To nie był film: Samolot Luftwaffe rozbity na autostradzie

Stanowa droga 101 - to tutaj roztrzaskał się samolot udający niemiecki myśliwiec Luftwaffe /East News
Reklama

Kalifornijskie Wzgórza Agoura od Hollywood dzieli około 50 kilometrów, ale to, co widzieli kierowcy na Ventura Freeway, to wcale nie był film akcji! Na oczach dziesiątek osób, na drodze stanowej 101 roztrzaskał się myśliwiec z czasów II wojny światowej. Katastrofy w tak dziwacznych okolicznościach nie sposób było przewidzieć...

We wtorek, 23 października, około godziny 13:48 straż pożarna z Los Angeles zaczęła przyjmować dość niecodzienne zgłoszenia. Kierowcy dzwonili, alarmując o wypadku wojennego myśliwca na autostradzie 101. Na miejsce szybko wysłano jednostkę, która do 14:14 ugasiła płonącą maszynę.

Na autostradzie powstały spore korki, gdyż policja wstrzymała ruch, aby strażacy mogli uprzątnąć rozlane paliwo i szczątki samolotu.  Zadania nie ułatwiali gapie, którzy co prawda nie bardzo rozumieli, skąd niemiecka maszyna z czasów II Wojny Światowej wzięła się w Kalifornii, ale bardzo chcieli uwiecznić zdarzenie telefonem komórkowym. W katastrofie nikt nie ucierpiał. Jak zeznali świadkowie, pilot samolotu tuż po wypadku opuścił maszynę o własnych siłach i oddalił się w bezpieczne miejsce.

Co ciekawe, sprzęt w barwach Luftwaffe, tak naprawdę nie był niemieckim myśliwcem, lecz wcielającym się w jego rolę North American Texan AT-6. Należał do "Dywizjonu Kondora", klubu zrzeszającego miłośników lotnictwa z lotniska Van Nuys.

Szwadron wielokrotnie prezentował swoje maszyny podczas pokazów lotniczych, memoriałów i parad wojskowych. Rzeczniczka lotniska Van Nuys nie poinformowała jednak, jaki był cel lotu, który zakończył się rozbiciem myśliwca.

Na jednym z filmów opublikowanych przez naocznych świadków zdarzenia, widzimy jak samolot z pewnymi kłopotami próbuje wylądować na stanowej drodze 101. Bezskutecznie. Po chwili uderza w betonową barierę oddzielającą jezdnie i staje w płomieniach.

Reklama

"Pilot wykonał świetną robotę, sprowadzając maszynę na dół i lądując bez uszkodzenia jadących samochodów" - skomentował wypadek Chris Rushing, prezes "Dywizjonu Kondora".

Za sterami maszyny siedział Rob Sandberg, zawodowy pilot Alaska Airlines.

"Specjalnie wybrałem sekcję autostrady, na której wiedziałem, że nie będzie dużego ruchu. Silnik kompletnie zawiódł. Miałem jednak szczęście, że nikomu nie stała się krzywda. Nikomu, poza samolotem" - skomentował w rozmowie z KABC.

Przez ostatnie kilka dni Dywizjon Kondora był bez wątpienia najbardziej popularnym klubem lotniczym w USA. Teraz jednak jego członków czeka sporo pracy w hangarze przy kontroli stanu technicznego pozostałych maszyn. Kolejne awaryjne lądowanie może nie być już tak szczęśliwe...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy