Zagadki przyrody

Dziesiątki martwych żółwi na plażach Florydy

Dziesiątki martwych lub cierpiących żółwi morskich zostały wyrzucone na plaże Florydy. Było ich tak wiele, że może to stanowić zagrożenie dla przetrwania gatunku.

W tym roku liczba osieroconych żółwi jest ponad trzy razy większa od średniej, a sprawa może również rozszerzyć się na ludzką populacje.

- Nasza średnia na cały rok wynosi zwykle 30-35 stuk, ale tylko w czerwcu i lipcu odnotowaliśmy aż 53 osobniki. To naprawdę przygnębiające widzieć tak masowe wymieranie - powiedziała Kelly Sloan, badaczka żółwi morskich.

Eksperci uważają, że za zwiększoną śmiertelność jest odpowiedzialny dłuższy niż zwykle rozkwit alg.

Odkąd rozkwit rozpoczął się w październiku, organizacja, do której należy Sloan, wyłowiła łącznie 91 żółwi morskich, a tylko 17 w ubiegłym tygodniu. Ponad połowa wyłowionych żółwi była martwa, a 33 zostały oddane pod opiekę weterynaryjną. Większość żółwi stanowiły osobniki dorosłe, w wieku ok. 25-30 lat.

Toksyczne algi gwałtownie rozrastające się w oceanie, często zabarwiają wodę na kolor czerwony, brązowy, żółty i zielony. W tym przypadku rozkwit dotyczył licznych gatunków bruzdnic, które zabarwiły wodę na czerwono - to tzw. czerwona fala.

Umieranie żółwi na Florydzie zostało spowodowane przez bruzdnice z gatunku Karenia brevis. Mogą być one zabójcze nie tylko dla żółwi, ale i dla ryb, ptaków, ssaków morskich, a nawet ludzi.

Władze Florydy sugerują omijanie plaż w trzech zagrożonych hrabstwach. 

Reklama
INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: żółw | zwierzęta | biologia | biologia morska | algi
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy