Diabeł w pudełku
Już od prawie pół wieku nasi wojskowi policjanci używają wykrywacza kłamstw w pracy dochodzeniowo-śledczej.
Jak do pożaru
- Każdy z nas kiedyś był oficerem dochodzeniowo-śledczym prowadzącym sprawy karne. Dla żandarmerii stanowimy jedyne zaplecze wariograficzne na cały kraj. Jeśli gdzieś jesteśmy potrzebni, pakujemy się, bierzemy walizkę i jedziemy - wyjaśnia.
W tym roku już 27 razy byli w terenie, w tym raz za granicą.
- Zostaliśmy wezwani do wyjaśnienia okoliczności zdarzenia w Afganistanie - mówi major Stefański. - Szczegółów nie zdradzę, sprawa jest w toku, stąd nasza wstrzemięźliwość - dodaje.
Cudowna właściwość wariografu
Zanim specjaliści przystąpią do działania, muszą dokładnie poznać konkretną sytuację. Jednostka zainteresowana wysyła wniosek o możliwość przeprowadzenia badania i sporządzenia ekspertyzy wariograficznej. WBP prosi o akta sprawy karnej, które są analizowane pod kątem precyzyjnego przygotowania testów. Gotowe zestawy pytań przekazuje się następnie do wnioskodawcy i wspólnie z nim omawia. Po konsultacjach i ewentualnej weryfikacji można przejść do badań.
Co jest w środku machiny przyprawiającej niektórych żołnierzy o gęsią skórkę? Mimo że kiedyś powszechnie używano maszyn pisakowych z taśmami papierowymi, jak w modelu Diplomat 2, a obecnie laptopów z odpowiednim oprogramowaniem, zasada ich działania jest nadal podobna. Urządzenie za pomocą czujników odbiera bodźce psychofizjologiczne badanego i je zapisuje.
Elastyczne rury zakładane na korpus człowieka to pneumografy. Odpowiadają za informacje związane z oddechem. Opięte na klatce piersiowej i brzuchu, stanowią co prawda dwa odrębne elementy, ale tworzą jeden czujnik oddechowy. W poręczach fotela, siedzisku i pod stopami znajdują się czujniki ruchu. Jeżeli w trakcie badania mięśnie napinają się i drgają, nie umknie to wariografowi. Specjalny mankiet zakładany na ramię monitoruje ciśnienie i tętno krwi. Na palcu umieszcza się dwie elektrody, które przekazują informacje o elektrycznym oporze skóry.
- Dodatkowo stosujemy pletysmograf - tłumaczy podpułkownik rezerwy Jarosław Pilski. - To niewielki plastikowy kapturek zakładany na palec, w którym wiązka światła czerwonego emitowanego przez urządzenie przenika komórki i bada, jak intensywnie przebiega różnicowanie poziomu ukrwienia ciała pod wpływem emocji - dodaje.
Czarów nie ma
- Żadnych czarów w tym urządzeniu nie ma, w pudełku nie mieszka diabeł - mówi podpułkownik Sukiennik.
Specjaliści z WBP twierdzą, że oba rodzaje urządzenia, w wersji "pisakowej" i "komputerowej", mają wady i zalety. Starsze modele w trakcie pracy oddziałują mocniej na wyobraźnię i psychikę badanego, co może spowodować, że szybciej ujawnione zostaną okoliczności zdarzenia. Za to wariograf cyfrowy daje o wiele większe możliwości analityczne.
- Standardowe przesłuchanie jest procesem złożonym i długotrwałym. Jeżeli ułożymy właściwe testy do takiego zdarzenia, szybko dowiemy się, kto z podejrzanych ma z nim związek. Jeśli wykluczymy 80 osób i pozostawimy do weryfikacji 20, to dla tej grupy przygotowywane zostaną kolejne, bardziej precyzyjne testy, które pomogą ujawnić faktycznego przestępcę - major Stefański, na ile może, ujawnia metodykę badań.
Przed samą próbą delikwentowi zostaje przedstawiony zestaw pytań. - To, że żołnierz zna pytania przed testem, nie oznacza, że nie może go oblać - twierdzi podpułkownik Sukiennik.
"Czy badany zabił?"
Podobnie jest z testami werbalnymi. Pytania się stopniuje: czy badany był w tej okolicy, a jeśli tak, to kiedy, czy zabił, jak lub czym?
Badaniom wariograficznym nie można poddawać osób z wadami serca, zaburzeniami psychicznymi oraz będących pod wpływem silnych leków psychotropowych, bo istnieje ryzyko, że dojdzie do zafałszowania wyników. Nie bada się też kobiet w ciąży oraz osób, o których wiemy, że może to zaszkodzić ich zdrowiu.
Temperatura fałszu
W tym roku na wrześniowym zjeździe w Waplewie zaprezentowano między innymi wyniki eksperymentu prowadzonego przez WBP KGŻW oraz Zakład Techniki Podczerwieni i Termowizji Instytutu Optoelektroniki Wojskowej Akademii Technicznej. Pułkownik Mariusz Kastek i doktor Henryk Polakowski z WAT oraz podpułkownik rezerwy Jarosław Pilski z WBP sprawdzali zastosowanie kamery termowizyjnej w badaniu wariograficznym jako dodatkowego czujnika wykrywania emocji związanych z mówieniem nieprawdy.
- Na podstawie zmian temperatury na twarzy starali się stwierdzić, kiedy badany kłamał, a kiedy nie - mówi podpułkownik Sukiennik. - Następnie było to porównywane z naszymi wynikami wariograficznymi. Tym sposobem w trzech przeprowadzonych próbach każdorazowo udało się trafniej wytypować osoby kłamiące - wyjaśnia.
Kodeks postępowania karnego stanowi, że w celu ograniczenia kręgu podejrzanych lub ustalenia wartości dowodowej ujawnionych śladów za zgodą osoby badanej biegły może również zastosować środki techniczne mające na celu kontrolę nieświadomych reakcji organizmu tej osoby. W prawie polskim badanie wariograficzne stanowi dowód o charakterze poszlakowym; na podstawie samego wyniku z wariografu nikt nikomu nie postawi zarzutów lub go nie skaże, ale rezultat takiego badania może rzucić światło na postępowanie.
Pionierzy prawdy
Badanie wariografem po raz pierwszy przeprowadził w 1935 roku w Portage w Wisconsin wynalazca tego urządzenia, detektyw Leonard Keeler. Skonstruowany przez niego przyrząd miał ujawniać i rejestrować fizjologiczne reakcje organizmu człowieka na otoczenie.
W Polsce pionierami badań kryminalistycznych z użyciem wykrywacza kłamstw są wojskowe organy ścigania. Przełomowy był dla nich rok 1967, kiedy po wielu testach i eksperymentach wariograf na stałe przyjął się w wojsku. Wydział Badań Psychofizjologicznych, zajmujący się prowadzeniem i analizą badań wariograficznych, formalnie powstał w lipcu 2009 roku. Został ulokowany w Zarządzie dochodzeniowo-Śledczym KGŻW, którego szefem jest pułkownik Marek Baranowski.
Paweł Sikora
Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL