Pogotowie lotnicze w PRL-u - trudne początki socjalistycznej rzeczywistości
Pogotowie ratunkowe w Polsce obchodzi w tym roku jubileusz 130-lecia. W tym czasie zmieniało się wyposażenie tej służby, nierozerwalnie związane z ewolucją i rewolucją techniczną. PRL to czas niedoboru, ale i wielkich potrzeb oraz oczekiwań wobec pogotowia.
Po zakończeniu działań wojennych w 1945 roku Polska znalazła się w nowej rzeczywistości politycznej, ale też gospodarczej. Kraj czekał długi proces odbudowy zniszczeń, a niekiedy powstania na nowo wielu branż. Tak było zarówno z przemysłem lotniczym, jak i lotnictwem sanitarnym. Aby wypełnić zapotrzebowanie na ratunek z powietrza, początkowo wykorzystywano sprzęt z demobilu.
Do takich maszyn należały przede wszystkim radzieckie po-2 i amerykańskie Peiper cob. Samoloty te nie były w pełni przystosowane do potrzeb cywilnego lotnictwa sanitarnego, ale dzięki pasji pilotów, na bazie aeroklubów, rozpoczęły się loty ratujące życie i zdrowie Polaków. Lotnictwo sanitarne oprócz przewozu chorych wykonywało w tym czasie transporty lekarzy na konsultacje, krwi, czy szczepionek.
W 1955 roku powołano państwowe lotnictwo sanitarne z Centralnym Zespołem Lotnictwa Sanitarnego w Warszawie i placówkami terenowymi. Z biegiem lat zmieniało się ich wyposażenie, ale też i struktura. Ostatecznie ZLS-y zostały podporządkowane Wojewódzkim Kolumnom Transportu Sanitarnego, stając się ich oddziałami.
Pierwszymi produkowanymi w Polsce po wojnie samolotami sanitarnymi były S-13, opracowane na bazie licencyjnego CSS-13. Później dołączyły do nich czechosłowackie samoloty dwusilnikowe Aero i Super Aero, a następnie Let-200 morava. Z wojskowego demobilu trafiały też lekkie Jak-12, An-2 i krajowe gawrony. Ale prawdziwą rewolucję przyniosło wprowadzenie do służby śmigłowców.
Na początku lat 60. pojawiły się pierwsze sanitarne śmigłowce sm-1 produkowane na licencji w WSK PZL-Świdnik. Choć miały wiele technicznych niedoskonałości, dały możliwość dotarcia bezpośrednio do poszkodowanego i szybki transport do szpitala. Dekadę później lotnicze pogotowie doczekało się maszyny wielozadaniowej, komfortowej i przestronnej - Mi-2.
Nowy helikopter miał obszerną kabinę transportową, dającą duży komfort pracy załogi medycznej i pacjenta. W górach natomiast był przydatnym narzędziem do transportu ratowników i ewakuacji poszkodowanych turystów. Do tego, w przeciwieństwie do sm-1, śmigłowiec stał się dostępny dla każdego Zespołu Lotnictwa Sanitarnego i zazwyczaj było ich kilka na ich stanie.
Krakowskie lotnictwo sanitarne w PRL-u zaczynało swoją działalność na bazie pilotów i samolotów aeroklubowych. Pierwszym lotniskiem polowym był dla nich Pasternik, a później podkrakowski Pobiednik. Ta ostatnia lokalizacja sprawiała dużo problemów min. komunikacyjnych, stąd decyzja o przeniesieniu samolotów pogotowia bliżej centrum miasta, na lotnisko Rakowice-Czyżyny.
Niestety przez rozbudowę Nowej Huty i przestarzałą infrastrukturę ostatecznie w 1962 roku lotnicy sanitarni, wraz ze sprzętem latającym, trafili dla lotnisko w Balicach, gdzie ratowniczy śmigłowiec pogotowia stacjonuje do dziś. W latach 70. powstała też sezonowa baza śmigłowcowa w Zakopanem, gdzie krakowscy lotnicy dyżurowali w zimie i latem.
O autorze
Łukasz Pieniążek jest inicjatorem powstania i współzałożycielem Muzeum Ratownictwa w Krakowie. Absolwent Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Jego artykuły o historii ratownictwa pojawiają się regularnie w serwisie Menway.