Zbrojenia bez USA to mit? Amerykanie mogą wymusić zakup ich broni

Marcin Jabłoński

Marcin Jabłoński

Aktualizacja

Modne ostatnio hasło dywersyfikacji uzbrojenia i odcinania się od broni z USA może nie być tak łatwe, jak tylko wybór innego dostawcy. Amerykańskie komponenty i technologie stanowią dziś fundament wielu systemów uzbrojenia z różnych państw, także z broni produkowanej w Polsce. I Amerykanie mają sposoby, jak zablokować jej sprzedaż. Czy w obliczu scysji z Europą użyją ich, aby wymusić pozostanie przy broni zza oceanu?

Odejście od zakupów amerykańskiego uzbrojenia nie musi oznaczać niezależności od USA. Te mają sposoby, aby zablokować sprzedaż nawet nie swojej broni
Odejście od zakupów amerykańskiego uzbrojenia nie musi oznaczać niezależności od USA. Te mają sposoby, aby zablokować sprzedaż nawet nie swojej broni@1WBPancTwitter

Wyobraźmy sobie, że Polska zechciałaby wybrać zamiennika samolotu F-35 i dostępny byłby południowokoreański KF-21 Boramae. Wybierając jednak tę konstrukcję, okazuje się, że jej sprzedaż została wstrzymana przez…USA. Wszystko dlatego, że KF-21 Boramae wykorzystuje amerykańskie komponenty, m.in. silnik. A ten objęty jest kontrolami eksportu i reeksportu ze strony USA, które zostały wykorzystane przez Waszyngton, aby zmusić nas do dalszego zakupu F-35.

Brzmi nierealnie? Według hiszpańskiego portalu Infodefensa coś takiego miało spotkać szwedzkie samoloty bojowe JAS-39 Gripen, oferowane Kolumbii. Doniesienia mediów mówią, że Stany, chcąc zabezpieczyć kolejny rynek dla F-16, zagroziły wetem sprzedaży szwedzkich samolotów. Dlaczego? Gripeny wykorzystują amerykańskie silniki od General Electric. Dodatkowo, według Infodefensa, Waszyngton miał także zagrozić odcięciem dostaw ich elementów do Szwecji.

Nawet jeśli założyć, że takiego zagrożenia nie było, ta historia przypomniała, że USA mają dostępne środki, aby zakłócić próby dywersyfikacji sprzętu. I w obliczu tych planów, wśród europejskich członków NATO można postawić pytanie, jak bardzo w kwestii uzbrojenia można się odciąć od USA, wybierając broń z innych krajów. Bo prawdą jest, że duża część z nich jak nie jest Made in US, to wykorzystuje amerykańskie komponenty. I w ekstremalnych sytuacjach to może być problemem.

Globalne łańcuchy dostaw

Zbudowanie jednego systemu uzbrojenia wymaga pracy różnych firm i podwykonawców. Idealnym przykładem jest samolot bojowy Eurofighter Typhoon. Jedna taka maszyna wymaga pracy około 400 firm, które dostarczają różne elementy, od silnika i części kadłuba, aż po niewielkie przyciski czy kable, które przenoszą płyn hydrauliczny potrzebny do poruszania stateczników. Wyjmie się z linii dostaw chociaż jeden element i już pojawia się problem.

Jak sama nazwa wskazuje, Eurofighter jest przedstawiany jako "samolot europejski". Jednak nawet w nim znajdziemy elementy z USA. Chociażby Life Systems Support, potrzebne do utrzymania poziomu tlenu w masce pilota dostarcza firma Honeywell, a w najnowszej wersji samolot wykorzystuje wyświetlacze firmy Colling Aerospace z Karoliny Północnej. Może się wydawać, że to niewielki wkład jak na cały samolot, ale pokazuje, że de facto nawet "europejska" konstrukcja może posiadać amerykański ślad. Wszystko to wynika z tego, że dziś produkcja uzbrojenia zakłada długie łańcuchy dostaw. A biorąc pod uwagę dużą dominację i obecność amerykańskich technologii, nie sposób, aby te nie pojawiały się w różnym uzbrojeniu.

- Dziś amerykańskie komponenty i technologie są zintegrowane z wieloma głównymi rodzajami broni produkowanymi przez czołowych producentów w Europie, Korei Południowej, Izraelu, Turcji, a często także w innych krajach - mówi dla Interii GeekWeek starszy analityk Stockholm International Peace Research Institute (SIPRI), Pieter Wezeman.

"Zamerykanizowane" uzbrojenie

Przykłady wykorzystania amerykańskich komponentów w nieamerykańskim uzbrojeniu można mnożyć. W Polsce na szeroką skalę w pojazdach bojowych wykorzystywana jest amerykańska armata kalibru 30 mm Mk44 Bushmaster. Stanowi uzbrojenie transporterów KTO Rosomak czy nowoczesnych wozów bojowych BWP Borsuk.

BWP Borsuk jest szczytowym rozwiązaniem polskiej zbrojeniówki. Nie wszystko w nim jest jednak polskieStaff Sgt. Matthew FosterWikimedia Commons

Szczególnie duża obecność amerykańskich komponentów występuje na rynku lotniczym. Jak wskazaliśmy wcześniej, szwedzkie samoloty Gripen wykorzystują licencyjne amerykańskie silniki od General Electric serii GE F404. Te znajdują się także na południowokoreańskich maszynach jak FA-50, obecnych przecież w polskich siłach powietrznych. Same maszyny z Korei Południowej w dużej części posiadają komponenty z USA, jak chociażby wyrzutnia rakiet K239 Chunmoo, która napędzana jest skrzynią biegów Allison 4500SP z Indianapolis.

Prawdziwej skali wykorzystania komponentów z USA uzbrojeniu różnych państw nie da się tak naprawdę poznać. Jak wskazuje Pieter Wiezeman obejmują one nie tylko widoczne duże elementy, ale także trudne do zidentyfikowania mniejsze części, oprogramowanie oraz jego optymalizacje i aktualizacje. Można spekulować, że dotyczy to też elementów jak procesory, które naturalnie wykorzystuje się do tworzenia elektroniki uzbrojenia. Niemniej według Kamila Mazurka, analityka Fundacji im. Kazimierza Pułaskiego pomimo braku twardych danych, ze względu na dominację USA w światowym rynku zbrojeniowym można założyć, że ogólnie wiele zachodnich systemów uzbrojenia podlega "amerykanizacji".

Ciężko tu o liczby, ale można założyć, że znaczna część uzbrojenia niebędącego produktami z USA posiada komponenty produkowane w tym kraju
wskazuje Kamil Mazurek

Jak USA mogą kontrolować używanie nie swojej broni? Poznajcie ITAR

Jeżeli więc przyjmiemy, że komponenty z USA znajdują się w dużej części dostępnej broni, to czy przypadkiem każda broń dla „państw demokratycznego bloku” nie jest do jakiegoś stopnia zamerykanizowana? I co ważniejsze czy to nie daje USA nad nią pewnej kontroli, utrudniając dywersyfikacje. Jak wskazują eksperci, Amerykanie już wcześniej wykorzystywali swoją silną pozycję na rynku do wywierania presji w sprzedaży uzbrojenia przez inne państwa.

- W historii można wyróżnić przypadek, gdzie USA już zawetowały eksport broni wyprodukowanej w innym kraju, ale zawierającej amerykańskie komponenty. Była to sprawa sprzedaży 10 samolotów C-295M i dwóch CN-235 od hiszpańskiej spółki EADS-CASA do Wenezueli na przełomie 2005 i 2006 roku. Prawdopodobnie istniało więcej takich sytuacji, ale działy się za kulisami i nie zostały upublicznione. Czasem firmy też mogą wiedzieć, że Stany Zjednoczone mają prawo wstrzymać pewien eksport, a zatem nawet nie próbują realizować umów w pierwszej kolejności. Zwykle dzieje się tak z powodów wojskowych lub politycznych, gdy USA chcą utrudnić danemu krajowi ogólne pozyskanie broni lub określonych rodzajów uzbrojenia - dodaje Pieter Wezeman.

Należy pamiętać, że Amerykanie mają do pewnego stopnia kontrolę nad sprzedażą uzbrojenia wykorzystującego komponenty wyprodukowane przez ich firmy. Reguluje to ITAR (International Traffic in Arms Regulations), czyli stworzony przez Departament Stanu zbiór przepisów dotyczących kontroli eksportu oraz tego, kto może nabywać i reeksportować amerykańskie produkty wojskowe. Tyczy się to także produktów, w których tamtejszy komponent stanowi tylko niewielki wycinek konstrukcji.

Sprzedaż produktów zbrojeniowych z zagranicznymi komponentami wymaga zgody wytwarzającego je państwa. Korea Południowa musiała zgodzić się na sprzedaż 54 polskich AHS Krab do Ukrainy, ze względu na udzielenie licencji do podwozi tych armatohaubicSgt. Gavin K. Ching

Zapisy ITAR bazują na The United States Munitions List, w której wyszczególniono 21 kategorii produktów podlegających regulacjom. Zawierają w sobie całościowe produkty, jak i poszczególne komponenty, które mogą posłużyć do ujawnienia zbyt wielu szczegółów na temat amerykańskich technologii. Obecnie wśród elementów objętych ITAR mogą być np. elementy ciężkiego działa, silniki turboodrzutowe, awionika lub systemy namierzania celów. Jeżeli do czegoś Amerykanie mają wyłączne prawa intelektualne w danym systemie uzbrojenia, to technicznie mogą wykorzystać ITAR.

W ten sposób de facto mogą starać się o ingerencję w proces sprzedaży uzbrojenia nie pochodzącego z amerykańskiej produkcji np. wspomnianych BWP Borsuk. Co ważne lista The United States Munitions List jest zmienna. Stąd takie komponenty jak wspomniane Life Systems Support od Honeywell w samolotach Eurofighter, które dziś nie podlegają przepisom ITAR, mogą ostatecznie stać się przedmiotem kontroli USA. Trudno sobie wyobrazić taki scenariusz, jednak z odpowiednią dozą woli, Amerykanie mogą szukać wielu ścieżek i możliwości, aby utrudnić eksport systemów uzbrojenia stworzonych przez inne państwa.

- Takie sytuacje nie są czymś niezwykłym i Amerykanie nierzadko starają się wykorzystywać swoją pozycję i możliwości związane z obecnością ich komponentów w systemach uzbrojenia, choć ciężko ocenić, jak często ma to miejsce i w jakim stopniu takie zabiegi są skuteczne. Z pewnością ma to miejsce częściej w przypadku postępowań z państwami, które nie są sojusznikami USA, gdyż ciężko byłoby stawiać pod ścianą własnych sprzymierzeńców - mówi Kamil Mazurek.

Odcięcie od dostaw części

Wykorzystanie takiej powszechności amerykańskich komponentów w zachodnim uzbrojeniu nie musi dotyczyć tylko praw eksportowych. Inną możliwością jest odcięcie dostaw wyposażenia. To swoisty "kill switch", o którym ostatnio dużo się mówi. Jeżeli wykorzystujemy do samolotów naszej produkcji silniki od amerykańskiej firmy, wystarczą np. embarga albo polityczne restrykcje, aby nagle nastąpiły problemy z produkcją, a w dalszej perspektywie kłopoty z utrzymaniem pełnej skuteczności bojowej.

- Wciąż głównym problemem dla sił zbrojnych każdego państwa jest nieosiągnięcie pełnej niezależności od USA, czy też jakiegokolwiek innego dostawcy. Ważne jest zapewnienie, że w czasach kryzysu broń może być utrzymywana przez dłuższy czas przy użyciu rodzimej infrastruktury serwisowej i produkcyjnej, nawet jeśli pierwotny dostawca nie jest w stanie kontynuować dostaw lub aktywnie decyduje się na odcięcie dostaw towarów i usług wojskowych - mówi Interii GeekWeek Pieter Wezeman.

Obosieczny miecz

Zanim jednak pomyślimy, że w kwestii zbrojenia jesteśmy skazani na "widzimisię" Stanów Zjednoczonych, pamiętać trzeba, że z jakiegoś powodu te przez lata nie korzystały ze swojej dominacji. Nie jest tak, że wymuszanie korzystania tylko z produktów amerykańskich skutecznie zmniejszyłoby wiarygodność ich producentów. Naturalnie nikt nie chce stawać przed perspektywą, że ma tylko jedno źródło w pozyskiwaniu i utrzymywaniu broni.

Warto też pamiętać, że również niektóre uzbrojenie ze Stanów Zjednoczonych wykorzystuje pracę i komponenty firm np. z Europy. Chociażby w przypadku sławnego F-35 Wielka Brytania jest partnerem Level 1 w produkcji F-35, gdzie firma BAE Systems pomaga m.in. w tworzeniu oprogramowania do tej maszyny. Stąd USA mogą spotkać się z odwetem

Może to zaprowadzić do zwiększenia samowystarczalności i prób w kompletnym zastąpieniu amerykańskich komponentów odpowiednimi zamiennikami. A to wcale nie jest niemożliwe, co pokazuje zwiększona popularność hasła ITAR-free wśród europejskich producentów uzbrojenia, mające oznaczać produkty pozbawione komponentów podlegających kontroli USA.

- Takie twarde działania są bronią obosieczną, bo powodują, że producenci uzbrojenia starają się unikać sytuacji, w których jakieś komponenty, zwłaszcza te ciężko zastępowalne, są produkowane w USA. Najlepszym przykładem jest tu Francja, będąca drugim co do wielkości eksporterem uzbrojenia na świecie, która robi wszystko, by jak najwięcej jej produktów było tzw. ITAR-free, czyli nie posiadało żadnych komponentów amerykańskich - stwierdza Kamil Mazurek.

Jednym z najsławniejszych produktów zbrojeniowych reklamowanych jako ITAR-free jest francuski samolot wielozadaniowy Dassault RafaleStaff Sgt. Alexander CookWikimedia Commons

Bolesny szantaż

Patrząc jednak na nową administrację Stanów Zjednoczonych, z tyłu głowy może pojawić się obawa, że Waszyngton może wykorzystać swoją dominację na rynku zbrojeniowym. Że nawet próby dywersyfikacji mogą się nie udać, bo Donald Trump dalej będzie się starał utrzymać sprzedaż uzbrojenia z USA. Nawet różnymi formami szantażu w formie pokazu siły.

Gdyby USA nagle postanowiło szantażować swoich sojuszników w ten sposób, byłoby to bezprecedensowe wydarzenie o szerokich konsekwencjach. Chociażby dla Polski, której armia w dużej mierze opiera się na amerykańskiej broni. Dość powiedzieć, że w ostatnich latach zamówiliśmy łącznie 366 czołgów M1 Abrams, 32 samoloty F-35 i 96 śmigłowców uderzeniowych Apache. Samo to uzbrojenie kosztowało 19,55 mld dolarów. Do tych maszyn przez dziesięciolecia potrzeba stałego wsparcia logistycznego z USA. Stąd de facto nie da się odrzucić w całości amerykańskiej broni.

- Przede wszystkim odejście od uzbrojenia z USA zajmie trochę czasu, ponieważ Polska i większość innych państw europejskich ma już w swoich arsenałach dużo broni wyprodukowanej w USA lub posiadającej amerykańskie komponenty. Często takiej, która została nabyta niedawno i miała być używana przez dziesięciolecia. Zastąpienie jej w krótkim okresie jest ekonomicznie nieopłacalne. Również z politycznego punktu widzenia wątpliwe jest, aby było to pożądane. Utrzymanie stosunków z USA teraz może mieć ogromne znaczenie dla potencjalnej poprawy stosunków za cztery lata - komentuje Pieter Wezeman.

Pokaz siły, który nie popłaca

W dłuższej perspektywie przegranym takiego pokazu siły byłyby zarówno kraje szantażowane przez USA, jak i same Stany. Ci pierwsi nagle znaleźliby się w sytuacji, gdzie duża część ich uzbrojenia może stracić wartość bojową, a część własnych produktów musiałaby poszukać zamienników amerykańskich komponentów, aby utrzymać efektywność. A czas może tu działać na niekorzyść, biorąc pod uwagę, że dla dużej części świata Stany Zjednoczone dalej mogą zaoferować niedostępne jeszcze systemy, np. samoloty 5. generacji. A opracowanie do nich technologii bez USA byłoby naprawdę czasochłonne. Niemniej po takich działaniach USA utraciłyby na świecie to, co czyni je największym eksporterem uzbrojenia. Nie jest to sam topowy sprzęt, a zaufanie i wiarygodność. Próbując kontrolować zbrojenia innych państw, straciłyby większość kluczowych źródeł dochodu w państwach sojuszniczych i potencjalnych klientów na innych rynkach. Europa postanowiła pójść swoją drogą, a państwa Ameryki Południowej czy Bliskiego Wschodu chętniej widziałyby u siebie np. broń z Chin, czy Rosji.

Swoistą próbkę tego są ostatnie decyzje USA, które świadczyły o dość luźnym podejściu do kwestii obrony sojuszników. Już tylko to doprowadziło do ogólnej kampanii wśród europejskich członków NATO do rozważań na temat ograniczenia zbrojeń z USA i skupienia się na własnych rozwiązaniach. Oczywiście nie ma co przesądzać jeszcze skuteczności takich deklaracji, ale widoczne spadki amerykańskich firm zbrojeniowych na giełdzie pokazują, że nawet perspektywa utraty rynku wśród sojuszników może zaboleć największego sprzedawcę broni na świecie. Siła USA na rynku zbrojeniowym jest więc niejako ich słabością. Uzależniając tak bardzo od siebie inne kraje, doprowadziły do sytuacji, że próby zmiany status quo mogą wywołać reakcję łańcuchową, która zaprowadzi ten kraj do katastrofy.

- Biorąc pod uwagę nieprzewidywalność działań obecnej amerykańskiej administracji i jej daleko posunięte merkantylne podejście do relacji nawet z sojusznikami, to nie sposób tego wykluczyć. Niemniej mimo wszystko wydaje się to mało prawdopodobne, gdyż stawianie sojuszników pod ścianą w kwestii wyboru uzbrojenia w sytuacji, gdy istnieje realne zagrożenie ze strony np. Rosji, mogłoby bardzo szybko odnieść odwrotny skutek i spowodować, że sojusznicy ograniczyliby zakupy uzbrojenia w USA do absolutnego minimum. Należy pamiętać, że nawet gdy jakieś komponenty są stosowane w produktach europejskich czy koreańskich, to ich zastąpienie nie jest rzeczą niemożliwą - to kwestia czasu. No, a gdy to się już stanie, to nie ma odwrotu - taki produkt jest na dobre stracony, a reputacja dostawcy komponentu zostaje zszargana. […] Wydaje się jednak, że dopóki relacje między USA a pozostałymi państwami NATO pozostają w dalszym ciągu sojusznicze, to tego rodzaju wymuszanie zaopatrywania się w produkty made in USA, nie powinno mieć miejsca - stwierdza Kamil Mazurek.

- Stany Zjednoczone musiałyby rozważyć, jakie będą konsekwencje polityczne i gospodarcze surowych prób kontrolowania eksportu broni przez kraje sojusznicze. Sytuacja, w której Europa staje się w pełni samowystarczalna i nie kupuje już dużej ilości amerykańskiej broni, nie leży w interesie USA. Prawdopodobnie sprawi, że amerykański przemysł zbrojeniowy się zmniejszy. Dane SIPRI dotyczące europejskiego przemysłu zbrojeniowego i eksportu broni wskazują, że istnieje możliwość, aby Europa stała się bardziej samowystarczalna w zakresie zakupów broni. Pokazują jednak również, że relacja ta jest głęboko zakorzeniona i nie jest czymś, co można zmienić w ciągu jednej nocy. Sama w sobie jest to perspektywa, która zaniepokoi również podmioty w USA, ponieważ mogą one stracić znaczące rynki zbytu broni w Europie, a także zaszkodzi to możliwościom współpracy USA z Europą w celu radzenia sobie z szeregiem postrzeganych zagrożeń - podsumowuje Pieter Wezeman.

Jak ugotować idealne jajko? Naukowcy opracowali przepis© 2025 Associated Press