Zabójca czołgów się starzeje. USA ma nowe zadanie dla 50-letniego "staruszka"
A-10 Warthog to jedna z bardziej kultowych maszyn w arsenale amerykańskiego lotnictwa, która przez lata pracowała na zaszczytne miano "zabójcy czołgów", ale od czasu wprowadzenia jej do służby minęło już 50 lat, więc "staruszek" zaczyna nieco odstawać od młodszych kolegów.
Warthogi są niezwykle odporne na uszkodzenia i skuteczne w niszczeniu czołgów, pojazdów opancerzonych i innych celów naziemnych, stąd nazwa nawiązująca do ciężko opancerzonego i bardzo dobrze uzbrojonego samolotu P-47 Thunderbolt z czasów II wojny światowej. Do tego oferują dobrą zwrotność przy małych prędkościach i na niewielkiej wysokości, mogą startować z lotnisk z krótszymi pasami startowymi (krótki start i lądowanie), są specjalnie wzmocnione, aby zwiększyć szansę przetrwania bezpośrednich trafień pociskami przeciwpancernymi i burzącymi, a także łatwe w obsłudze i naprawie.
50-letni A-10 Warthog się starzeje. Armia ma dla niego nowe zadanie
I jest tylko jeden problem, a mianowicie te samoloty bliskiego wsparcia ogniowego dla poruszających się wojsk lądowych zostały pierwszy raz oblatane w 1972 roku, więc mają na karku już 50 lat. Do tego ich produkcja trwała tylko do 1984 roku, więc od dłuższego czasu pojawiają się obawy, że dostępne obecnie jednostki (wyprodukowano w sumie 715 egzemplarzy) nie są już w stanie sprostać współczesnym rosyjskim i chińskim systemom obrony przeciwlotniczej. Wygląda jednak na to, że zamiast przerobić Warthogi na złom, siły zbrojne USA wpadły na lepszy pomysł i mają nowe zadanie dla tych zasłużonych jednostek (poza przekazaniem części Ukrainie).
Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych podczas ostatnich testów na Pacyfiku testowały wykorzystanie tych modeli do przenoszenia wabików w celu ochrony innych samolotów. A-10 Warthog zostały wyposażone w rakiety wabiące ADM-160 MALD, czyli produkowane przez firmy Northrop Grumman i Raytheon (przez co różnią się długością, wagą i zasięgiem) pociski manewrujące naśladujące sygnaturę radarową i profile lotu określonych amerykańskich samolotów (wariant MALD-J ma zakłócacz).
Chodzi o to, aby wystrzelić salwy MALD przed amerykańskim nalotem (każdy Warthog może zabrać na pokład aż 16 tego typu pocisków), aby zmylić wroga co do tego, ile samolotów nadlatuje i z jakiego kierunku. W tym przypadku pociski nie służą jednak ochronie samych A-10, jak to ma miejsce zazwyczaj, ale bardziej cennych samolotów amerykańskiej armii, tj. bombowców czy myśliwców F-35 i F-22.
Posiadanie sprawdzonej w walce platformy, takiej jak A-10, zapewniającej wsparcie za pośrednictwem wabików MALD, zwiększa prawdopodobieństwo, że nasze samoloty i broń skutecznie uderzą w cele - komentował mjr Daniel Winningham, pilot 37. Dywizjonu Bombowego B-1B.