Włosi mają ogromny problem. Nie dają sobie rady z turystami

Włochy to turystyczny raj, który potwierdzają statystyki. W 2023 roku w słonecznej Italii zameldowało się ponad 130 milionów turystów. Finansowo to się spina, ale mieszkańcy kraju zaczynają mieć powoli dosyć napływu gości, którzy mocno wpływają na jakość życia w tym miejscu.

Wakacje we Włoszech na topie

Wyjazd do Włoch to dla wielu osób synonim wakacji czy urlopu. Sposobów na odpoczynek jest wiele, możemy wybrać się na citybreak, objazdówkę czy posiedzieć w jednym z kurortów. Włochy mają dostęp do morza, atrakcyjne plaże, urokliwe miasta, zabytki czy jeziora. Wybór jest ogromny, podobnie jak liczba turystów w Rzymie, Wenecji czy innych miejscach na terenie całego państwa. Ubiegły rok okazał się rekordowym pod względem liczby odwiedzających. Według statystyk, turystów we Włoszech było 134 miliony, z czego większość to goście zagraniczni.

Skoro można się tam łatwo dostać, to żal nie skorzystać - a korzystają ludzie z całego świata, w tym także Polacy. Wiele rodzimych lotnisk oferuje połączenia do włoskich miast, często w atrakcyjnych cenach i również w sezonie wiosennym czy letnim. Chociaż turystyka jest kluczową gałęzią gospodarki, to Włosi powoli zaczynają odczuwać negatywne tego efekty. W skrócie mają dość turystów.

Reklama

Na czym polega problem?

Problemów jest wiele i nie wszystkie dotyczą tłumów wokół popularnych zabytków. Mieszkańcy skarżą się na przykład na trudności z transportem. W okolicach jeziora Como ulice nie są przystosowane do tak dużego napływu odwiedzających. Część osób wypożycza samochody, inni decydują się na taksówki - wąskie uliczki przeżywają oblężenie, co utrudnia miejscowych dotarcie do pracy i nie tylko:

Źle jest też z taksówkami. Bezproblemowe, szybkie i tanie zamówienie Ubera po prostu nie istnieje. W wielu miejscach popyt na tego rodzaju usługę jest tak duży, że ceny windowane są do niebotycznych rozmiarów. Nie ma znaczenia, czy jesteśmy turystami, czy mieszkańcami - transport staje się szalenie drogi. Miejsc brakuje też w restauracjach czy hotelach.

Problem dotyczy też pracowników, bo tych zwyczajnie brakuje. Włoska Sardynia potrzebuje sezonowo dodatkowych 25 tysięcy pracowników, których nie ma. Wcale nie lepiej jest podczas sezonu w innych miejscach, jak Wenecja czy Rzym. Tłumy, choć zostawiają we Włoszech sporo pieniędzy, utrudniają funkcjonowanie kraju i jego mieszkańców. I jest to sytuacja patowa.

Sytuacja bez wyjścia

Ostatecznie sprawa Włochów jest trudna i, jakkolwiek można się z tym zgadzać lub nie, to turystyka jest ich realnym problemem. Kraj ten z jednej strony nie może żyć bez turystyki, z drugiej nie jest w stanie opanować napływu zagranicznych gości. Ruch jest na tyle ogromny, że wielu mieszkańców ma go po prostu dosyć. Przykłady z paraliżowaniem niektórych miejscowości mnożą się, pozostawiając miejscowych w określonych sezonach na pastę tysięcy wypożyczonych aut, korków i trudności komunikacyjnych.

Czy z takiej sytuacji może istnieć dobre wyjście? Niekoniecznie. Do tej pory wprowadzano nieśmiałe próby rozładowywania ruchu, np. poprzez opłaty wstępu dla jednodniowych odwiedzających Wenecję. Ale to specyficzny przykład, bo i Wenecja należy do miejsc wyjątkowych, mocno odizolowanych od reszty kraju, do której taki wstęp faktycznie można reglamentować. Na myśl przyszły mi swoiste strefy premium, które dopuszczałyby do danych miejsc tylko osoby płacące. Pewnie, brzmi to jak smutna antyutopia, ale kto wie, czy Włosi nie zdecydują się na taki ruch.

Wykupiłbym DLC z Florencją, a jezioro Como zostawiam wam.

***

Bądź na bieżąco i zostań jednym z 90 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Geekweek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Rzym | Włochy | wakacje | turyści | Florencja | Polacy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy