie o użycie zmutowanych komarów
Odchodzimy na razie od realiów rosyjskiego wojska, aby wejść do świata rosyjskiej polityki. I nie tu wcale nie jest lepiej. Idealnym tego przykładem jest reprezentant Rosji przy ONZ, Wasilij Nebienzia. Generalnie jest to człowiek, który po rosyjskiej inwazji miał stabilizować wizerunek Moskwy i pokazać Zachodowi, że rosyjskie władze nie postradały umysłów i idzie się z nimi dogadać. Poszło mu to doprawdy "znakomicie".
Nebienzia zasłynął bowiem w marcu wynurzeniami, że Stany Zjednoczone wspierają Ukraińców w tworzeniu broni biologicznej. Według niego miała nią być groźna zaraza roznoszona na rosyjskich żołnierzy... poprzez kontrolowane ptaki i nietoperze.
Jak to już wydawało się szczytem, to w październiku Nebienzia postanowił znów dowalić do pieca na forum ONZ. Tym razem obok sterowanych ptaków i nietoperzy pojawiły się sterowane... komary, które miały roznosić niebezpieczne i wysoce zarażające środki.
Do dziś nie wiadomo, czy Nebienzia podczas swoich wypowiedzi sam nie był pod wpływem jakichś środków. Prawdopodobnie jednak ograniczył się do spożycia specyfiku marki Smirnoff.
Standardowy pakunek neonazisty według Rosjan. Mein Kampf, broń i... Sims 3
Gdy nie udawało się poprawić swojego wizerunku na arenie międzynarodowej, to Rosjanie dalej brnęli w próbę zniszczenia wizerunku Ukraińców, określając ich nazistami. Mimo że świat podczas wojny widział nazistów w Moskwie, a nie Kijowie, rosyjskie władze postanowiły przeprowadzić zaaranżowaną w kwietniu operację rozbicia grupy ukraińskich neonazistów-zamachowców.
Specjalna służba FSB skleiła historyjkę o przechwyceniu rzekomych zamachowców chcących zabić sławnego rosyjskiego propagandystę Władimira Sołowiowa. Na dowód pokazała mediom rzeczy znalezione w ich kryjówce.
Oczywiście wszystko było spreparowaną operacją. Na zachodzie jednak dopatrzono się w tym nagraniu dziwnej rzeczy. Zaskakująco bowiem ci rzekomi neonaziści obok Mein Kampf i flagi III Rzeszy trzymali w swojej bazie... trzy pudełka gry Sims 3. Dziwnym w ogóle było, że FSB uznały je za tak ważny dowód. Część dziennikarzy zdało sobie sprawę, co miały one oznaczać. Oficerowie FSB na liście rzeczy, jakie mieli przygotować do historyjki, zapisali trzy karty SIM do telefonów, które zrozumieli jako trzy sztuki gry Sims.
Przypominamy tylko, że przynajmniej w teorii oficerowie FSB muszą wykazywać się większą inteligencją niż standardowy rosyjski żołnierz.
Rosjanie zaklęci w windzie zamknięci
Wracamy jednak na front, gdzie na początku marca dowiedzieliśmy się, że Rosyjscy żołnierze nie byli chyba szkoleni z zasad BHP. Powszechną wiedzą jest bowiem to, że w sytuacjach jakiegoś zagrożenia w budynku nie należy używać windy. Ta zasada działa szczególnie podczas wojny i walk miejskich. Wiecie, istnieje ryzyko, że ktoś może nagle odciąć zasilanie. No i nie uwierzycie, co spotkało pewną grupkę rosyjskich żołnierzy.
Według relacji chcieli oni wjechać na najwyższe piętro jednego z biurowców, gdy znajdowali się w nim jeszcze ludzie. Wśród nich był administrator budynku, który po prostu odciął zasilanie w maszynowni windy i zadzwonił po policję.
Rosjanie naturalnie poddali się, wiedząc, że nie mają nic do gadania. A wystarczyło użyć schodów.
Zwycięzca Nagrody Darwina 2022
Przez rok wojny w Ukrainie rosyjscy żołnierze pokazali, że nie mają za grosz instynktu samozachowawczego. Idealnym tego przykładem była sytuacja, gdy nagrali zniszczenie przechwyconego systemu przeciwlotniczego S-300. Nie chcieli być jednak mainstreamowi i zniszczyli system za pomocą ostrzału z karabinu.
Już tu zapala się czerwona lampka. Trudno bowiem uznać za rozsądne strzelanie do broni wystrzeliwującej rakiety, w której nawet po porzuceniu znajduje się paliwo stałe, nie mówiąc o możliwych pozostałościach uzbrojonych głowic. Prawdziwym absurdem jest jednak strzelanie do takiego systemu z odległości jakichś 10 metrów.
W zamyśle chyba nagranie miało być jak najbardziej efekciarskie i dramatyczne. I trzeba przyznać, Rosjanom się to udało. Co prawda możliwe, że kosztem życia jednego żołnierza, no ale czego się nie robi dla sławy.
Patent na walkę z antywojennymi hasłami prosto z Petersburga
Z początku inwazji na Ukrainę, w Rosji miały miejsce dość duże protesty antywojenne, z czym Kreml oczywiście walczył. Jednak władzom grzały się styki w głowie, gdy jakaś forma protestu nie mogła zostać rozwiązana milicyjną pałką.
W marcu na zamarzniętej rzece Mojka w Sankt Petersburgu ktoś wyrzeźbił napis "Nie dla wojny".
Oczywiście władze miasta szybko wysłały służby do usunięcia napisu. No i tu pytanie, jak to zrobili? Rozbili lód za pomocą petard? Nie. Ostrzelali napis z kałasznikowa? Nie. Dopisali coś, żeby wiadomość miała inną treść np. "nie dla wojny rosyjsko-rosyjskiej". Nie, to już wymaga myślenia. Zamiast tego... pomalowali wyrzeźbiony napis farbą.
Choć pomalowali to za dużo powiedziane, bo w połowie farba się skończyła i resztę przysypali ziemią... dzięki czemu w sumie napis stał się bardziej zauważalny.
Starcie tytanów. Rosyjski żołnierz vs. drzwi
Tu mamy klasyka, który w pewnym momencie stał się wręcz symbolem rosyjskiej armii w Ukrainie.
Podczas walk o Chersoń jeden z rosyjskich żołnierzy postanowił zrabować sklep z elektroniką TechnoHouse. Zadanie jednak okazało się trudniejsze niż atakowanie ufortyfikowanych pozycji ukraińskich żołnierzy. Wyszło na jaw, że rosyjski żołnierz nie jest w stanie poradzić sobie z drzwiami zamkniętego sklepu. Proszę zresztą zobaczyć.
Tłumaczy to w sumie, dlaczego rosyjska armia tak (nie)radzi sobie na wojnie. Skoro jej żołnierze nie mogą poradzić sobie z zamkniętymi drzwiami, to jak w ogóle mają sobie poradzić z wyszkoloną armią ukraińską?
Najdziwniejsza rzecz całej wojny
Przypadków zaskakujących i dziwacznych zdarzeń Rosjan w czasie wojny można byłoby wyliczać w nieskończoność. Nie to jest tu jednak celem. Wszystkie bowiem historie wojny, pokazują fakt, że największym dziwactwem było samo wypowiedzenie wojny. Wojny, która pokazuje prawdziwą twarz dzisiejszej Rosji.
Coraz to głupsze akcje Rosjan na wojnie na pewno też nie sprawią, że wojna się skończy. Są jednak idealnym dowodem na to, że Rosji nie trzeba się bać i nawet w tak trudnym czasie można się pośmiać z "Rosji jako stan umysłu". Bo pamiętajmy, że żarty i śmiech z takich historii nadal mogą nam pomóc poradzić sobie z sytuacją i absolutnie nie odbierają jej powagi.