Najdziwniejsze usterki mózgu: przerażające choroby psychiczne
Budzisz się rano, wstajesz z łóżka, zaparzasz kawę. Teoretycznie wszystko odbywa się jak zawsze - gdybyś tylko nie był przekonany, że od dawna jesteś trupem. Albo: wracasz z pracy do domu i okazuje się, że twoi bliscy zostali zastąpieni przez klony....
Brzmi przerażająco? Cóż, to symptomy zaledwie dwóch enigmatycznych chorób psychicznych, na które medycyna wciąż nie znalazła lekarstwa. Jest ich o wiele więcej...
Zespół Capgarsa: Podobni zupełnie do nikogo
1923 roku francuski psychiatra Joseph Capgras opisał przypadek tak dziwny, że początkowo wydawało się, iż go zmyślił: lekarz poznał kobietę, która była święcie przekonana, że jej znajomych zastąpiły sobowtóry. Z kolei w 1991 roku badacze podali przykład ponad 70-letniej pacjentki zakładu psychiatrycznego, utrzymującej, iż jej mąż został podmieniony.
To rzadkie schorzenie, nazywane zespołem Capgrasa, może towarzyszyć chorobom otępiennym lub schizofrenii albo pojawić się po urazie mechanicznym głowy. Pacjent co prawda identyfikuje swoich krewnych i przyjaciół, ale nie jest w stanie przypisać do ich wizerunków żadnych uczuć. W związku z tym dorabia do tego teorie spiskowe, upatrując w bliskim np. zagrażającego jego życiu oszusta lub przybysza z kosmosu.
Zespół Diogenesa: choroba, o której śniło się filozofom
Zespół Diogenesa diagnozuje się głównie u ludzi po 60. roku życia. Charakterystycznym objawem jest skrajne zaniedbanie higieny. Chorzy zapominają o regularnych kąpielach, nie myją zębów, nie zmieniają bielizny ani ubrań, nie troszczą się o swoje zdrowie i dietę, czasem spożywają też zepsute jedzenie.
Ich mieszkania zarastają brudem, ponieważ nie sprzątają, nie zmywają, nie przeszkadza im nawet zalęgające się po kątach robactwo (np. karaluchy przyciągane przez gnijące resztki pokarmu). Pacjentów cechuje też natrętne zbieractwo, przede wszystkim gazet i pustych butelek.
Co ciekawe, większość osób cierpiących na tę "filozoficzną" przypadłość stanowią wykształceni, inteligentni ludzie o stabilnej sytuacji finansowej. Wciąż nie wiadomo, co powoduje to schorzenie, choć niektórzy badacze wskazują na stres wywołany starzeniem się i strach przed utratą samodzielności.
Zespół Cotarda: Klub żywych trupów
Cierpiący na zespół Cotarda uważa się za osobę nieistniejącą, która nie może umrzeć naturalną śmiercią, ponieważ już nie żyje i jest zombie. Graham, instalator wodomierzy, ojciec dwójki dzieci, po trudach związanych z kolejnym rozwodem i utracie pracy, popadł w głęboką depresję. Próbował się zabić, wchodząc do wanny z włączoną suszarką.
Mężczyzna nie pamięta, co stało się później. Był jednak przekonany, że w wyniku feralnej kąpieli jego mózg umarł. Nie docierały do niego logiczne argumenty lekarzy. Nie pomogły żadne środki farmakologiczne, a badania rzeczywiście pokazały, iż jego "centrala" nie działa prawidłowo:
- Analizuję skany PET od 15 lat i jeszcze nigdy nie widziałem takich wyników u aktywnego człowieka - komentował prof. Steven Laureys z Uniwersytetu w Liege. - Funkcje mózgu Grahama wyglądają jak u osoby śpiącej albo przebywającej w stanie narkozy.
Efekt Nocnego Motyla: Choroba szalonej ćmy
Tego, kto sprzeniewierzył się plemiennym zasadom, czeka surowa kara. Świadomy konsekwencji mężczyzna wpada w szał i zachowuje się jak opętany.
Jego ciało zaczyna trzepotać, zupełnie jakby krył się w nim... motyl.
Ale to nie wszystko. Nieszczęśnik ma wrażenie, iż kurczą mu się organy, nawiedzają go także myśli samobójcze. Choroba szalonej ćmy występuje wyłącznie wśród Indian z amerykańskiego plemienia Nawaho. Wierzą oni bowiem, że nocne motyle zsyłają karę za kazirodztwo poprzez dotknięcie tego, kto się go dopuścił.
W ten sposób w grzesznika wstępuje duch ćmy, który rzekomo przejmuje jego ciało. Niektórzy wierzą w to tak mocno, że faktycznie zaczynają zachowywać się jak opętani.
Aleksytymia: Królowie lodu
Emocjonalny analfabetyzm, bo tak jest też określana aleksytymia, w ogromnym stopniu utrudnia życie w społeczeństwie i wchodzenie w relacje międzyludzkie. Chorzy na tę przypadłość nie mają dostępu do swoich uczuć, nie odróżniając własnych emocji od chociażby potrzeb fizjologicznych.
Apotemnofilia: Nieznośny urok deformacji
Chorzy na tę chorobę marzą o byciu... niepełnosprawnymi. Chloe przez większość swojego życia uważała, że jej nogi nie należą do niej i obmyślała, jak doprowadzić się do trwałego kalectwa. Gdy dorosła, kupiła wózek inwalidzki i do dziś porusza się na nim, mimo że nie ma do tego absolutnie żadnych przesłanek. Obsesja posunęła kobietę do szokującej decyzji.
Postanowiła znaleźć specjalistę, który zgodzi się na przeprowadzenie operacji przecięcia... rdzenia kręgowego.
Apotemnofilia opisywana jest jako postać masochizmu. Pacjent obsesyjnie pragnie pozbyć się co najmniej jednej z kończyn: nawet jeśli nie ma medycznych wskazań do jej usunięcia, będzie dążył do tego wszelkimi sposobami.
Zespół jerozolimski: Zbyt wielkie piękno
Zaniepokojona objawami rodzina odwiozła 62-latkę prosto z lotniska do kliniki psychiatrycznej w Warszawie. Kilkanaście wcześniejszych dni kobieta spędziła wraz z mężem na wycieczce do Ziemi Świętej. Jej zdrowie psychiczne już tam zaczęło niepokoić partnera: była silnie pobudzona psychoruchowo, niemal wcale nie spała.
W ciągu dnia wykazywała obsesję na punkcie oczyszczania, dosłownie i metaforycznie: lizała podłogę w hotelu oraz rozdawała przypadkowym ludziom wodę, głęboko wierząc w to, iż... zamieniła ją w wino. Krzyczała, że jest opętana, a nawet używała wobec siebie przemocy, bijąc się pięściami w brzuch.
Deklarowała natychmiastową potrzebę wstąpienia do zakonu. Praktycznie nie wychodziła z kościoła, modląc się w nim całymi godzinami. Gdy specjaliści przeprowadzili z jej małżonkiem wywiad lekarski, okazało się, iż podobne symptomy wystąpiły u kobiety 20 lat wcześniej: po wizytach w Watykanie oraz Turcji.
Opisany powyżej przypadek to typowy przykład syndromu jerozolimskiego, kiedy turyści - będąc pod wrażeniem miejsc znanych ze Starego lub Nowego Testamentu - doznają obłędu.
Dysmorfobia: Brzydki umysł
Dysmorfofobia zaliczana jest do zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych i bywa mylona z obniżeniem poczucia własnej wartości (co wydłuża czas postawienia prawidłowej diagnozy). Tylko częściowo jest to prawda. Chory postrzega niektóre partie swojego ciała jako wyjątkowo brzydkie, niekształtne i odstające od normy - nawet bez żadnych ku temu podstaw.
Mały i zgrabny nos może odbierać jako "kartoflowaty", szczupły brzuch widzi jako wylewającą się ze spodni wielką "oponkę". Bardzo często, zanim zostanie skierowany do psychologa, szuka pomocy u kosmetyczki lub lekarza medycyny estetycznej, jednak z marnym skutkiem, bo defekty istnieją przecież wyłącznie w jego głowie: gdy pacjent jakoś upora się z obsesją np. na punkcie nosa, znajduje sobie inną - i tak w nieskończoność.
Osoby z dysmorfofobią zazwyczaj stronią od bliższych kontaktów towarzyskich, wycofują się z ról społecznych i są odbierane przez otoczenie jako nieśmiałe, choć koleżeńskie. Prawdopodobnie przyczyną schorzenia są traumatyczne przeżycia w okresie dzieciństwa.