POLSKIE LEGENDY MIEJSKIE

Paskuda, guziec i pyton. Barwne legendy miejskie stolicy

Warszawskie legendy związane są ze zwierzętami. Zbiegiem okoliczności najczęściej są to gady. Niektóre opowieści są oparte na całkiem niedawnych faktach.

Warszawa ma dwie historyczne legendy miejskie. Jeśli ich nie znacie, postaramy się streścić je bez spoilerów.

Bazyliszek był potworem, którego wzrok zamieniał w kamień. Mieszkał w piwnicy domu na warszawskiej Starówce. Został pokonany przez sprytnego czeladnika - i udało się to dzięki prawom fizyki.

Złota Kaczka strzegła zaś skarbu w piwnicy Pałacu Ostrogskich. Młodzieńca, który ją odnalazł, obdarzyła bogactwem - jak to w bajkach bywa, pod pewnym trudnym do spełnienia warunkiem.

Nowe, współczesne miejskie legendy są w większości miast bardzo podobne. Pojawiają się w nich tajemnicze podziemia, czarna wołga porywająca ludzi i rzekome używanie psiego mięsa w wietnamskich barach. Takie opowieści podawano sobie też i w stolicy.

Reklama

Potwór pod Warszawą, czyli polski Nessie

Jest też całkiem współczesna warszawska legenda o potworze. Żył podobno w wodach Zalewu Zegrzyńskiego, na północ od stolicy. To jedyny większy zbiornik wodny w promieniu ponad stu kilometrów, więc jest częstym miejscem wypoczynku warszawiaków latem.

Potwór pojawił się tam jakoś w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Nagłośnili to dziennikarze niezwykle popularnego w tamtych czasach programu “Lato z radiem" i ochrzcili go imieniem Paskuda.

Paskuda przypominała rzekomo potwora z Loch Ness. Nigdy nie udało się zrobić jej zdjęcia, ale świadkowie opowiadali, że była długa niczym wąż. Podobno żywiła się ściekami, o co w tamtych czasach było nietrudno - do zalewu spływały z okolicznych gmin.

Paskuda okazała się z czasem wymysłem dziennikarzy. Dziś trudno orzec, czy był to marketingowy zabieg zespołu “Lata z radiem", czy próba zwrócenia uwagi na problem zanieczyszczenia wody. Może Paskuda była odbiciem prawdziwej obawy plażowiczów o zdrowie. Kąpiel w Zalewie faktycznie groziła czasem paskudną wysypką.

Co ciekawe, doniesienia o Paskudzie zamilkły, gdy w okolicznych miejscowościach pobudowano oczyszczalnie i jakość wody w Zalewie Zegrzyńskim się poprawiła. 

Legendarny uciekinier. Ma nawet w stolicy ulicę!

Legendarne stały się w stolicy niedawno dwa zwierzęta. Oba jak najbardziej prawdziwe!

W 1996 roku roku rozgłos zdobył guziec. To zwierzę spokrewnione ze świniami i dzikami żyje na wolności w Afryce. W ogrodzie botanicznym w Powsinie samiec guźca przechodził kwarantannę, bo miał trafić do zoo za granicą.

Gdy próbowano go przewieźć na lotnisko, wymknął się z samochodu i pognał do pobliskiego Lasu Kabackiego. Mieszkańcy stolicy podzielili się na dwa obozy. Jedni twierdzili, że nie przeżyje na wolności i należy go ratować. Drudzy, że skoro wybrał wolność, nie powinno się jej odbierać. Guziec schwytać się nie dał.

Guziec Pumba był jednym z bohaterów animowanego filmu "Król Lew" z 1994 roku (wraz z Simbą i Timonem śpiewają słynne "Hakuna matata"). Być może dlatego warszawski guziec zdobył światową sławę. O ucieczce informowały światowe media, w tym Der Spiegel, The Wall Street Journal i BBC. 

We wrześniu 2002 roku radni Ursynowa uznali, że należy tak słynne zwierzę warto uhonorować. Nadali jednej z uliczek nazwę “ulica Guźca".

Sześciometrowy pyton, którego nigdy nie złapano

W lipcu 2018 roku mieszkańców stolicy i okolic zelektryzowała wiadomość o wylince gigantycznego węża. Znaleziono ją nad Wisłą w podwarszawskich Gassach. Już na pierwszy rzut oka widać było, że gad, który ją zrzucił, liczył kilka metrów.

Po zbadaniu okazało się, że wylinka ma aż sześć metrów długości i należała do pytona tygrysiego. Pytony tygrysie mogą dorosnąć do ośmiu metrów długości, a ich obwód jest większy niż męskiego uda. 

Pytony zjadają myszy, szczury, króliki, ale potrafią też zaatakować młode antylopy. Niezmiernie rzadko zdarza się, że atakują ludzi, ale gdy są wygłodniałe, mogą przez pomyłkę zaatakować człowieka. Tak olbrzymi wąż świeżo po zrzuceniu skóry mógł być wygłodniały...

Istniała szansa, że wężową skórę wyrzucił hodowca. Jednak ze Służbą Ochrony Ratownictwa Zwierząt (SORZ) szybko skontaktowała się kobieta. Twierdziła, że jej mąż mąż widział trzy miesiące temu, jak trzech mężczyzn wypuszcza na plażę w Wilanowie wielkiego węża...

Trwające wiele dni poszukiwania pytona spełzły na niczym. Miesiąc później, w sierpniu, znaleziono kolejną wylinkę, tym razem po drugiej stronie rzeki, w warszawskim Wawrze. 

Do dziś tajemnicy podwarszawskiego pytona nie wyjaśniono. Jako zwierzę tropikalne i stałocieplne, raczej nie przeżył zimy. Chociaż, jak mówili znawcy, gdyby znalazł kryjówkę w ciepłej piwnicy czy kotłowni, miał na to szanse. Pytony są dość długowieczne, żyją nawet ponad trzydzieści lat.

W październiku 2018 roku pytona tygrysiego znaleziono pod Piotrkowem Trybunalskim. Czy to był ten sam wąż, który pokonał ponad 130 kilometrów? Tego nie wie nikt.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: zwierzęta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama