Na froncie technologii

PC vs konsole. Czy święta wojna ma jeszcze sens?

Tak daleko, jak tylko jestem w stanie sięgnąć pamięcią, zawsze towarzyszyły mi gry wideo. Miałem szczęście być tym pokoleniem, które wychowywało się mając u boku zarówno Rambo i Pegasusa, jak i Commodore 64, Amigę i kolejne pecety. Tak daleko, jak tylko jestem w stanie sięgnąć pamięcią, słyszałem też o tym, że nie można lubić i jednego, i drugiego...

Tak daleko, jak tylko jestem w stanie sięgnąć pamięcią, zawsze towarzyszyły mi gry wideo. Miałem szczęście być tym pokoleniem, które wychowywało się mając u boku zarówno Rambo i Pegasusa, jak i Commodore 64, Amigę i kolejne pecety. Tak daleko, jak tylko jestem w stanie sięgnąć pamięcią, słyszałem też o tym, że nie można lubić i jednego, i drugiego...
Czy święta wojna między pecetowcami i konsolowcami ma jeszcze sens? /materiały prasowe

O czym mowa? Oczywiście o świętej wojnie między pecetowcami i konsolowcami, w której obie strony próbują przekonać wszystkich o swojej wyższości (ach, to kultowe, PC Master Race!). Trudno nawet powiedzieć, kiedy to wszystko się zaczęło, ale wydaje się, że punktem “przełomowym" była pierwsza generacja konsoli PlayStation, która mocno zaszła za skórę graczom pecetowym. 

Tak, można byłoby spróbować cofnąć się w czasie jeszcze dalej, ale próby zebrania wszystkiego, co wydarzyło się na rynku elektronicznej rozrywki wcześniej, mogłyby zająć cały artykuł i byłyby w gruncie rzeczy... bez sensu. Bo dopiero w momencie, kiedy cały świat mógł korzystać z tej samej technologii - wcześniej co innego w Japonii, co innego w Stanach Zjednoczonych, a Europa jeszcze swoje -  zaczęła pojawiać się rywalizacja. Szczególnie że to właśnie wtedy dotkliwy stał się dla graczy komputerowych jeden z konsolowych argumentów, a mianowicie... produkcje ekskluzywne.

Reklama

Konsolowcy - tego nie uświadczysz na PC

Nie da się ukryć, że był to kamyczek do pecetowego ogródka, chociaż lepiej pasowałoby tu określenie ogromny głaz, bo z tym argumentem po prostu trudno dyskutować. Konsole od zawsze mogły się pochwalić ogromną liczbą produkcji ekskluzywnych, o których gracze pecetowi mogli tylko pomarzyć, a wraz z pojawieniem się na rynku kolejnego ważnego zawodnika, czyli Xboksa, było ich jeszcze więcej. Połączone siły Sony, Microsoftu i Nintendo dostarczyły na rynek tak wiele kultowych serii, jak Final Fantasy, Tekken, Metal Gear Solid, God of War, Mario, Gears of War czy Halo, że pecetowcy mogli tylko przyglądać się temu z zazdrością.

Jak dobrze wiemy, to jednak tylko jeden ze starannie wyuczonych argumentów. Gracze konsolowi od zawsze podkreślają również, że gry wideo to przede wszystkim dobra zabawa, która zasługuje na odpowiednią oprawę.

Z pewnością nie jest nią krzesło i biurko, przy którym spędzamy wcześniej długie godziny pracy czy nauki - to musi być wygodna kanapa i pad w ręku.

Często można też usłyszeć, że granie na komputerze pochłania dużo więcej pieniędzy, bo nie dosyć, że podzespoły komputerowe są drogie, to jeszcze regularnie trzeba je wymieniać, żeby pozostać na czasie z wydawanymi produkcjami - w przypadku konsoli płacimy raz i mamy spokój na długie lata.

Do tego możemy zapomnieć o irytujących instalacjach, grach, które nie chcą się uruchomić z nieznanego powodu, wirusach, aktualizacjach i innych typowo pecetowych przypadłościach.

Pecetowcy - konsole psują branżę dla wszystkich

Pecetowcy widzą to oczywiście inaczej, wskazując, że część tych rzekomych wad, to tak naprawdę zalety. Ich zdaniem wymiana podzespołów komputera to nie tyle konieczność, co szansa na delektowanie się rozrywką coraz lepszej jakości bez konieczności czekania kilku lat na kolejną generację. Co więcej, uważają, że ta opieszałość w wydawaniu nowych wersji sprzętu sprawia, że branży gier wideo podcina się skrzydła - nie może się ona rozwijać, bo deweloperzy w przypadku produkcji multiplatformowych równają w dół, dopasowując poziom do najsłabszego ogniwa, czyli konsol.

Poza tym, jak można chcieć grać na konsoli, czyli mocno przestarzałym PC, skoro można mieć najnowszy, zapewniający zdecydowanie lepszy poziom oprawy graficznej, a do tego bez ograniczeń narzuconych przez producenta sprzętu (w kontekście modów czy ustawień graficznych). Nie wspominając już o tym, że myszka i klawiatura zapewniają niespotykany w padach poziom precyzji i są jedyną słuszną opcją podczas rywalizacji w sieci, a że mają kable... no cóż, niewygórowana cena za cenne milisekundy.

A skoro już przy cenie jesteśmy, to przecież gry pecetowe są dużo tańsze, a dzięki regularnym wyprzedażom na takich platformach, jak Steam, można je kupić za jeszcze mniejsze pieniądze - nie wspominając nawet o akcjach rozdawania gier zupełnie za darmo!

Ta wojna już dawno nie ma sensu

Tyle że większość z tych argumentów już dawno nie ma sensu, bo obecnie konsole i PC to w gruncie rzeczy... niemal ten sam sprzęt, oferujący podobne zalety i targany podobnymi problemami. Nie wierzycie? To zacznijmy od produkcji ekskluzywnych, które coraz częściej nie są już ekskluzywne lub są dostępne na PC nieco później niż na konsolach - wiele osób uważa, że debiut God of War na PC oficjalnie kończy wszelkie spory w tym temacie i chyba coś w tym jest.

Nikt nie zabroni nam także korzystać z pada do grania na PC i podłączenia komputera w salonie, żeby można było grać z kanapy - prawda, że proste? Oczywiście, nie jest to wygodne, jeśli chcemy korzystać z myszki i klawiatury, ale jak najbardziej możliwe, więc ten punkt też możemy odesłać do lamusa. A pamiętacie, co pisałem o irytujących instalacjach i aktualizacjach?

No cóż, konsole już jakiś czas temu zaczęły przypominać pod tym względem PC i czasy, kiedy można było włożyć płytę do napędu i po prostu grać, już dawno odeszły w zapomnienie. 

Co prowadzi nas do kolejnego punktu, a mianowicie konsole i pecety przez lata mocno się do siebie zbliżyły, a w przypadku nowej generacji mają więcej wspólnego, niż kiedykolwiek moglibyśmy przypuszczać - co powiecie na możliwość wymiany dysku SSD pod maską PlayStation 5 i Xbox Series X/S? To może chociaż argument o tańszych grach na PC jest wciąż aktualny?

Trochę tak, ale... głównie nie. Ceny gier na konsole faktycznie są wyższe, często o kilkadziesiąt złotych, ale nie można zapominać o ostatnim branżowym trendzie, a mianowicie abonamentach w stylu Netflixa, tyle że z grami.

Najlepszym przykładem jest Xbox Game Pass od Microsoftu (a Sony już podobno szykuje swoją odpowiedź), który za 40 PLN miesięcznie oferuje dostęp do biblioteki ponad 100 tytułów, w której już w dniu premiery znajdują się produkcje studiów własnych giganta z Redmond. A jakby tego było mało, to za kilkanaście złotych więcej mamy wersję Ultimate, która pozwala cieszyć się ofertą zarówno na Xboxach, jak i... PC. Czy naprawdę trzeba jeszcze coś dodawać?

Chmura i rynkowe niedobory pogodzą wszystkich

Nie, ale można, bo prawda jest taka, że wszystkich graczy łączą jeszcze dwie inne kwestie, a mianowicie rynkowe niedobory podzespołów i chmura. Z tym pierwszym mamy już do czynienia od dłuższego czasu - kto próbował kupić ostatnio nową kartę graficzną lub konsolę nowej generacji, dobrze wie, że jest to albo niemożliwe, albo bardzo trudne i okupione dużo wyższą od sugerowanej ceną.

A drugie? No cóż, wydaje się, że od usług opartych o chmurę nie ma już odwrotu, szczególnie w zakresie gamingu, bo wizja grania w dowolne gry na dowolnym sprzęcie (i swobodnego przenoszenia między nimi rozgrywki) - laptopie, telefonie, tablecie, telewizorze itd. - jest bardzo kusząca. Chociaż całkowite odejście od klasycznych platform z pewnością jeszcze trochę potrwa, bo bardzo umiarkowany sukces (delikatnie mówiąc) Google Stadia pokazał, że obecna technologia nie jest jeszcze w stanie zapewnić graczom takich doświadczeń, by byli gotowi porzucić swoje konsole i komputere, ale taki dzień nadejdzie, szybciej niż się nam wydaje.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: gry wideo | konsole | PC
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy