Klasztor, więzienie, miejska legenda. Zakład Karny w Łęczycy ma trudną historię

Są takie miejsca na urbexowej mapie naszego kraju, które szczególnie mocno przyciągają fanów eksploracji niewidocznych lub niedostępnych elementów infrastruktury miejskiej. Z pewnością należy do nich dawny zakład karny w Łęczycy i w sumie to trudno się dziwić, bo przecież wizja więzienia, z którego nikt nigdy nie uciekł, mocno działa na wyobraźnię. Do tego wcześniej był tam klasztor ufundowany najpewniej przez Władysława Łokietka i jego brata Kazimierza II… to miejsce po prostu ocieka historią, trudną historią.

Budynek dawnego Zakładu Karnego w Łęczycy na pierwszy rzut oka wygląda jak wiele innych popadających w ruinę
Budynek dawnego Zakładu Karnego w Łęczycy na pierwszy rzut oka wygląda jak wiele innych popadających w ruinęWikimedia Commons

Budynek dawnego zakładu karnego w Łęczycy położony przy ulicy Pocztowej, blisko centrum miasta, na pierwszy rzut oka wygląda jak wiele innych popadających w ruinę, opuszczonych miejsc. Ale jego historia sprawia, że jest na swój sposób wyjątkowy, bo przecież od XIII wieku musiał swoje zobaczyć, prawda? Dlatego, chociaż oficjalnie jego zwiedzanie nie jest możliwe bez stosownego pozwolenia Starostwo Powiatowego w Łęczycy, wielu fanów urbexu chciałoby obrać go za cel swojej eksploracji.

Na początku był klasztor

Ale zacznijmy od początku, bo mimo że miejsce to zasłynęło przede wszystkim jako więzienie o podwyższonym rygorze, to jak wyjaśnia dr Tomasz Stolarczyk na łamach swojej publikacji na stronie łęczyca.info.pl, budynek powstał w latach 1275-1279 z inicjatywy Władysława Łokietka i Kazimierza II. Nie wiadomo wprawdzie, czy od samego początku był murowany, czy też nieco później na miejscu drewnianego powstał ceglany, ale biorąc pod uwagę fakt, że dominikanie mieli znaczny udział w rozpowszechnieniu w Polsce budownictwa z cegły, ich budowla była zapewne najstarszą murowaną w Łęczycy.

Te mury postawiono za Władysława Łokietka, pamiętają zakon dominikanów. To tu tworzono plan bitwy z Krzyżakami, która odbyła się w 1333 roku pod Płowcami - opowiadał w 2023 r. w wywiadzie dla tvn24.pl lokalny przewodnik Henryk Pieczewski. 

W XIV klasztor został on niemal doszczętnie zniszczony podczas najazdu Bartosza Wezenborga i musiał zostać odbudowany - niestety na skutek braku odpowiednich badań archeologicznych i architektonicznych można dziś odtworzyć jedynie i to tylko częściowo wygląd kościoła po tej odbudowie (do dziś pozostał fragment prezbiterium, które służyło później jako świetlica więzienna!) i rozbudowie.

Jak nie najazdy, to pożary

Później los też nie oszczędzał tego miejsca i choć łęczyccy dominikanie odgrywali kluczową rolę religijną, społeczną i polityczną, a w klasztorze odbywały się synody, kapituły zakonne, sejmiki oraz spotkania polityczne, mierzyło się ono później jeszcze z wieloma problemami. Choćby pożarami, które regularnie niszczyły zabudowania, posyłając w niepamięć kolejne fragmenty kompleksu.

Na przełomie XVII i XVIII wieku zespół został rozbudowany o nowe skrzydła, ale w 1799 roku władze pruskie podjęły decyzję o zakończeniu działalności klasztoru, a w 1801 roku zamianie go na więzienie, za które służył przez kolejne ponad 200 lat! W międzyczasie budynek wielokrotnie przebudowywano, by przetrzymywać w nim jak najwięcej osadzonych i dostosowywano do potrzeb zakładu karnego o zaostrzonym rygorze, który przestał tu działać dopiero w 2006 roku.

Koszmarne więzienie

Zakładu karnego, który znany był w całej Polsce jako ten, który dosłownie "łamał ludzi". Było to też jedno z najcięższych więzień w naszym kraju, głównie ze względu na panujące tu warunki, w pewnym stopniu wynikające z "klasztornego" pochodzenia. Małe pomieszczenia z małymi oknami, w których przebywało zbyt wiele osób - najwięcej skazanych przebywało tu w okresie międzywojennym i szacuje się, że było to ponad 1200 osób, podczas gdy było przewidziane na 450.

Jak opowiadają przewodnicy i byli pracownicy placówki, oznacza to, że we wspomnianym okresie cele często musiały pomieścić nawet 50 osób, czyli były ekstremalnie zatłoczone i część więźniów spała na siennikach na podłodze. Co więcej, zimą w celach panował chłód, a latem ekstremalnie wysokie temperatury od nagrzewającego się drewnianego dachu - więźniowie mieli zaś do dyspozycji tylko jedną kąpiel w tygodniu.

Jednocześnie do samych cel słońce jednak rzadko dochodziło, co nie pozostawało bez wpływu na zdrowie psychiczne i fizyczne osadzonych. A nie można zapomnieć też o maleńkich izolatkach, w których osadzeni mieli przemyśleć swoje zachowanie… obecnie wymaga się, by większe kojce miały do dyspozycji zwierzęta domowe.

Swoje kary odbywali tu zarówno recydywiści, jak i więźniowie polityczni - Władysław Gomułka za rządów Bieruta, były prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki aresztowany w dniu wprowadzenia stanu wojennego za zorganizowanie akcji protestacyjnej czy działacz Solidarności Władysław Frasyniuk. Nie brakowało też osadzonych za drobne przestępstwa i warto przypomnieć, że pobyt w Łęczycy miał za sobą również skazany za długi karciane mąż Marii Konopnickiej.

Próbowali uciekać, ale…

Wszyscy zgadzali się co do jednego, pobyt w zakładzie karnym w Łęczycy był po prostu koszmarem. Nic więc dziwnego, że osadzeni próbowali uciekać, tyle że nikomu się nigdy nie udało. Jak opowiadał we wspomnianym już wywiadzie Henryk Pieczewski, były na pewno dwie próby - jedna w latach sześćdziesiątych na warkoczu z prześcieradeł, a druga po kominie w latach 80., która zakończyła się po tym, jak naczelnik kazał rozpalić w piecu i gorący dym zmusił mężczyznę do porzucenia pomysłu.

Małe okienko, mur długości około metra, czasem to okno było zostawiane otwarte i do środka śnieg leciał, w upały też nie można było wytrzymać. Można powiedzieć, że więzienie samą infrastrukturą było dramatyczne, nieludzkie - opowiadał Frasyniuk w jednym z wywiadów. 

W 2006 roku zapadła decyzja o zamknięciu więzienia i od tego czasu budynek popada w ruinę. Owszem, lokalne władze od czasu do czasu udostępniają je filmowcom, bo to właśnie tu kręcono sceny do filmów "Vabank" Juliusza Machulskiego, "Git" Kamila Szymańskiego i Mikołaja Małeckiego czy "Papusza" Krzysztofa Krauze i Joanny Kos-Krauze "Papusza", seriali "Ludzie i bogowie" czy "Wojenne dziewczyny", a także kilka teledysków, ale próby sprzedaży obiektu zakończyły się niepowodzeniem.

Z czego z pewnością cieszą się naukowcy, bo jak wspominał cytowany już wcześniej dr Tomasz Stolarczyk, miejsce to wciąż kryje w sobie wiele tajemnic i aby je dokładnie wyjaśnić potrzebne są kompleksowe badania, przeprowadzone wspólnymi siłami przez historyków, historyków sztuki i architektury oraz archeologów.

Każdy fan urbexu chciałby to przeżyć

Miejsce wzbudza też ogromne zainteresowanie fanów urbexu, którzy na własne oczy chcą oni zobaczyć te odrapane mury i na własnej skórze poczuć tę atmosferę. Bo jak można zobaczyć na zdjęciach ze środka obiektu (swego czasu można było też umówić się na „legalne” zwiedzanie z przewodnikiem, ale obecnie jest to niemożliwe), wciąż stoją tam prycze z brudnymi materacami i kocami, na podłodze gdzieniegdzie dostrzec można talerze z niedopałkami papierosów, ściany zdobią rysunki i napisy na ścianach pozostawione przez osadzonych, a także "obrazy" świętych i królów. Wszystko to zdaje się robić jednocześnie niepokojące i piorunujące wrażenie, ale czy tak faktycznie jest?

Postanowiłam zapytać osobę, która miała okazję zobaczyć Zakład Karny w Łęczycy od środka - Jana Chojnackiego, pasjonata urbexu i jednego z autorów youtube’owego kanału Project Explore, który od lat zajmuje się eksploracją miejską w Polsce i Europie. Jak odpowiada na moje pytanie o to, czy dawny Zakład Karny w Łęczycy słusznie cieszy się ogromną popularnością wśród fanów urbexu w naszym kraju… „to zależy, czego oczekuje się od eksploracji”:

Dawne więzienie w Łęczycy ma ogromną wartość historyczną – to jedno z najstarszych tego typu miejsc w Polsce, a jego mury pamiętają zarówno czasy zaborów, jak i II wojnę światową oraz okres PRL. Jeśli ktoś interesuje się historią więziennictwa lub lubi miejsca z ciężką, surową atmosferą, to na pewno się nie zawiedzie. 

Jan podkreśla jednak, że jeśli chodzi o stan techniczny, to budynek przez lata niszczał i obecnie nie prezentuje się tak spektakularnie, jak niektóre inne opuszczone obiekty. Mroczne korytarze, cela izolacyjna i napisy pozostawione przez więźniów tworzą podobno niesamowity klimat, ale nie znajdziemy tu wielu zachowanych sprzętów ani dużej ilości „artefaktów” z czasów, gdy więzienie jeszcze działało.

Dla fanów klimatycznych i historycznych miejsc – zdecydowanie warto. Dla tych, którzy szukają spektakularnych ruin i bogatego wyposażenia – może się wydać nieco przereklamowane - wyjaśnia. 

To, czego naprawdę można się spodziewać na miejscu i czy faktycznie wciąż czuć tam ciężki klimat "najcięższego więzienia" w Polsce? Jan wyjaśnia, że surowych, opuszczonych korytarzy, małych cel z pozostałościami wyposażenia i charakterystycznych krat. Dodaje też, że niektórzy eksploratorzy twierdzą, że to jedno z bardziej "ciężkich" energetycznie miejsc, w jakich byli. Nawet jeśli ktoś nie wierzy w paranormalne zjawiska, trudno tam nie odczuć presji tego, co działo się w murach tego więzienia przez ponad 200 lat.

Jeśli chodzi o klimat, to zdecydowanie czuć ciężką atmosferę. Miejsce ma swoją historię, a świadomość, że przebywali tu najgroźniejsi przestępcy, a w czasach wojny i PRL-u więziono tu także więźniów politycznych, robi swoje. W niektórych celach nadal widać wydrapane napisy, co dodaje autentyczności. Echo kroków odbijające się od pustych korytarzy i półmrok panujący w środku sprawiają, że łatwo poczuć niepokój. 

Dopytywany przeze mnie o to, co najbardziej zaskoczyło go podczas wizyty w ZK, bez wahania odpowiada zaś, że to, jak dobrze zachowały się niektóre elementy więziennego wyposażenia, mimo że budynek jest opuszczony od 2006 roku, bo wciąż można znaleźć cele z oryginalnymi drzwiami, kratami, a nawet resztkami mebli. Wspomina także o skali miejsca, które z zewnątrz wygląda na mały obiekt, ale w środku okazuje się naprawdę rozległe:

Łatwo było się zgubić w labiryncie korytarzy, cel i pomieszczeń. Czułem się jakbym wchodził w inny świat, a cisza i mroczna atmosfera budziły poczucie osaczenia. W szczególności w piwnicach, gdzie znajdowały się izolatki – tam panowała absolutna cisza, a powietrze było bardzo ciężkie. To miejsce na długo zostaje w pamięci. 

Na koniec zwraca jednak uwagę, że więzienie jest w złym stanie technicznym – odpadający tynk, zawalone fragmenty sufitu i ogólna dewastacja sprawiają, że wizyta tam wymaga ostrożności. Kiedy więc próbował niedawno uzyskać od władz miasta zgodę na kolejne wejście do opuszczonego więzienia i zrobienie zdjęć na swoją stronę "Ciemna Strona Poznania", usłyszał, że zgody już nie są wydawane ze względu na zły stan techniczny obiektu:

Szkoda, bo to miejsce nadal ma niesamowity potencjał do dokumentowania, ale bezpieczeństwo jest najważniejsze.
podsumowuje.
Życie w cieniu KL AuschwitzAFPTV AFP
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas